Muzyka

29 czerwca 2015

7. Zakon Feniksa.

     "Wyciągnęła do mnie rękę, nie wiedziałem co mam zrobić, więc połamałem jej palce swoim milczeniem."~ Jonathan Safran Foer

- Kurwa mać!
Hermiona zerwała się z łóżka i rozejrzała po swojej sypialni mało przytomnym spojrzeniem. Upewniwszy się, że przekleństwo nie dobiegło spod jej łóżka, z szafy ani z okolic biurka postanowiła włożyć na siebie puchaty błękitny szlafrok w serduszka i zejść do Salonu Prefektów.
Tam dostrzegła zarys Malfoya, który wpatrywał się zapewne w kominek. Chłopak stał zupełnie nieruchomo, jego blond włosy były potargane. Po kilku sekundach schylił się, podniósł z ziemi butelkę i przystawił ją do warg.
- Dlaczego tym razem pijesz? - zapytała Hermiona.
- Żeby zapomnieć.
- Zapomnieć o czym?
- Że piję - rzucił ironicznie chłopak, chcąc zakończyć rozmowę. Ostatnim, czego potrzebował, była ta narwana Gryfonka.
- Nie cytuj mi "Małego Księcia", tylko usiądź.
     Malfoy posłusznie opadł na kanapę i potrząsnął głową, co mogło stanowić jednocześnie zaproszenie Granger aby podeszła bliżej, jak i chęć wyrzucenia niepotrzebnych myśli. Mimo to, wiedziona odwiecznym instynktem aby pomagać, Hermiona podeszła bliżej i w końcu opadła na fotel. Wpatrywała się w blondyna, który przedstawiał sobą całkowite opanowanie. Była już gotowa uwierzyć, że chłopak uspokoił się i już chciała wstać i odejść, aby położyć się w ciepłym łóżku, gdy uniósł głowę. Jego spojrzenie, pozornie spokojnie, zawierało w sobie jakiś żal do świata, niepewność oraz lęk.
- Nadal tu jesteś? - zapytał złośliwym tonem, po raz kolejny próbując sprawić, żeby Granger zostawiła go samego.
     Dobrze wiedział, że chciała pomóc. Nie siedziała przy nim, aby doczekać się momentu, w którym on się załamie, nie szydziła z niego, po prostu była.
     Tak jak on, gdy zmarła babcia Granger.
- Co się stało? - zapytała łagodnie.
     Nie było żadnego powodu, aby mówić jej, co się dzieje w jego domu. I tak by nie mogła nic zrobić, poza współczuciem. A tego naprawdę nienawidził.
No, bardziej może tego nie znał, niż nienawidził, w końcu ciężko nienawidzić coś, czego się nie zna, jednak słuchając innych domyślał się, że nie jest przyjemnie, gdy ktoś lituje się nad tobą i wyraża z uczuciem, jak bardzo mu przykro. Mimo to rzucił jej "Proroka Codziennego" i dał moment na zapoznanie się z artykułem.
     Tymczasem Granger zastanawiała się, o co dokładnie chodzi. Przeważnie gdy odnajdują czyjąś matkę, to większość osób się cieszy. Z niewielu rozmów, jakie udało jej się przeprowadzić z Malfoyem mogła wywnioskować, że cenił  Narcyzę nad własne życie, więc dlaczego gdy dowiedział się, że ta się odnalazła i na dodatek Lucjusz Malfoy z tego powodu wyprawia przyjęcie z okazji ponownych zaręczyn, oznajmiając tym samym światu, jak kocha żonę, młody Malfoy jest taki załamany?
- Ja... Malfoy, wybacz, ale...
- Nie zrozumiałaś, prawda?
Hermiona nachmurzyła się. Zawsze rozumiała. Nie było innej możliwości, nie wyobrażała sobie czegoś nie rozumieć. Chłopak westchnął. Potrzebował porozmawiać z kimś o sytuacji, wyrzucić wszystko z siebie za jednym razem, a następnie wymyślić coś, co sprawi, że Narcyza znów będzie wolna.
- Lekcja historii, Granger - podpowiedział cicho. Podświadomie zdawał sobie sprawę, że dziewczyna może mu pomóc, zwłaszcza że nie mógł teraz liczyć na śpiącą Cecilie ani na Blaise'a.
Obserwował z umiarkowanym zainteresowaniem jak Gryfonka marszczy brwi, a jej spojrzenie staje się zamglone i nieobecne. Zapewne próbowała przypomnieć sobie każde jego słowo, gdy pomagał opanować jej materiał na test z historii magii.
- Chodzi o sposoby szantażowania... - zamruczała i spojrzała Malfoyowi w oczy. On jednak ledwo dostrzegalnie pokręcił głową. - Ataki pozostałych śmierciożerców?... Nie wolno nikomu ufać?... Twojej matce grozi coś ze strony innych śmierciożerców?... Twój ojciec ma problemy z oczyszczeniem nazwiska?... Ktoś ich zaatakował?... Twojej mamie coś się stało, gdy była porwana?... Nie? CHOLERA, MALFOY!
     Z trudem opanował kpiący uśmieszek cisnący mu się na usta, gdy widział, jak wściekła już dziewczyna wstaje z fotela.
- Przestań grać ze mną w te swoje ślizgońskie zabawy! - wybuchła Hermiona. - To nie jest zabawne, naprawdę chciałabym pomóc, a ty zamiast powiedzieć wprost o co chodzi, to się po prostu ze mnie śmiejesz!
- Zawieranie małżeństwa z rozsądku, Granger.
- Przecież to nie jest zawarcie małżeństwa - zauważyła brunetka. - Oni i tak nim są, a twój ojciec chyba chce uczcić, że jego żona się odnalazła...
- Ona się nie odnalazła! - Nadszedł moment, w którym młody Ślizgon stracił opanowanie. Wstał i zaczął chodzić szybkim tempem po całym salonie. - Ona uciekła od niego, Granger! Uciekła! A on ją teraz złapał, rozumiesz? To wcale nie jest przyjęcie, aby uczcić, że matka się znalazła! To jest przyjęcie, by pokazać, że nikt nie jest w stanie odejść od Malfoyów! Triumf mojego ojca.
- Jesteś pewien?
- Cholera, Granger, to człowiek, który mnie wychował. Oczywiście, że jestem pewien, wiem jaki jest mój ojciec. Dafne uważa, że się zmienił, ale to jedna wielka gra na rzecz wolności. W gruncie rzeczy nadal jest tym samym obłudnym mężczyzną, jakim był zawsze.
- Zawsze myślałam, że podziwiasz ojca.
- Bo podziwiałem, kiedyś. Teraz miejsce podziwu zajął mój mózg.
- Rozumiem, że chcesz uwolnić matkę? - zapytała Hermiona powoli. Miała w głowie zarys planu, aby odbić Narcyzę Malfoy z rąk męża, jednak do tego będzie potrzebna pomoc Draco. Pytanie tylko, czy on zgodzi się działać na niekorzyść rodziny?
- Naprawdę, czasem zastanawiam się, dlaczego nazywają cię najmądrzejszą uczennicą od czasów Ravenclaw. Wybacz, Granger, ale gadamy o tym od dłuższej chwili, a ty dopytujesz, czy chcę uwolnić matkę. Nie, a więc, nie. Przejąłem się tak dla rozrywki, teraz pójdę się wyspać, tobie radzę to samo.
- Skończ, Malfoy. Daj mi kilka godzin, postaram się pomóc twojej mamie.
     Draco ze zdumieniem patrzył jak odziana w puchaty szlafrok dziewczyna wyskakuje z ich salonu. Nie mógł uwierzyć, że po tylu latach obrażania jej, ona tak po prostu udała się po pomoc dla niego.
Oczywiście, wcale nie potrzebował jej pomocy! Jak zawsze poradziłby sobie sam.
Miło jednak poczuć, że ktoś się przejął twoim życiem.




     - Panie profesorze!
Dumbledore podniósł powieki i zmęczone spojrzenie skierował na drzwi gabinetu, do którego ktoś się dobijał. Machnął krótko różdżką, sprawiając że jego sypialnia została zasłonięta kotarą a on sam wstał i otworzył natrętnej osobie. Ku jego zdumieniu za drzwiami stała Hermiona Granger.
- Przepraszam, że pana budzę, profesorze, jednak jest ktoś, kto potrzebuje pańskiej pomocy.
- Panno Granger...
- Ja wiem, że jest późno i można załatwić to rano, ale naprawdę, to sprawa, która musi zostać natychmiast przedstawiona Zakonowi.
- Wejdź, Hermiono. I powiedz szybko, co się stało.
Dziewczyna wpadła do gabinetu i nie przejmując się pełnymi nagany spojrzeniami poprzednich dyrektorów zaczęła przedstawiać sytuację Malfoya. Wraz z każdym jej słowem Dumeldore zamyślał się coraz bardziej, a jeszcze przed końcem jej opowieści posłał patronusa. Hermiona miała jedynie nadzieję, że zwoła on wszystkich na zebranie Zakonu, aby pomóc Ślizgonowi.
- Panno Granger, proszę się uspokoić. Pomożemy Draconowi, Severus się tym zajmie. - Dumbledore uśmiechnął się ciepło do Gryfonki. Dopiero wtedy poczuła jak opada z niej napięcie i jak bardzo jest zmęczona. - Zapytaj jednak swoich przyjaciół, czy chcą wziąć udział w misji. Z tego, co mi wiadomo, to relacje pana Pottera, Weasleya i Malfoya pozostawiają wiele do życzenia.
- Zobaczę, co da się zrobić. I dziękuję, panie dyrektorze.
     Hermiona wyszła z gabinetu dyrektora i skierowała swoje kroki do Pokoju Prefektów.
Dopiero poczuła, jak bardzo jest zmęczona.




     Cecilie Black weszła do Wielkiej Sali, gdzie powitała ją cisza. Uczniowie przerwali jedzenie i w milczeniu wpatrywali się w blondwłosą dziewczynę, która nieświadoma niczego ruszyła raźnym krokiem do stołu Krukonów. Zajęła swoje miejsce, jednak chłopak siedzący obok odsunął się od niej.
- Anthony, coś się stało? - zapytała zdziwiona i poszukała wzrokiem Raven. Ruda jednak zaspała na śniadanie i była dopiero w trakcie wychodzenia z Pokoju Wspólnego, nie mając pojęcia, co się właściwie stało.
-Wolałbym nie utrzymywać kontaktów z kimś twojego pokroju - odpowiedział chłodnym tonem Anthony.
Cece zmarszczyła brwi i wstrząsnęła głową. Zazwyczaj dobrze dogadywała się z chłopakiem i nie rozumiała dlaczego te nagle zaczął tak dziwnie reagować na jej towarzystwo.
     Drzwi do Wielkiej Sali otworzyły się ponownie i do środka weszła Raven.
- Czołem! - rzuciła wesoło, siadając koło przyjaciółki. - Coś się stało?
- Raven - odezwała się ze współczuciem Tamara. - Chyba powinnaś wiedzieć z kim się zadajesz...
- Hę? - zapytała mało inteligentnie ruda, zatrzymując dłoń z tostem w połowie drogi do ust. Cece napięła się. Draco miał rację, nie powinna była przenosić się do Hogwartu. Nie powinna też rzucać się w oczy, tylko skupić na nauce, a tak wszystko zaprzepaściła.
- Cecilie wcale nie jest z rodu Blacków... - dodała Tamara złudnie smutnym tonem. Była jedną z niewielu osób, które nie przepadały za nowymi uczennicami.
- Nie przeginaj, jestem - zaperzyła się Cece, automatycznie zapominając o postanowieniu siedzenia cicho.
- No oczywiście, twoja cudowna mamusia pochodzi ze szlachetnego rodu Blacków - rzucił Terry Boot złośliwym tonem.
- O co wam chodzi? - zapytała znudzona już Raven. Była głodna, a oni powstrzymywali ją przed konsumpcją w sprawie jakichś mało istotnych nazwisk.
- Cecilie wcale nie jest Black. Ona jest Lestrange! - powiedziała głośno Tamara McCoins.
     Siedzący przy stole Slytherinu Draco i Blaise unieśli głowy. Również Astoria obejrzała się przez ramię, obserwując zmianę na twarzy i tak już bladej Cecilie.
- Masz zamiar pomóc jej jakoś z tego wybrnąć? - zapytała Pansy Malfoya. On uniósł na nią zmęczone spojrzenie i dziewczyna zdumiała się jak bardzo podkrążone i przekrwione oczy ma blondyn.
- Uoo, stary... Granger nie daje ci spać? - mruknął Zabini z rozbawieniem.
- Blaise, ty idioto - odezwała się Dafne Greengrass, mierząc pełnym politowania spojrzeniem chłopaka.
- No co?
- To, że nie chcę kolejnych plotek na mój temat, głupku - rzucił Draco i wyprostował się. - A teraz przepraszam, muszę ruszyć na ratunek mojej niemożliwej kuzynce.
- Siedź - powiedziała miękko Parkinson i sama wstała. - Ja się tym zajmę. Ty wyglądasz jakbyś przeżył kilkudniową libację.
- Gdzie się podziała tępa Pansy? - zapytała ze zdumieniem Dafne, obserwując jak brunetka wolno podchodzi do stołu Krukonów.
- Ona nigdy nie była tępa. Tak naprawdę jest strasznie fajna i mądra - odpowiedziała Astoria a jej twarz pokryła się rumieńcem.
- Jeej, młodsza Greengrass umie mówić! - roześmiał się Teodor Nott, za co dostał w głowę od Dafne.
- Zamknijcie się, Weasley podchodzi do Cecilie i Raven...
Głowy Ślizgonów skierowały się w stronę stołu Ravenclawu.



     Ronald Weasley niemal siłą zaciągnął swojego przyjaciela by zobaczyć co się dzieje. W przeciwieństwie do Pottera, Ron zawsze z ciekawością reagował na różne plotki krążące po szkole.
- O co chodzi? - zapytał z zaciekawieniem.
- Cecilie właśnie zbiera masowy opierdziel za swoje nazwisko - wyjaśniła Raven, patrząc z niesmakiem na uczniów z własnego domu.
- Black to dobre nazwisko - zauważył chłodnym tonem Harry.
- Tylko, że ona wcale nie ma na nazwisko Black, jakby to miało znaczenie. - Sarkastyczny głos Pansy Parkinson rozniósł się echem po sali.
- Ona nazywa się Lestrange! - zapiała Tamara, wskazując palcem na Cece.
Harry uniósł wysoko brwi i przeniósł spojrzenie na blondynkę.
- Jakoś mało podobna do matki jesteś - zauważył łagodnie.
- Mam urodę po babce, tak samo jak Narcyza i Draco - warknęła, wściekła już, Cecilie.
- Jemu nie chodzi o wygląd - powiedział głośno Weasley. - Tylko raczej o brak morderczych skłonności. Jesteś milsza od połowy ludzi na tej sali, a ocenianie cię przez pryzmat czynów matki i ojca to największa głupota. Nie wierzę, że uczniowie podobno najmądrzejszego domu są tak tępi, by się zachowywać w taki sposób...
     Twarze kilku osób pokryły się rumieńcem wstydu.
- Weasley, jestem w szoku, mądrze gadasz - zauważyła z rozbawieniem Pansy.
- Parkinson, jestem w szoku, masz serce i postanowiłaś komuś pomóc nie mając z tego korzyści - odgryzł się Ron.
Dziewczyna uśmiechnęła się do Gryfona.
- Sorry Cece - odezwał się Anthony. - Jednak sama musisz przyznać, że twoje nazwisko nie cieszy się zbyt dużą popularnością.
     Wciąż zdenerwowana blondynka zmierzyła jedynie kolegę na wpół zmęczonym a na wpół zdenerwowanym spojrzeniem i opuściła Wielką Salę.
- Jestem ciekawa, kto odkrył, kim tak naprawdę jest Cecilie... - powiedziała zamyślona DeGraw.
- Nie martw się, najpóźniej za tydzień się dowiemy - odpowiedział z uśmiechem Weasley i ciągnąc za sobą Harrego, poszedł usiąść przy stole Gryfonów. Raven patrzyła za odchodzącym rudzielcem i uśmiechnęła się lekko.




     Albus Dumbledore obserwował twarz młodego Malfoya, któremu wytłumaczył jak ma wyglądać misja odbicia jego matki. Już sam termin był dla chłopaka niezwykle niekorzystny, ponieważ Zakon postanowił czekać na Bal, który organizował Lucjusz i dopiero podczas balu odbić Narcyzę. Miało się to odbyć jednak dopiero za półtora miesiąca i Dracona krew zalewała na samą myśl o czekaniu na pomoc dla matki. Dodatkowo musiał przedstawić Zakonowi wszystkie zakamarki Malfoy Manor, aby nikt nie był w stanie ich zaskoczyć.
- Panie dyrektorze - zaczął powoli, cedząc w ustach każde słowo. - Możemy załatwić wszystko już teraz, nie ma sensu czekać.
- Niestety, panie Malfoy, musimy dać sobie więcej czasu na przygotowanie.
- Nie rozumie pan, że nawet w tej chwili moja matka może być dręczona w ramach konsekwencji za ucieczkę?!
- Bardzo mi przykro, jednak jeśli naprawdę chcemy jej pomóc, to musimy zebrać jak najwięcej osób. Z tego, co mi wiadomo to na Balu będzie każdy, kto był podejrzewany o pomaganie Voldemortowi, proszę się tak nie krzywić panie Malfoy, więc musimy być jak najlepiej przygotowani.
- Więc kto ma brać w tym udział? - zapytał niecierpliwie chłopak, starając się powstrzymać cisnące się na usta przekleństwa.
- Póki co ma pan zapewnioną pomoc profesor McGonagall, swojego chrzestnego, pana Pottera i Weasleya, Molly Weasley, Freda oraz George'a... Co do tej dwójki to musi się pan liczyć ze szkodami w Malfoy Manor, Hermiony Granger, Ginewry Weasley, Penelopy Clearwater, Cho Chang, Dedalusa Diggle, mojego brata, Aberfortha oraz Hestii Jones. Nie skontaktowaliśmy się jeszcze ze wszystkimi członkami, wiadomość rozsyłana jest dopiero od wczoraj i ludzie dopiero docierają do Kwatery.
     Draco zamyślił się. Większość osób, które zadeklarowało się, aby mu pomóc była kiedyś przez niego gnębiona, wyzywana bądź ośmieszana. Poczuł gorąco w okolicach karku, gdy zdał sobie sprawę, ile będzie zawdzięczał ludziom, którymi kiedyś gardził.
- Czy ja również mogę wziąć udział w walce?
Albus popatrzył z zaskoczeniem na swego ucznia. Od zawsze wiedział, że młody Malfoy jest niezwykle zdolny i posiada dużą moc, jednak do odważnych nigdy nie należał. Ba, wręcz przeciwnie, unikał kłopotów jak ognia a sama myśl o jakichkolwiek konsekwencjach podnosiła mu ciśnienie.
- Oczywiście, jeśli chcesz... Musisz liczyć się jednak z tym, że możliwe będzie iż będziesz walczył z własną rodziną. Mogą cię czekać po tym straszne konsekwencje.
- Zdaję sobie z tego sprawę - odpowiedział pewnym tonem Malfoy, a profesor Dumbledore po raz pierwszy odczuł dumę ze swego blondwłosego ucznia. Nauczył się on wybierać i poświęcać samego siebie dla innych, do stanowiło dla Albusa swego rodzaju zwycięstwo.




     Członkowie Zakonu Feniksa mierzyli się gniewnymi spojrzeniami. Ich kłótnia trwała już kilka godzin, doprowadzając Złotą Trójcę do kresu wytrzymałości.
- Nie mam zamiaru ryzykować skóry dla gówniarza, który rzuciłby się w ramiona Voldemorta, gdyby tylko mógł - oświadczył wściekle Mundungus Fletcher.
- Walczyć o ratunek dla śmierciożercy, to śmieszne! - prychnęła Angelina Johnson. - Nie rozumiem, jak mogłaś w ogóle wpaść na coś takiego, Hermiono.
- To nie jest śmierciożerca! - uniósł się Ron. - Ja wiem, że nikt z nas za nim nie przepada, ja również, ale to jest zwykły uczeń. Zrozumcie wreszcie, że on był zmuszany do robienia tego wszystkiego, Dumbledore dokładnie go sprawdził przed rozpoczęciem roku szkolnego! Myślicie, że w innym przypadku w ogóle wróciłby do szkoły?
- A jego matka? - zapytał Charlie Weasley, patrząc na młodszego brata ze zmęczeniem. Nie chciał brać udziału w walce, w której mogło się okazać, że uratował kogoś, kogo trzeba będzie zamknąć.
- Z tego co zrozumiałem po rozmowie z dyrektorem, to Narcyza nigdy nie pochwalała Voldemorta - odpowiedział Fred Weasley. Po wojnie zmężniał i nabrał ciała, podobnie jak George. Nadal zajmowali się wynajdowaniem zabawek oraz magicznych urządzeń, jednak stali się również dojrzali.
- Jej jedynym przewinieniem było milczenie, bo bała się o synalka - dorzucił George i przetarł zmęczone oczy.
- Synalka! - parsknęła wściekle Molly Weasley. - Synalka, też coś! Cóż za głupia kłótnia! Od kilku godzin dyskutujemy, co mamy zrobić, a zapomnieliśmy, że osoba której mamy pomóc, to dziecko! Przecież ten cały Draco Malfoy to dziecko, takie samo jak Harry, Ron czy Hermiona! Nie jego winą jest, jak go wychowali, na Merlina! Co się stało z Zakonem, który teraz zamiast martwić się o to w jaki sposób pomóc, rozważa czy w ogóle pomagać?!
     Kobieta złapała się gniewnie pod boki i zmierzyła rozwścieczonym spojrzeniem tłum ludzi. Ron poczuł dumę z matki i uśmiechnął się ciepło. W Hermionę zaczęła wstępować nadzieja, że może jednak uda się przekonać resztę, aby pomogli jej współlokatorowi. Natomiast Harry pogrążył się w myślach.
     Rozumiał, dlaczego większość niechętnie przystaje na pomoc Malfoyom - każdy pamiętał co robili, nie tylko w czasie wojny, ale od zawsze. Jednak... czy to nie Lucjusz kierował rodziną? Narcyza zawiniła jedynie swoją dumą i wyniosłością, a Dracon... Został źle wychowany.
     Po raz pierwszy Harry pomyślał o nim, jak o równym sobie. Przyznał rację pani Weasley, w końcu Draco był tylko dzieckiem.
- Warto zauważyć, że Narcyza podczas wojny pomagała nam, a nie Voldemortowi - stwierdził Artur Weasley.
- O tak, tak samo jak ci, którzy zauważyli że Voldemort przegrywa!
- Nie - zaprzeczył gwałtownie Artur. - Narcyza od samego początku pomagała nam. Przypomnę również, że sama zabiła jednego śmierciożercę, czym uratowała życie mojej małej Ginny. Możecie mówić co chcecie, jednak ja jej pomogę. Moja rodzina ma wobec Narcyzy Malfoy dług wdzięczności.
     Artur Weasley podniósł się i stanął koło żony, dając tym samym do zrozumienia, że rozmowa dla niego jest skończona. Charlie, Bill oraz bliźniacy również wstali i zaczęli sprzątać swoje rzeczy.
- Ludzie, ja rozumiem, że Draco to dupek i nie raz każdego z nas uraził, podobnie jak jego rodzice - zaczął Harry, dając sobie ostatnią szansę na przekonanie reszty Zakonu. - Zauważcie jednak, że to Hermiona poprosiła o pomoc dla niego, a nie on sam. Skoro nawet ona się tak przejęła, to musi oznaczać, że w jego domu nie jest najlepiej, a Narcyza Malfoy naprawdę potrzebuje pomocy. Na początku sam chciałem olać sprawę, ale... Nie wydaje wam się dziwne, że Malfoy otworzył się przed Hermioną? Przecież, według niego, ona jest szlamą. Tak, jak powiedziała pani Weasley - tutaj Harry pokazał ręką na rudą kobietę o ciepłym uśmiechu. - Draco to dzieciak, taki sam jak ja. Tylko, że teraz on potrzebuje naszej pomocy.
- Skoro jesteś tak bardzo pewien swego zdania, to pomogę ci oraz załatwię paru zaufanych aurorów - oznajmił Kingley swoim głębokim głosem.
     Większość członków Zakonu również zadeklarowała swoją pomoc, a Harry oparł się o oparcie niewygodnego krzesła i skreślił kilka słów do profesora Dumbledore'a, by poinformować go o decyzji Zakonu.


     Za tydzień mieli spotkać się z Malfoyem, który zdecydował się pomóc w uwolnieniu matki.



____________

Przepraszam, naprawdę przepraszam, że tak długo.
Rozdział miał się pojawić wczoraj, jednak nie zdążyłam.
Wiem, jak głupio brzmi moje usprawiedliwianie się, jednak zaczęłam pracę i naprawdę rzadko bywam w domu. Jeszcze rzadziej mam siłę w ogóle pisać i nawet teraz nie jestem zadowolona z tego, co dodaję. mam jednak nadzieję, że ogarnę się z czasem i następne rozdziały będą lepsze oraz będą częściej.

Fajnie byłoby dostać też od Was jakąś motywację, obojętnie czy w komentarzu, czy też na asku, gdziekolwiek. Po prostu miło widzieć, że ktoś to czyta, to serio daje kopa! 

Tak czy siak, przepraszam raz jeszcze, pozdrawiam i do następnego! :)

7 komentarzy:

  1. Świetny świetny świetny!!!
    Czekam na kolejny z wieeelką niecierpliwością. :3
    Pozdrawiam ~

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział :)
    Czekam na kolejny! :** Weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział, ale zauważyłam 2 niedociągnięcia.
    Końcowe zdanie momentu, gdy Hermiona idzie do Dumbledore'a "Dopiero teraz zauważyła jak bardzo jest zmęczona" powtarza się kilka linijek wcześniej.
    I jeszcze jedno: czy Draco nie spalił tego artykułu? Bo potem dawał go Hermionie. Tu mogę się mylić, bo nie jestem pewna, ale jakoś tak zwróciłam na to uwagę.
    Ogólnie lekko mi się czytało, masz fajny styl pisania.
    Czekam na kolejny, weny;))
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, dziękuję za uwagi!
      Błędy poprawie, gdy tylko wrócę do domu :>

      Usuń
  4. Serduszka, serduszka, szlafroczek w serduszka... ;33
    Super rozdział, lecz czy tylko mnie wydaje się on ciut przykrótki? A może to tylko przywidzenie? :D
    Ciekawią mnie relację, pomiędzy dwójką naszych głównych ;33 Niecierpliwie czekam na NN <#

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam w wolnej chwili cc;;

    Weny!
    Hariet

    OdpowiedzUsuń
  5. Naprawdę świetnie piszesz! Czytam cie od pierwszego rozdziału, lecz to mój pierwszy komentarz. Uzależniłam sie od twoich opowiadań, na serio. Oby tak dalej!

    Lecę czytać dalej. Pozdrawaim i zapraszam do mnie.

    http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/



    http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Naprawdę świetnie piszesz! Czytam cie od pierwszego rozdziału, lecz to mój pierwszy komentarz. Uzależniłam sie od twoich opowiadań, na serio. Oby tak dalej!

    Lecę czytać dalej. Pozdrawaim i zapraszam do mnie.

    http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/



    http://miloscwieleznaczen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń