Muzyka

9 października 2017

MINIATURKA 1.

Pairing: Dramione
Sceny 18+: TAK
Długość: 9,505 wyrazów ; 18 stron.
Betowany: NIE


Hermiona Granger miała wszystko.
Z nagrody za zasługi wojenne zakupiła dom oraz meble. To, co zostało, zainwestowała po długo trwających rozmowach z doradcą. Jej przyjaciele byli zdrowi, szczęśliwi i zakochani. Wszyscy darzyli ją szacunkiem. Nie była też już brzydką kujonicą – dzięki kłótni Harry’ego z Malfoyem na czwartym roku miała idealnie równe zęby. Jej włosy nie były już wielką burzą nieokiełznanych loków lecz ładnymi falami sięgającymi odrobinę za piersi. Co prawda nadal posiadała piegi lecz nie były one aż tak straszne jak wydawało jej się to w Hogwarcie.
                Fakt faktem, Hermiona nauczyła się o siebie dbać. Nie mogła przecież wyglądać jak nieboskie stworzenie, zwłaszcza że zajmowała dość ważne stanowisko w Ministerstwie Magii. Swój wygląd traktowała jak wizytówkę, był on dla niej istotny. Schludne ubrania, delikatny makijaż i ładnie ułożone włosy były jej codzienną pracą, taką samą jak wypełnianie podań i przyjmowanie klientów.
                Pracę również miała idealną. Mimo zapewnień, które przedstawiała w wieku lat szesnastu, że  woli zrobić coś dobrego dla świata, panna Granger zajęła się prawem czarodziejów. W przeciwieństwie do prawa obowiązującego w świecie mugoli, tutaj nie musiała się głowić nad wyborem pomiędzy prokuratorem i obrońcą. Sama wybierała sprawy i klientów, rzadko zdarzało się aby szef podesłał jej kogoś, kogo nie chciała.
                Od zakończenia wojny nie miała na co narzekać. Mimo to zdarzały się wieczory, podczas których była Gryfonka wymawiała się ze spotkań z przyjaciółmi bólem głowy bądź nawałem pracy, wracała do domu i kładła się do łóżka patrząc tępo w okno swojej sypialni. Potrafiła przeleżeć w ten sposób kilka godzin; nie myślała wtedy o niczym konkretnym, nie dbała o nic ani o nikogo, nie miała ochoty na ruszenie głową i na myśl o wstaniu chociażby do toalety ogarniał ją strach a następnie niechęć i poczucie, że to i tak nie ma sensu.
                Po paru godzinach wstawała i szła pod prysznic. Potrafiła stać pod gorącą wodą tak długo, aż skóra zaczynała ją parzyć i nie czuła obecności łez na policzkach. Nigdy nie płakała głośno – nie trzęsły jej się ramiona, z jej gardła nie wydzierał się szloch, nie wykrzywiała ust w brzydkim grymasie. Po prostu łzy spływały po jej twarzy a ona nie robiła nic, by je powstrzymać. Później kładła się do łóżka i przez kolejną godzinę, kołysząc się w przód i w tył, usiłowała usnąć.
                Wstawała przed siódmą i każdego ranka po takim wieczorze z nienawiścią wpatrywała się w swoje odbicie. Cienie i worki pod oczami maskowała zaklęciem, nakładała makijaż, wkładała kostium i ruszała do pracy, gdzie piła kawę i jadła śniadanie.
                Nikt nigdy by nawet nie przypuszczał, że Hermiona płakała. W końcu, nie miała ku temu żadnych powodów.






                Życie Draco Malfoya również było usłane różami. Przynajmniej, według niektórych.
Miał piękny dom, tak różny od Malfoy Manor jak tylko mógł być. Miał przyjaciela i przyjaciółkę. Miał kondycję, która pozwalała mu każdego ranka przebiegać siedem kilometrów i miał tyle siły by w każdą sobotę trenować. Był wolnym człowiekiem, dzięki czemu niedziele mógł przeznaczyć całkowicie dla siebie.
                Spojrzenie jasnoniebieskich tęczówek i leniwego uśmiechu wywoływało drżenie kolan u kobiet. Delikatną zmianą tonu głosu był w stanie odebrać rozmówcy mowę, zawstydzić, przerazić bądź zjednać.

                Większość zdążyła zapomnieć o jego przeszłości, o jego rodzinie. Mało kto pamiętał, że ojciec szanowanego właściciela Malfoy Industries przebywa w Azkabanie a matka została zmuszona do wyjazdu do Szkocji, gdzie przebywała pod nadzorem szkockich aurorów. Ich raporty raz w miesiącu wpływały do Biura Szefa Aurorów informując, że Narcyza Malfoy jest spokojną kobietą, która nie wykazuje żadnych oznak agresji a jej jedyną prośbą jest możliwość zobaczenia syna. 
Nikt nie pamiętał, że Draco Malfoy, podobnie jak Hermiona Granger, stracił rodziców w wieku siedemnastu lat. I nikt nie wiedział, że zamierzał ich odzyskać.





                - Kurwa mać.
Poirytowany głos Jamesa McAvisa sprawił, że Harry Potter wyprostował się i zmarszczył brwi, udając ciężką pracę.
- Potter, do mnie.
Mężczyzna wstał powoli i skierował swoje kroki do gabinetu szefa. Na plecach czuł współczujące spojrzenia kolegów po fachu.
- Wołałeś – oświadczył Harry, patrząc McAvisowi prosto w oczy. James miał pięćdziesiąt siedem lat, siwe włosy i spojrzenie tak zmęczone, że Potter niejednokrotnie się zastanawiał czy po prostu nie zrezygnować z zawodu Aurora i nie zacząć grać w Quidditcha, co niejednokrotnie proponował mu Oliver Wood.
- Siadaj – westchnął James i przetarł zmęczone oczy. Powoli zaczynał rozumieć, dlaczego aurorzy przechodzą na wcześniejszą emeryturę. – Słuchaj, Potter. Co myślisz o Malfoyu?
- Nie wiem. Nie widziałem go od paru lat. W szkole był głupim szczeniakiem, wywyższającym się i złośliwym. W trakcie wojny… Wiesz, on nie był zły.
McAvis pochylił się z zaciekawieniem do przodu.
- Nie? – zapytał drwiąco. – Pragnę ci przypomnieć, że jego ojciec ma jeszcze dwa lata odsiadki w Azkabanie a matka nadal jest pod okiem szkockich aurorów. To w jego domu Sam Wiesz… Voldemort miał swoją siedzibę. Chłopak nie jest dobry, nie walczył razem z nami.
- Nie walczył przeciwko nam – odmruknął Potter. – I będąc w otoczeniu samych Śmierciożerców skłamał i uratował mi życie.
- A później patrzył jak jego ciotka znęca się nad Hermioną Granger.
- Nie wydaje mi się, aby sprawiło mu to przyjemność. – Głos Harry’ego stał się zimny jak lód. Pamiętał wzrok Malfoya, który napotkał moment przed teleportacją do Muszelki. Pamiętał żal w oczach blondyna, gdy ten wpatrywał się w Hermionę. Pamiętał też, jak chciał rozbroić Ślizgona a on nawet nie próbował się bronić.  – Dlaczego kłócimy się o Malfoya?
- Bo jego matka wciąż mi pisze listy, że chce tu wrócić! Aurorzy ze Szkocji też piszą, że ona nie stanowi zagrożenia i że może czas dać jej szansę. Kurwa, sam Draco Malfoy wysyła mi sowy z żądaniami aby Narcyza Malfoy mogła wrócić do Londynu. Głupi gówniarz!
Potter parsknął śmiechem. Tylko Draco Malfoy mógł mieć tyle tupetu by zamęczać Szefa Biura Aurorów nieustannymi listami a w nich wypisywać swoje żądania.
- Dlaczego nie pozwolisz jej po prostu wrócić? Wszyscy znamy jej stan, nie jest niebezpieczna. Możemy sprawować nad nią nadzór tutaj.
- Nie ufam mu, Potter. – James przeniósł spojrzenie na blat biurka. –Nigdy nie uwierzę, że chłopak, który darzył taką nienawiścią cały świat z dnia na dzień zmienił się w kogoś, kto nam nie zagraża. Nie jestem na tyle naiwny by sądzić, aby ktoś z jego uprzedzeniami tak nagle zrezygnował z dręczenia osób urodzonych w rodzinach nie magicznych. I boję się tego, co może zrobić, gdy będzie miał przy sobie Narcyzę a za dwa lata Lucjusza. Nie wiem, co musiałby zrobić, aby mi udowodnić, że naprawdę się zmienił.
- Pogadam z nim. Jutro powiem ci, co sądzę i czy da się coś zrobić.
                Potter wyszedł z gabinetu a James uśmiechnął się. Wychował sobie wspaniałego następcę.


 Draco siedział w bibliotece i popijał herbatę, gdy nagle i z trzaskiem pojawił się skrzat anonsując Harry’ego Pottera.
- Wprowadź – mruknął cicho i przymknął oczy. To tyle z jego godziny poświęconej na odpoczynek. O dziewiętnastej chciał się wziąć za pracę. – Potter, czym mogę służyć?
                Wstał i zlustrował spojrzeniem niegdyś swojego wroga. Wybraniec nie zmienił się za wiele – przybrał trochę mięśni jednak wciąż był szczupły i drobny. Włosy sterczały mu we wszystkie strony a zielone oczy spoglądały na niego zagadkowo.
                Harry milczał przez chwilę i lustrował pana domu oraz pomieszczenie. Biblioteka była spora, ciepła i przytulna. Przez okno można było dostrzec powoli zbliżające się ku zachodowi słońce. Promienie padały na Malfoya, sprawiając że jego włosy zdawały się być białe. Blada cera i jasne tęczówki w połączeniu z czarną koszulą i czarnymi spodniami powodowały, że nawet Harry pomyślał, że blondyn wygląda jak upadły anioł. Zielonooki uśmiechnął się krzywo na takie porównanie.
- Musimy porozmawiać.
- Usiądź. Kawy, herbaty? – Niczym idealny pan domu Draco wskazał aurorowi miejsce w fotelu i przywołał skrzata.
- Kawy. Z mlekiem. Obawiam się, że to zajmie trochę czasu.
                Draco obserwował spokojnie jak Potter zastanawia się, jak ująć w słowa sprawę, z którą do niego przyszedł. Zastanawiał się, ile mu to zajmie. Kultura osobista nie pozwoliła mu na pospieszenie gościa jednak nie mógł powstrzymać się przed zerknięciem nad zegarek.
- Wiem, że twoja matka chce wrócić. I że ty chcesz, aby wróciła. To jednak nie jest takie proste i…
- Nie jest proste? – syknął Draco. W sekundzie zreflektował się. – Mogę znać powód? Z raportów jasno wynika, że ona nie stanowi żadnego zagrożenia. Nigdy go nie stanowiła.
- Ma Mroczy Znak na ramieniu – warknął Harry. Wiedział, że będzie ciężko. Narcyza Malfoy nie siedziała w Azkabanie dzięki niemu, jednak Potter wciąż pamiętał, że kobieta uratowała mu życie. Chciał się odwdzięczyć, bardziej niż wstawiennictwem w sądzie i prośbą by nie skazywali jej na Azkaban, nie miał jednak dużego pola do popisu. Wbrew wszystkiemu, ważne osoby wciąż pamiętały kim kiedyś byli Malfoyowie. – Problem nie polega tylko w niej. Ty też nadal nie masz zaufania ludzi. Co z tego, że teraz każdy cię szanuje. Twoja matka wróci, Lucjusz opuści Azkaban… Będziecie znów razem a ludzie będą się was bać. I będzie to naturalna reakcja.
                Mięśnie Draco napięły się. Potter miał rację, co tylko pogorszyło jego samopoczucie.
- Czyli mam sobie darować. Nigdy więcej nie ujrzę matki i, jak mniemam, po wyjściu Lucjusza z Azkabanu i tak nie będę mógł się z nim skontaktować. Nad tym nie rozpaczam, nigdy nie był idealnym ojcem. Jednak matka… Masz mózg, Potter. Masz oczy. Masz instynkt. Wiesz, że ona nie jest zła.
- To nie jest moja decyzja. Chociaż…
- Chociaż? – Malfoy wyprostował się.
- McAvis powiedział, że musiałbyś mu udowodnić, że się naprawdę zmieniłeś. Och, spokojnie – żachnął się Harry, widząc jak blondyn unosi brew i otwiera usta. – Wie, że nikogo nie zabijesz, nie mamy zamiaru cię obserwować dzień i noc. Jemu chodzi o nastawienie do ludzi i świata. Że już nie ziejesz nienawiścią jak smok ogniem. I że nie masz nic przeciwko mugolom i dzieciom urodzonym w mugolskich rodzinach.
- Jak mam to niby udowodnić? Kurwa, Potter, dobrze wiesz, że nie da się tego udowodnić, bo słowa nic nie znaczą, nigdy nie znaczyły! – Malfoy podniósł się i podszedł do okna. Harry wstał i ruszył w stronę drzwi.
- Nie wiem, jak masz to udowodnić. Chyba byś musiał wziąć ślub z mugolakiem, a i tak nie wiem czy by to wystarczyło. – Przy samym wyjściu Harry po raz ostatni odwrócił głowę i spojrzał na byłego Ślizgona. – A słowa ranią. Zostają po nich czasem brzydkie blizny.
                Zdążył złapać zszokowane spojrzenie Malfoya i wyszedł.
W głowie blondyna pojawiły się wspomnienia, które szybko od siebie odegnał. Spojrzał na swoje lewe przedramię myśląc o szczęściu, jakie go spotkało, że Czarny Pan nie zdążył go oznaczyć. Zaraz jednak przypomniało mu się, że w miejscu, w którym on powinien mieć Mroczny Znak, Hermiona Granger ma bliznę.
                Brzydką, z tego co się dowiedział.      



          Był ciepły niedzielny wieczór i Hermiona skończyła właśnie wybierać kostium na kolejny dzień w pracy, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Święcie przekonana, że to Parvati wpadła do niej bez zapowiedzi zeszła do przedpokoju i już w drodze machnęła różdżką, by drzwi się otworzyły. Sama od razu udała się do kuchni aby wstawić wodę na herbatę.
- Tym razem zielona czy zwykła? – zawołała, sięgając po kubki.
- Poproszę czarną.
                Huknęło, gdy jeden z kubków wypadł jej z dłoni i upadł na blat. Na szczęście, nie stłukł się. Hermiona powoli odwróciła się w stronę gościa i zacisnęła usta.
- Dobry wieczór, Granger.
- Malfoy. Musisz wybaczyć, sądziłam że to Parvati.
- Oczywiście.
- Zechcesz usiąść?
Malfoy ściągnął marynarkę i zasiadł na krześle przy kuchennej wyspie. Miał ochotę warczeć ze złości. Drażnił go ugrzeczniony ton zarówno jego jak i dziewczyny. Przede wszystkim jednak chciał jak najszybciej wyjść i zapomnieć, że w ogóle miał zamiar prosić ją o pomoc.
                Prosić? Na Merlina, nie będzie nawet prosił. Nie wiedział z czym było mu gorzej – z tym, że za moment zaszantażuje Granger czy z tym, że sam z siebie wolał ją prosić o pomoc.
- Mam dla ciebie … propozycję. – Nie do odrzucenia, pomyślał gorzko i spojrzał w oczy pani domu. Poczekał aż postawi przed nim kubek z herbatą i zasiądzie po drugiej stronie wyspy. Jej wzrok wyrażał uprzejme zainteresowanie. – Mam coś, co jest dla ciebie niezwykle istotne. Ty za to możesz zrobić coś, co pomoże mi w niezwykle istotnej sprawie dla mnie.
- Wyrażaj się jaśniej – powiedziała stanowczo a on uniósł brwi.
- Jak wolisz. Muszę ocieplić swój wizerunek. Ludzie muszą zrozumieć, że nie mam żadnych uprzedzeń.
- Co ja mam do tego? – zapytała i zerknęła przelotnie na zegarek. W ułamku sekundy jej oczy powróciły do niego.
- Ty odgrywasz tu kluczową rolę. Wyjdź za mnie.
                W momencie Malfoy zeskoczył ze swojego miejsca by znaleźć się przy Hermionie, która zastygła w zdumieniu. Wyciągnął z kieszeni spodni pudełeczko i otworzył je, ukazując delikatny pierścionek.
- Ty… Ty kpisz, Malfoy? – zapytała cicho.
- Nie. Wyjdź za mnie, Hermiono Granger, a dam ci adres twoich rodziców.
Przez moment brunetka wpatrywała się w niego bez słowa. Sekundę później jej ręka wystrzeliła w górę. Kubek przewrócił się, zalewając blat wyspy herbatą i spadł na ziemię roztrzaskując się na małe kawałeczki. Natomiast Draco Malfoy po raz drugi w swoim dwudziestosześcioletnim życiu dostał w twarz. Odruchowo przyłożył rękę do piekącego policzka.
- Ty sukinsynu – wysyczała Hermiona i odsunęła się na bezpieczną odległość. Bała się, że może zrobić Malfoyowi krzywdę. – Ty chory szczurze, ty szumowino…
- Milcz. – Chłodnym głosem przerwał jej. – Opanuj się. Nigdy nie sądziłem, że uderzysz człowieka, który odnalazł ci rodziców, Granger.
- Odnalazł tylko po to, by mnie tym szantażować. Jak śmiesz?! Gdybyś miał choć odrobinę honoru dałbyś mi ten adres tak po prostu, zwyczajnie! Zamiast tego zachowałeś się jak śmieć i wolałeś mnie szantażować. Adres moich rodziców za twoją reputację? Jej już nic nie uratuje. Czego byś nie zrobił i tak jesteś na straconej pozycji. Nie masz w sobie za grosz ludzkich uczuć. Wynoś się z mojego domu.
- Sądziłem, że zależy ci na rodzinie, najwidoczniej się myliłem – prychnął, wkładając marynarkę.
- Zależy – odparowała gniewnie Hermiona. – Właśnie dlatego, że mi zależy, aurorzy szukają ich od momentu zakończenia wojny. Nie wiem jak ich odnalazłeś i chyba nawet nie chcę wiedzieć. Harry zjawi się jutro w twojej firmie i będziesz zmuszony podać mu adres. A teraz wyjdź.
                Gdy miał zamykać za sobą drzwi, usłyszał głos Granger:
- I wiesz, może i bym ci pomogła z twoją reputacją. Gdybyś tylko o to poprosił, w godny dżentelmena sposób.
                Drzwi zamknęły się za nim. Miał ochotę jednocześnie roześmiać się i kogoś uderzyć . Skierował swoje kroki w stronę centrum miasta, nie mając ochoty na teleportację. Potrzebował drinka, może nawet paru.
                Wszystko spieprzył.






                Malfoy nie był głupi. Głupio się zachował, fakt, jednak głupi nie był. W trakcie drugiego drinka zrozumiał, że Hermiona Granger nie była już tą samą dziewczynką, którą była w szkole. Nie będzie wiecznie składała z siebie ofiary. Z jednej strony – szkoda. Przez to będzie musiał włożyć w swój plan więcej wysiłku. Jednak, patrząc na to inaczej… Taka zadziorna była o wiele ciekawsza.
                Od dawna nie miał kochanki. Od paru miesięcy z nikim się nie spotykał, zajęty pracą. Taka Granger mogła być całkiem miłą odmianą.
                Pry czwartym drinku dotarło do niego, że dziewczyna bardzo wysoko ceni sobie kulturę. Skoro tak, niech będzie. Na początku może poudawać idealnego, kulturalnego księcia na białym koniu, co mu szkodzi.
                Piąty drink uświadomił mu, że Granger tak właściwie stała się cholernie pociągająca. Miała fajne cycki, może odrobinę małe, ale fajne. Ładny tyłek, zgrabne nogi, długą szyję. Wyobrażał sobie, jaka może być podczas stosunku.
                Przy siódmym drinku bardzo kręciło mu się w głowie i zaczął zbierać się do domu. Postanowił uwieść Granger, dzięki czemu sprowadzi matkę do domu. Przy okazji będzie miał trochę rozrywki i – po długich rozmyślaniach był tego pewien – fajny seks.
Ósmy drink był jego ostatnim drinkiem. Chłodne powietrze orzeźwiło go a nogi poprowadziły w stronę ulicy, na której znajdował się jego dom.
- Picie samemu nie zawsze jest złe – mruknął do siebie. – Można pomyśleć, a po paru to nawet i takie głupoty stają się całkiem… znośne. Jutro podjadę do Ministerstwa, dam jej ten pieprzony adres. Za trzy dni zaproszę na kawę. Będzie okej.
                Następnego dnia był w Ministerstwie.





                Wybiła godzina dziesiąta, gdy drzwi do gabinetu Hermiony Granger huknęły o ścianę a próg, jak gdyby nigdy nic, przekroczył Draco Malfoy.
- Miałaś rację, Granger. Wybacz mi. – Rzucił na jej biurko świstek papieru i skierował swoje kroki do wyjścia.
- Malfoy.
Odwrócił się, mierząc ją obojętnym spojrzeniem.
- Naprawdę sądziłeś, że przekonasz mnie do małżeństwa za nazwę ulicy i numer domu? Wiesz ile jest takich ulic i takich numerów na świecie? Tysiące! Idiota. – Mimo tych słów panna Granger zacisnęła dłoń na kawałku papieru.
- Póki co mam tyle. To i tak więcej niż aurorzy. Z tego co wiem, ostatnią wiadomość o twoich rodzicach mają sprzed trzech lat. Odrobina czasu i miałbym więcej, jestem tego pewien. Wybacz mi raz jeszcze wczorajszy wieczór, zachowałem się niewybaczalnie.
                Wyszedł z jej gabinetu, pozostawiając byłą Gryfonkę samą z myślami. 





- On, tak po prostu, oddał mi ten adres, rozumiesz? – Hermiona spojrzała na Parvati ze zwątpieniem.
- Och, daj spokój… Słyszałam, że on naprawdę się zmienił. – Parvati uśmiechnęła się. – Zamiast szukać podstępu lepiej się ciesz. Możesz też, zamiast nazywać go idiotą, podziękować mu, kiedy go spotkasz.
- Kiedy go spotkam? – prychnęła brunetka. – Nie widziałam go od zakończenia wojny. No, może ze trzy razy w Ministerstwie, jak coś załatwiał. A on po dziewięciu latach staje w moich drzwiach i mi się oświadcza, co za…
- Ja tam zazdroszczę.
- SŁUCHAM?
- Zazdroszczę – powtórzyła spokojnie Parvati. – Jest pewny siebie i stanowczy. Do tego, jak widać, potrafi myśleć. Zrozumiał błąd, co więcej, umiał przyznać się do winy i przeprosić. Nie wyzywaj go. Może on też ma nóż na gardle?
                Hermiona zamyśliła się. Słowa Parvati były szczere i dawały do myślenia.
- Wyślę mu sowę z podziękowaniem.






Malfoy,
wybacz mi ostre słowa, wciąż byłam zdenerwowana. Nie powinnam była Cię tak potraktować, tym bardziej, że przyszedłeś z pomocą. Zachowałam się jak dziecko, czego się wstydzę.


Dziękuję,
- Hermiona Granger



                To były chyba najbardziej oficjalne i zimne przeprosiny jakie kiedykolwiek dostał. Co prawda, nikt go zbyt często nie przepraszał, jednak ton listu sprawiły, że z sykiem wciągnął powietrze.
Wyszedł z biura i puknął w drzwi do pokoju Notta.
- Wychodzę dziś wcześniej. Wszystko okej?
- Lepiej niż kiedykolwiek, szczerze mówiąc – odparł Nott z lekkim uśmiechem. – Odkąd skończyliśmy pracę nad eliksirem na przeziębienie mamy tysiące zamówień. Zabini klnie po nocach przez ilość papierowej roboty, mimo że sam się pchał w dział sprzedaży. Co do prac nad wilkołactwem… - Teodor zaczął szukać odpowiedniej teczki. – Nie jest idealnie. Lepiej, dużo lepiej, ale nie idealnie. Nasze eliksiry mają już lepsze działanie niż eliksir tojadowy jednak to wciąż nie jest to, co chcemy uzyskać.
- Musimy coś znaleźć, wiesz o tym?
- Wiem.
Draco uśmiechnął się do Notta, który wrócił z powrotem do swoich notatek. Teodor był pewnego rodzaju naukowcem. Nie siedział co prawda w laboratorium, jednak najwięcej zależało od niego. On rozpisywał wszystkie dawki i składniki jakie należy łączyć. Nigdy jednak nie robił tego sam. Nott pisał, laboranci testowali i wysyłali mu wyniki. To mu starczało. Draconowi też. Teodor był dla niego na wagę złota.
                Spod biura teleportował się w alejkę przed wejściem do Ministerstwa. Stamtąd droga do biura Granger zajęła mu prawie dziesięć minut. Nim cholerna budka telefoniczna przeniosła go do wnętrza budynku zdążył wymyślić trzy wersje wyrwania Granger na kawę. W drodze i w windzie pare osób zdążyło go zaczepić i pogratulować eliksiru na przeziębienie. Wyparł z rynku eliksir pieprzowy, głównie dlatego, że po wypiciu nie sprawiał, że choremu leciała para z uszu.
                Wszedł w alejkę, w które znajdowało się Biuro Przestrzegania Praw Czarodziejów i zatrzymał się pod drzwiami z tabliczką

Hermiona Granger

Dział pomocy rodzinnej


                Na jego ustach pokazał się uśmiech. Nie zwrócił ostatnio uwagi jakimi sprawami zajmuje się Granger, jednak teraz zrozumiał, że nie zmieniła się aż tak. Jego sprawa nabierała jaśniejszych barw.
                Zapukał i wszedł do przedpokoju gdzie blond włosa asystentka zmierzyła go obojętnym spojrzeniem i wstała.
- Nazwisko?
- Malfoy – odpowiedział, taksując ją wzrokiem. Nie była tak szczupła jak Granger, jednak jej biust był… Och, Merlinie.
                Kobieta, jak gdyby nic podeszła do drzwi gabinetu Granger i otworzyła je, zachęcająco machając ręką na Malfoya.
- Hermiona wyszła. Będzie za jakieś trzy minuty, proszę tu poczekać. Kawy?
- Czarnej… Nie. Nie, dziękuję. – Uśmiechnął się uprzejmie i usiadł na kanapie w gabinecie. Nie należała do najwygodniejszych, jednak nie chciał siedzieć plecami do wejścia jak typowy klient prawniczki. Z zaciekawieniem rozglądał się po gabinecie, szukając czegoś, co powie mu nieco więcej o pannie Granger.
                Dwie i pół minuty później Hermiona wpadła do gabinetu, chwiejąc się na nogach.
- Przeklęta Lisa, asystentka od siedmiu boleśni, nic tylko wychodzi na kawę i nigdy jej nie ma jak jest potrzebna… - sapała ze złością kobieta. Draco przychylił głowę wpatrując się uważnie w długie nogi Granger. Jej szpilki były nieprzyzwoicie wysokie a ołówkowa, szara spódnica sięgająca przed kolano opinała się zachęcająco na pośladkach prawniczki. Malfoy poczuł, że robi mu się nieco gorąco.
                Odchrząknął lekko, powodując tym samym że dokumenty wymknęły się z rąk Hermiony i wylądowały na dużym, szerokim biurku.
Takie biurko to masa możliwości…- pomyślał, jednak w momencie opanował się.
- Czy ty musisz mnie tak straszyć, Malfoy? – warknęła wściekle Hermiona. – Czego chcesz?
- Wybacz, Granger – uśmiechnął się leniwie i wstał. Powolnym krokiem podszedł do biurka, wpatrując się cały czas w brunetkę. – Chciałem tylko zaprosić cię na kawę.
- Lisa ci nie zaproponowała?
- Zaproponowała. Myślałem jednak o wyjściu.
- Nie mam czasu. Muszę to poskładać do kupy. – Wraz z tymi słowami Granger zatoczyła koło nad masą notatek. – Może, gdybym miała kogoś kto mi z tym pomoże, to bym dała radę. Teraz jednak muszę się tym zająć, a na Lisę mogę liczyć tylko w temacie kawy i mojego kalendarza.
- Pomogę ci.
                Hermiona spojrzała z zaskoczeniem na Malfoya.
- To miłe, jednak nie możesz. To są osobiste dane moich klientów.
Draco roześmiał się:
- A już myślałem, że studia prawnicze na coś mi się przydadzą. No cóż, najwidoczniej były kompletnie niepotrzebne.
- Jesteś z wykształcenia prawnikiem? – zapytała zdumiona Granger i aż usiadła w fotelu.
- Zabawne, prawda? – mruknął, siadając na krześle dla klientów. Skrzywił się; ono również było niewygodne. – Skończyłem studia prawnicze i otworzyłem firmę. W sumie dzięki nim nie upadła na początku, gdy każdy próbował mnie okraść w każdy możliwy sposób. Skoro nie wyjdziesz na kawę, czy możemy wypić ją tutaj?
- Nie rozumiem, po co…
- Och, nie wiedziałam że już jesteś! – Lisa zajrzała do gabinetu. – Masz gościa.
- Widzę, Liso. Dziękuję. – Hermiona przymknęła oczy, odrobinę załamana zachowaniem swojej asystentki. Taką jednak przydzielił jej szef, a ona nie miała siły na kłótnie. – Podasz nam kawę? Dla mnie latte, dla pana Malfoya…
- Czarną – dokończyła Lisa i nie czekając na odpowiedź zamknęła za sobą drzwi. Prawniczka postanowiła tego nie komentować, a Draco uśmiechnął się pod nosem.
- Dawno przyszedłeś?
- Może trzy minuty przed tobą.
- Mogłeś wysłać sowę lub zafiukać, jeśli chciałeś się spotkać.
- Granger… - Jego pobłażliwy ton sprawił, że oderwała wzrok od papierów i utkwiła w nim spojrzenie. Po dwóch sekundach przygryzła dolną wargę. Malfoy uśmiechał się leniwie. Rękawy od białej koszuli podwinął do łokci i palcami prawej dłoni uderzał niemal bezgłośnie o podłokietnik krzesła. Przedramiona miał umięśnione, a koszula leżała na nim niczym druga skóra. Wydawał się być tak swobodny w swoim ciele, a przy tym męski, pewny siebie i pociągający. I patrzył na nią tak długo, tak mocno i tak gorąco, że jej oddech przyspieszył odrobinę. – Granger, wyobraź sobie, że myślałem o tym, ale doszedłem do wniosku, że tak szybciej wszystko załatwię. Przychodzę z prośbą.
- Tak? – zapytała ze znużeniem Hermiona i obserwowała jak mężczyzna zmienia pozycję. Teraz podpierał brodę o dłoń, jednocześnie muskając kciukiem swoją dobrą wargę.
- Chodzi mi o małą pomoc prawną. Zajmujesz się sprawami rodzinnymi, więc doradź mi… Jak mogę sprowadzić matkę do Londynu?
- Nie mam pojęcia. Nie mam dostępu do akt, nie wiem akie są postanowienia, nie znam sprawy.
- Zgodziłabyś się mnie reprezentować? – Zamilkł na moment obserwując czujnie jej reakcję. Widział, że nie może oderwać od niego wzroku. Działał na nią i cieszyło go to, jednak sama atrakcyjność nie wystarczy. Musi spędzić z nią więcej czasu.  – Miałabyś dostęp do akt sprawy. Podczas obiadu bądź kolacji przedstawił bym ci wszystko i powiedział cokolwiek zechciałabyś wiedzieć.
                Chciała się nad tym zastanowić, jednak jeszcze jeden rzut oka na Malfoya wystarczył, by wiedziała jaka będzie jej decyzja.
- Wybacz. Nie mogę. Dam ci namiary na świetnego prawnika.
                Zatkało go.
Cholera, słucham?! Rzadko mu ktokolwiek odmawiał, jeszcze rzadziej robiły to kobiety. Granger natomiast zrobiła to już dwa razy. Trzy, jeśli wziąć pod uwagę próbę zaproszenia jej na kawę.
- Oczywiście. Tylko, proszę. Niech będzie dobry.
- Będzie.
                Poczekał aż znajdzie i zapisze mu adres do jakiegoś prawnika i wstał od razu po otrzymaniu od niej kartki ze wszystkimi danymi. Chciał wyjść jak najszybciej, jednak zadzwonił jego magofon. Planował odrzucić połączenie, jednak widząc numer na wyświetlaczu w jego głowie skrystalizował się nowy plan.
- Malfoy – rzucił do słuchawki. Po niecałej minucie monologu odparł tylko – Dzięki.
Hermiona patrzyła na niego uważnie.
- Będę się zbierał, dzięki Granger. – Był przy drzwiach i trzymając rękę na klamce, rzucił przez ramię. – Mój detektyw jest na tropie. Za dwa dni powinienem wiedzieć więcej.
- Odnośnie? – zapytała cicho. Nie mogła i nie chciała nawet myśleć, że może, że jakimś cudem, Malfoy szuka jej rodziców.
- Odnośnie państwa Grangerów. Chociaż nie, teraz mają inaczej na nazwisko. To nieistotne.
- Masz prywatnego detektywa? – zapytała Granger, nie wiedząc co innego powiedzieć. Poczuła się… wzruszona na samą myśl, że ktoś naprawdę szuka jej rodziców.
- Mam. Powiem ci, że nawet go lubię.
- Dasz… Dasz mi namiary? – poprosiła.
- Po co – zdziwił się. – Wystarczy, że ja go mam na szybkim wybieraniu. Lecę, trzymaj się Granger i miłej pracy.
                Zdążył jeszcze puścić jej oczko i zniknął. Hermiona siedziała, patrząc w szoku na pustą przestrzeń, którą po sobie zostawił. Wyszło na to, że Draco Malfoy odnajdzie jej rodziców.
 I… czy jej się zdawało, czy Malfoy puścił jej oczko?!
                Na Merlina, mieli po dwadzieścia sześć lat! Puszczanie oczka? To było tak dziecinne… Tak… Tak niepotrzebne! Tak bardzo głupie i bez sensu!
                Jednocześnie sprawiło, że panna Granger do końca dnia nie mogła się skupić.


                Hermiona nie płakała pod prysznicem, gdy wróciła do domu. Również zasnęła bez problemu.





                Po upływie trzech dni Draco Malfoy dalej się nie odezwał. Hermiona nie potrafiła znaleźć sobie miejsca i nerwowo podskakiwała na każdą wiadomość i każde fiuknięcie jakie dostawała. Jej magofon leżał schowany w szufladzie biurka, bo powoli dostawała obsesji i sprawdzała co minutę, czy może Malfoy nie napisał. Co prawda, nie posiadał jej numeru, ale była pewna, że to nie był dla niego zbyt wielki problem.
                Pod koniec czwartego dnia nie wytrzymała. Równo o szesnastej wyszła z biura, odprowadzana zdumionym wzrokiem Lisy. W ciemnej alejce przed ministerstwem teleportowała się pod adres firmy Malfoya. Weszła do środka, czując jakby stawała się mniejsza z każdym krokiem. Budynek był spory, utrzymany w bieli i szarości. Wszystko tam zdawało się krzyczeć, że jest nowoczesne, modne i drogie.
                Zobaczyła w holu recepcjonistkę i podeszła bliżej.
- Dzień dobry, jest może pan Malfoy?
- Drugie piętro. Radzę się pospieszyć, za dziesięć minut ma spotkanie. Jeśli będzie miał humor to może panią przyjmie, pani…
- Granger. Dziękuję.
Hermiona pognała do windy odprowadzana zirytowanym wzrokiem recepcjonistki. Kobieta sięgnęła po maleńką karteczkę, napisała imię i nazwisko gościa i podrzuciła ją w powietrze. Kartka zniknęła, by w tej samej sekundzie zmaterializować się na biurku Malfoya.
                Blondyn odczytał ją i uśmiechnął się zwycięsko.
- Co jest? – Zabini popatrzył uważnie na przyjaciela.
- Będę miał gościa, musisz wyjść.
- Chyba żartujesz! – sapnął ze złością. – Za dziesięć minut spotkanie z Curtisem a ty…
- Blaise. Ja i tak bym tam był tylko reprezentacyjnie. Jesteś najlepszy jeśli idzie o sprzedaż, dasz radę. A teraz wybacz…
- Kurwa, Malfoy – warknął wściekle Zabini. – Pragnę ci tylko przypomnieć, że to TWOJA firma.
                Wyszedł, wściekle trzaskając drzwiami. Wiedział, że da radę, sprzedaż się powiedzie, jednak… Z Malfoyem byłoby łatwiej. Pokazałby, że jak na dyrektora przystało, dba o losy swojej firmy.
W tym momencie minęła go drobna kobieta. Blaise miał wrażenie, że skądś ją znał, więc przystanął, obserwując gdzie ona się uda. Przy okazji otaksował ją dokładnie wzrokiem i stwierdził, że jest… cóż, całkiem niezła. Poczuł, że opada mu szczęka, gdy kobieta chciała bez pukania wejść do gabinetu Malfoya lecz drzwi uchyliły się w tej samej chwili i wpadła ona na blondyna. Zabini obserwował tak długo, jak tylko się dało, jak ramiona przyjaciela wciągają brązowowłosą do środka i następnie zamykają drzwi.
                Zazgrzytał zębami, gdy zdał sobie sprawę, że jego kumpel będzie się zabawiał, gdy on będzie przekonywał jednego z większych dupków branży farmaceutycznej, że ich eliksiry są najlepsze. Tylko skąd, cholera, on kojarzył tę kobietę…
                W połowie spotkania Blaise’a olśniło.
- Granger! – Rzucił głośno. Od razu poczuł jak jego umysł staje się lżejszy.
- Curtis – poprawił go wściekle niski mężczyzna, a Zabini odkaszlnął.
- Proszę wybaczyć.




- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał Draco wskazując miejsce Hermionie i siadając za biurkiem. Poprawił marynarkę i przyjrzał się brunetce. Musiała się spieszyć po drodze, bo parę kosmyków wydostało się z ciasnego koka. Jej policzki były zaróżowione a usta zachęcająco rozchylone. Koszula była rozpięta o guzik więcej niż gdy ostatnio ją widział i Draco musiał zacisnąć zęby, by zerknąć na biust kobiety tylko przelotem. Nie chciał po raz kolejny zarobić w twarz.
- Wiem, że masz spotkanie, więc będę się streszczać. Chciałam tylko…
- Spokojnie, Zabini jest na spotkaniu. Możesz mówić spokojnie.
- Ekhm… Chciałam… Chciałam tylko dopytać, czy coś wiadomo.
                Draco przygryzł prawy policzek aby powstrzymać uśmiech. Wiedział, że prędzej czy później przyjdzie do niego po informacje.
- Herbaty? – zapytał i, nie czekając na odpowiedź, przywołał swój zestaw do herbaty i rozlał do dwóch filiżanek. – Co do twoich rodziców… Są sprytni. Nie robią tego celowo, ale nie da się ich namierzyć. Dwa razy dostałem wiadomość, że już prawie po czym kończyłem z niczym. Wszystko trwa, droga Hermiono.
Hermiona napiła się powoli herbaty. Była wyśmienita i Granger aż przymknęła oczy z zachwytu.
- Uroczo tak wyglądasz. Nadal masz czerwone policzki, podejrzewam że z pośpiechu. Do tego mrużysz oczy, niczym kot, kiedy coś ci odpowiada. Wnioskuję, że herbata smakuje.
                Zakrztusiła się lekko.
- Tak, dziękuję. Za… wszystko. Herbatę również. Będę szła.
- Ależ zostań – powiedział z uśmieszkiem. – Jeszcze pomyślę, że przyszłaś tu tylko żeby zapytać o rodziców i jesteś gotowa w popłochu uciekać.
- Ja... nie. Skąd.
                Na Merlina, tak łatwo było nią kierować! Wystarczyło dać jej do zrozumienia, że jej zachowanie może zostać odebrane jako niekulturalne i potulniała. Gdzie się podziała Granger, która strzeliła go w twarz tak mocno, że aż widział gwiazdy?
- Co u ciebie? – zapytał uprzejmie, bawiąc się jej – coraz bardziej widocznym – zażenowaniem.
- W porządku. U ciebie? – zapytała grzecznie, uśmiechając się niezręcznie. Czuła się jednak beznadziejnie. Malfoy sam z siebie zajął się sprawą jej rodziców, mimo że wcześniej go wyzywała, uderzyła i traktowała z takim chłodem.  Blondyn rozłożył ręce.
- Praca, praca, praca. Jestem… znużony. Marzę o wyrwaniu się stąd chociaż na moment, jednak nawet nie mam jak. Nie będę kręcił się sam, jak ostatni wariat, po mieście.
- Jestem pewna, że masz wiele… znajomych, które chętnie gdzieś z tobą pójdą – mruknęła, nieco złośliwie Hermiona. Miała ochotę zawyć; co się z nią działo? Nigdy nie była złośliwa sama z siebie i nigdy nikomu nie zaczynała dokuczać. Jednak napięcie panujące w gabinecie Malfoya przytłaczało ją, a jego wzrok, który wydawał się być taki… głodny… nie oderwał się nawet na moment od niej.
- To już nie te czasy – parsknął i zmrużył oczy. Rumieniec na policzkach Granger powiększył się i zaczął obejmować jej szyję. Chyba zdała sobie sprawę, że była bezczelna. I dobrze. Draco cieszył się, że miała tego świadomość. On był ugrzeczniony jak nigdy i tak kulturalny, że chciał sobie odgryźć język a ona tak po prostu… 
                Mimo poirytowania po jego twarzy nie przemknął nawet cień i Hermiona rozluźniła się nieco. W gabinecie jednak panowała cisza, jakby startowali w zawodach, kto dłużej wytrwa w niezręcznym milczeniu. Draco obserwował, jak Granger – najprawdopodobniej szukając czegoś, co zajmie jej ręce – sięga po filiżankę. Wpatrywał się w skupieniu w jej usta. Miał pełną świadomość, że jego spojrzenie rozprasza ją, jednak jego rozpraszały jej usta. Były różowe i tak… delikatne. Miał niesamowitą ochotę, aby ich dotknąć jednak musiał zadowolić się patrzeniem. Póki co.
                Jego spojrzenie na tyle wytrącało Hermionę z równowagi, że parę kropel wylało jej się na piersi. Draco zacisnął zęby i patrzył jak jedna maleńka kropelka ścieka w głąb dekoltu Granger i znika między piersiami. Na szczęście nie widziała już jego spojrzenia, zajęta wycieraniem koszuli. Zerwała się z miejsca i próbowała wyciągniętą z torebki chusteczką zetrzeć plamy, dobrze wiedząc, że nic to nie da.
                Draco podniósł się z fotela i niczym w transie podszedł do niej, wyciągając jej chusteczkę z rąk. Utkwił spojrzenie w dekolcie i delikatnie przyłożył chustkę w miejscu, w którym widział ślady po herbacie. Powoli zjechał dłonią niżej, wycierając mokry szlak jednak spojrzenie uniósł i utkwił wzrok w rozszerzonych ze zdumienia oczach Hermiony. Czując się zahipnotyzowana jego spojrzeniem przysunęła się bliżej. Ich ciała prawie się stykały, dzieliło ich kilka cali. Blondyn przestał wycierać jej dekolt i upuścił chusteczkę na ziemię po czym przeniósł dłoń na szyję byłej Gryfonki. Nie miał pojęcia dlaczego to zrobił, gdyby go zapytała to zapewnie nie potrafił by się wytłumaczyć. Ona jednak nie pytała, wpatrzona w jego oczy. Po chwili podniosła wzrok wyżej i utkwiła go we włosach Malfoya.
                Już nie chodził po dziecinnemu ulizany. Jego włosy były gęste i było ich dużo. Odmładzały go i aż prosiły się by zanurzyć w nich dłoń, choć na moment…
Wsunęła palce w blond kosmyki i nie myśląc, odrobinę za nie pociągnęła. Draco wciągnął gwałtownie powietrze i pochylił się nad prawniczą. Już miał ją całować, już prawie czuł jej usta na swoich… Jej oddech łaskotał go po policzkach. Przechylił odrobinę głowę, zbliżając się do niej powoli, coraz wolniej, aby przeciągnąć tę chwilę. Brakowało mu dosłownie milimetra aby poznać jej smak…
                Drzwi otworzyły się gwałtownie.
- Aaiiiii, sorry, sorry!
- Nott – warknął wściekle Draco patrząc na, znów zamknięte, drzwi za którymi zniknął współpracownik. Tymczasem Hermiona wyrwała się szybko z jego rąk, złapała żakiet oraz torebkę i wybiegła z jego gabinetu z prędkością patronusa.






                Zjawił się w jej gabinecie po weekendzie.
- Przepraszam – powiedział szczerym tonem, wręczając się białą różę. Takie coś doradziła mu kwiaciarka, sugerując że biały jest kolorem nadziei. Na twarzy Hermiony pokazało się uznanie. – Nie robię tego szczerze – zastrzegł od razu, a ona zmarszczyła brwi. – Cholera, Granger. Musisz mieć świadomość, jak bardzo pociągająca jesteś. Po dziewięciu latach rozmawiam z tobą po raz… czwarty? A mimo to nie jestem w stanie oderwać wzroku od twoich ust. Nie będę przepraszał za to, że jestem tylko mężczyzną. Przepraszam jednak za to, co wydarzyło się u mnie w gabinecie. Nie powinienem był tak wykorzystywać sytuacji. Nie obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię, co nie zmienia faktu, że jednak wyrażam skruchę. Jako prawniczka powinnaś to docenić. Dodatkowo, przyznaję się do winy. Wobec tego…
- Dość. – Uniosła dłoń i popatrzyła na niego z rozbawieniem. Wywołał na jej twarzy uśmiech w pół minuty. Był zabawny, gdy mówił tak szybko, próbując przepraszać, jednak nie mając w tym żadnej wprawy. Jego głos na zmianę był ostry i łagodny, a spojrzenie ciemniało gdy wracał wspomnieniami do sytuacji z gabinetu. – Mogłam cię odepchnąć, a tego nie zrobiłam. Nie wiem dlaczego. Nie ma sensu tego jednak rozpamiętywać i tyle.
Pokręcił głową z niedowierzeniem. Hermiona Granger była o wiele ciekawsza niż początkowo mu się zdawało. Była też o wiele zabawniejsza i piękniejsza niż sądził. Zaskoczyła go, mówiąc o swojej niby winie. Sądził, że wywali go z gabinetu, tak się jednak nie stało.
- Zaraz pęknie mi głowa od tych papierów – mruknęła, by przerwać ciszę.
- Chodź na spacer Granger.
- Spacer?
- Zrób sobie przerwę. Będzie ci się lepiej myślało. – Popatrzył na nią wyczekująco, a gdy się podniosła zlustrował z uznaniem jej kobiecy garnitur. – Ładnie. Tylko to coś, co nazywacie butami… Nie zabijesz się po drodze?
- Moje szpilki? – zapytała ze zdumieniem, patrząc w dół na czerwone buty. – Spokojnie. Umiem w nich chodzić.
                Złapała swoją torebkę i skierowała się w stronę drzwi, przy których czekał Malfoy.
- Chodź, Granger. Wezmę cię na lody. – Uśmiechnął się złośliwie i zrobił unik przed jej ciosem.
- Jesteś niepoprawny.
- Co jest niepoprawnego w lodach? – zapytał niewinnie a ona wywróciła oczami. Otworzył jej drzwi i po chwili wyszli z gabinetu odprowadzani zdumionymi spojrzeniami pracowników ministerstwa.





                Malfoy położył się do swojego szerokiego i pustego łóżka. Liczył na to, że w miarę szybko zaśnie. Właściwie, to jego plan uwiedzenia Granger wydawał się być prostszy niż się spodziewał. Hermiona była pociągająca, inteligentna i wesoła. Spędzanie czasu w jej towarzystwie nie było katorgą lecz przyjemnością i Draco złapał się na tym, że zaczął wyszukiwać powody, dla których znów mógłby się z nią spotkać. Jedynym,  na razie, był jego detektyw. Ten jednak, jak na złość, nie odzywał się.
                Spotkali się dopiero po dwóch tygodniach. Oczywiście, w gabinecie Granger.
- Zaczynam się obawiać, że szef mnie wyleje za to, że znów tu siedzisz i to w sprawach prywatnych a nie zawodowych.
- Musimy porozmawiać.
                Hermiona zagryzła wargi. Widziała po jego minie, że nie jest dobrze.
- To nie jest rozmowa, którą możemy przeprowadzić tutaj. Szczerze, mam dziwne wrażenie, że powinien być przy niej ktoś jeszcze, może Parvati – rzucił, zaskakując ją, że zapamiętał że poza Ginny ma jeszcze jedną przyjaciółkę. – Obawiam się, że możesz mieć potrzebę upicia się dziś wieczorem.
- Cóż, chwała Merlinowi, że jest piątek – odpowiedziała spokojnie. Podziwiał jej spokój, chociaż wiedział, że w środku aż pali się z ciekawości. Nie mógł jednak wszystkiego rzucić jej w twarz, musiał ją przygotować.
- Spotkajmy się w Czarnym Koniu. O dwudziestej. Pasuje?
- Tak.




                Przyszła sama. Nie rozumiał tego i zdenerwował się. Wydawało mu się, że rozgryzł Granger, jednak ona ciągle go zaskakiwała. A zdawała się być taka… normalna.
- Gdzie Parvati? – zapytał, gdy odsuwał jej krzesło.
- Nie mogła przyjść – warknęła Hermiona. Spojrzał na nią ze zdumieniem, jednak zignorowała to.
                Nie wiedziała dlaczego na niego warczy. Cały dzień chodziła zdenerwowana tym, co może jej powiedzieć, a gdy zapytał o Parvati poczuła jakby to, że coś wie o jej rodzicach było tylko sposobem by spotkać się z jej przyjaciółką. Wiedziała, że to głupie i nie ma żadnego sensu, jednak nie była w stanie nic na to poradzić. Czuła się… zazdrosna? A przez to, że odczuwała zazdrość, czuła się jeszcze bardziej wściekła.
- Zamówiłem ci whisky. – Zamilkł na chwilę, gdy ona objęła szczupłymi palcami szklankę z bursztynowym płynem. Dotarło do niego, że jej oczy mają podobny odcień. Wstrząsnął głową; to nie był moment na myślenie o jej oczach. Napił się powoli, czując jak alkohol pali go w gardło. Dobrze, niech pali. – Twoi rodzice… Mój znajomy ich odnalazł.
Hermiona poczuła nadzieję i wyprostowała się. Odnalazł ich!
Tego właśnie bał się Malfoy. Bał się tej nadziei w jej oczach, bał się przekazać jej resztę nowin.
- Żyją, to jest najistotniejsze. Jednak… Hermiono – zawahał się, a w jego głosie zabrzmiało współczucie. – Rzuciłaś bardzo silne zaklęcie. Możliwe, że skutki będą nieodwracalne.
- Niemożliwe – wyszeptała Hermiona. – Miałam wtedy siedemnaście lat, byłam dzieciakiem. Dzieciaki nie mogą rzucić tak silnego zaklęcia…
- Granger – westchnął Draco. – Nie wiem jak, ale tobie się udało. Mój znajomy pracuje nad tym, by je ściągnąć nie robiąc im krzywdy. Na początku chciał, abyś udała się do Australii i sama spróbowała, ale… Cóż. Po pierwsze, możesz ich jeszcze bardziej uszkodzić, nieudana próba akurat z twojej strony może pogłębić czar. Dodatkowo, raczej to nie jest dobry pomysł, byś ich takimi widziała.
- Czy ten twój… znajomy… ściągnie z nich zaklęcie?
Draco zmarszczył brwi.
- Nie wiem. Nie będę cię okłamywał. Wiem za to, że zrobi wszystko żeby mu się udało.
Siedzieli przez moment. Hermiona patrzyła tępo w blat stolika a Draco obserwował ją.
- Miałeś rację, Malfoy. – Uniosła głowę, patrząc mu smutno w oczy.  – Chcę się upić. Zostań ze mną.
                Miał w planach pracę. Chciał pomóc Teodorowi przejrzeć notatki o eliksirze na wilkołactwo. Potem położyć się spać i wreszcie wyspać. Chciał spędzić wieczór w domu. W firmie ostatnio było gorąco, miał wiele na głowie. Chciał odpocząć. Spojrzał jej hardo w oczy, pragnąc przypomnieć, że przecież ostrzegał by wzięła Parvati.
- Zostanę – wydarło się z jego ust i nawet on zdawał się być zdziwiony. Chyba nie potrafił jednak zostawić Granger samej w momencie, w którym wyglądała jakby zawalił jej się świat.



                Wybiła trzecia trzydzieści, gdy Malfoy wprowadził pijaną Granger do swojego domu.
- Dlaczego jesteśmy tuuu? – zapytała, marszcząc brwi. – To nie jest mój dom, dlaczego to nie jest mój dom?
- Bo do ciebie było za daleko, ale żadne z nas nie jest w stanie się teleportować. Zamilknij wreszcie. –Był zmęczony. W głowie mu się kręciło, w uszach szumiało i naprawdę starał się pilnować. Co z tego, skoro ciało pijanej Hermiony co chwilę ocierało się o niego. – Granger, błagam cię, stój na nogach.
Hermiona próbowała stanąć prosto jednak nie mogła. Była tak bardzo śpiąca… I wciąż było jej źle. Może nie tak jak jeszcze kilka godzin temu, ale nadal źle. Zarzuciła drugą rękę na szyję blondyna i wtuliła się w jego tors. Jęknął.
- Dość. – Wziął ją zdecydowanie na ręce, niczym pannę młodą.
- Przeniesiesz mnie przez próg? – zapytała z filuternym uśmieszkiem.
- Jesteśmy już w środku, minęliśmy próg. – Jakim cudem, będąc tak pijanym, był w stanie próbować jej cokolwiek tłumaczyć?
                Wniósł ją na piętro, modląc się do Merlina by tylko się nie potknąć. Stanął przed drzwiami do swojej sypialni naprzeciwko których były drzwi do pokoju gościnnego.
- Tam możesz iść spać. Jest tam też łazienka. Rano będą czekały na ciebie ubrania, skrzaty coś wymyślą. Kładź się spać, Granger.
Odsunęła się od niego i próbowała uśmiechnąć.
- Dzięki, Draco.
Zamknęła za sobą drzwi a on przez moment stał, uśmiechając się jak głupi, tylko dlatego że po pijaku zwróciła się do niego po imieniu. Wszedł powoli do swojej sypialni i od razu udał się do toalety pod prysznic.


                Hermiona leżała na ogromnym łóżku i próbowała zasnąć. Kręciło jej się w głowie i czuła ogarniający ją ból. Wszystko ją bolało, jakby emocje weszły jej w kości. Tyle czasu czekała, tak długo… I nic. Zagryzła wargi, żeby się nie rozpłakać. Nienawidziła być sama, chociaż w takim stanie powinna. Nikt nie powinien jej takiej oglądać. W sumie nikt też dawno nie widział jej pijanej.
- Nie chcę być sama – powiedziała niemalże stanowczo i wstała z łóżka. Zachwiała się nieco, jednak po chwili odzyskała równowagę i ruszyła do wyjścia.
„Rano będę tego żałować” pomyślała wyjątkowo trzeźwo i zapukała do sypialni Malfoya. Nie odpowiadał, więc postanowiła po cichu wślizgnąć się do środka.
- Granger? – zdumiony głos blondyna rozległ się w pomieszczeniu. Zerwał się z łóżka, patrząc na nią w szoku.
- Nie chciałam być sama – powiedziała cichutko, walcząc z opadającymi powiekami. Próbowała skupić wzrok na Malfoyu i gdy w końcu jej się udało w momencie odechciało jej się spać.
                Blondyn był ubrany jedynie w czarne bokserki, które dość nisko wisiały na jego biodrach. Cudowny tors, tak blady i tak umięśniony, ale nie do przesady, niemal zachęcał by do niego przylgnęła.
- Granger… - jęknął niemal prosząco Draco, nie mogąc oderwać od niej oczu. Zdecydowała się spać w samej bieliźnie, więc miał szansę na obejrzenie jej czerwonych fig z koronki i dobranego do nich stanika. Podchodziła do niego powoli, jakby nie była pewna czy może. Jej spojrzenie ślizgało się po jego twarzy i ciele a usta rozchyliły zapraszająco. Była tak blisko, że gdyby tylko wyciągnął rękę mógłby jej dotknąć. – Wiesz, co robisz? Na co się piszesz?
- Wiem. – Wzruszyła ramionami. Jej biust uniósł się lekko i opadł, przyciągając wzrok Malfoya. Była pijana, on też był pijany. Chciała żeby jej dotknął. Chciała, żeby ktoś przy niej wreszcie, do cholery, był. Niby miała wszystko, ale wiecznie była sama, już dość. – Dotkniesz mnie wreszcie?
                Słysząc jej prowokujący ton głosu, Draco po raz ostatni próbował się powstrzymać.
- Jesteś pijana. Rano mnie zabijesz. Będziesz żałować.
- Nie będę. Draco, proszę – szepnęła i popatrzyła mu w oczy.

18+!

                To go zgubiło. Ten brąz, spojrzenie tak niewinne, błagalne. Nie mógł się powstrzymać. Niemal rzucił się na nią i w sekundzie pociągnął w stronę łóżka. Zdążył jeszcze tylko przewrócić ją w locie aby leżała pod nim i zachłannie wpił się w jej usta. Całował ją, jak jeszcze nigdy nikogo, jakby chciał jej udowodnić, że jest najlepszy. Jakby chciał, żeby przez jej zamroczony umysłem alkohol przedarł się jego obraz i aby zapamiętała wszystko, co dzięki niemu czuła. Całował ją powoli i nieskończenie, bojąc się oderwać od jej miękkich ust chociaż na moment, aby nie uciekła.
                Nie miała zamiaru uciekać. Przygarnęła go bliżej, obejmując jedną ręką jego kark a drugą wplatając we włosy. Przygryzła mu dolną wargę i jęknęła gdy wyrwał się jej i przeniósł usta na jej szyję. Zaczęła się wić pod wpływem jego oddechu, warg i języka.
- Leż spokojnie.
                Ona jednak nie mogła leżeć spokojnie, nie chciała. Tak długo była sama, tak bardzo pragnęła dotyku a Malfoy tak mocno na nią działał, już od samego początku. Nie mogła się od niego oderwać i chciała być jak najbliżej, chociaż ten jeden raz. Wykorzystała całą siłę jaką w sobie miała i to, że się nie spodziewał jej ataku. Przewróciła go na plecy i szybko usiadła na nim okrakiem by nie zdążył wstać. Wijąc się niczym wąż zaczęła całować jego szczękę, szyję, tors, brzuch aż w końcu dotarła do podbrzusza. Malfoy miał ochotę wyć jednak starał się kontrolować. Złapał ją zdecydowanie za ramiona i podciągnął do góry. Wpił się łapczywie w jej usta, czując jak zaczyna ocierać się o jego męskość. Przygryzł jej wargę, odrobinę za mocno. Poczuł smak krwi w ustach i już chciał się odsunąć, jednak Hermiona jęknęła tylko a ruchy jej bioder stały się szybsze i mocniejsze.
- Granger, jeśli nie przestaniesz to się nie skończy tylko na pocałunkach – ostrzegł zachrypniętym głosem, odrywając się w końcu od niej i próbując spojrzeć jej w oczy. Spojrzenie miała zamglone jednak po chwili w źrenicach dziewczyny odbiło się rozbawienie.
- Nie rób ze mnie idiotki. Dobrze wiem, że nie skończy się na tym. Chcę z tobą uprawiać seks Malfoy. Sądziłam, że ty ze mną też.
                Patrzył na nią przez moment, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to powiedziała.
- Merlinie – jęknął z ulgą i ponownie przewrócił ją na plecy. Ściągnął z niej stanik, zrzucając go na ziemię i zaatakował ustami jeden z sutków dziewczyny. Gdy zacisnęła dłonie na jego włosach i jęknęła przeciągle powędrował dłońmi do jej bioder, powoli zsuwając z nich figi. Ona jednak nie pozostawała bierna i szybko zsunęła z niego bokserki. Wrócił ustami do jej twarzy i oparł ciężar swojego ciała na przedramionach. Pocałował ją mocno, czując jak powoli oplata go w biodrach swoimi nogami.
                Wszedł w nią powoli, chcąc jak najdłużej cieszyć się stosunkiem, jednak nie wytrzymał. Tempo, które narzuciła Hermiona było szybkie, wyniszczające, pozwalające by opanował ich instynkt. Jęczeli, krzyczeli by na koniec wspólnie osiągnąć spełnienie. Draco wysunął się z kobiety i opadł obok niej na plecy. Leżeli w milczeniu i po chwili spojrzał na nią. Miała otwarte oczy, a na jej ustach błąkał się uśmiech. Tak dawno tego nie robiła, czuła się przyjemnie rozleniwiona… Ale musiała iść. Zawsze znikała po stosunku.
Usiadła na łóżku, udając że nie widzi jego zaskoczonego spojrzenia.
- Dziękuję. Było… Dziękuję – wyszeptała w ciemność i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu bielizny.
- Gdzieś się wybierasz? – zapytał cicho.
- Do sypialni gościnnej.
                Miał ochotę się roześmiać z jej naiwności. Naprawdę sądziła, że ją puści?
Zamiast tego objął ją zdecydowanie w talii i pociągnął na łóżko.
- Naprawdę, chciałabym, ale nie mam już sił… - zaoponowała z rozbawieniem.
- Nie przeszkadza mi to – mruknął i przykrył ją cienką kołdrą. Położył się na boku i przerzucił rękę przez brzuch Hermiony. – Śpij – dodał i cmoknął ją krótko w czoło.
                Była w szoku. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, żeby tak po prostu… A może to ona nie pamiętała czasów, kiedy ktoś przy niej najnormalniej był? Starała się wyrównać oddech jednak nie dała rady i poczuła jak po jej twarzy spływają łzy. Szybko je otarła, aby tylko nie zauważył, jednak on nie był głupi.
- Płaczesz? – zapytał z przerażeniem. Bał się, że będzie żałowała tej nocy ale nie sądził, że zdrowy rozsądek wróci jej aż tak szybko.
- To ze szczęścia – odmruknęła. – Wiesz, jeszcze nigdy nikt przy mnie nie był… tak blisko. Nie pamiętam kiedy ktoś mnie objął po wszystkim. Zazwyczaj…
- Wychodzisz? – uzupełnił.
- Mniej więcej. Nie pamiętam jak to jest być z kimś. To dla mnie nowe.
Malfoy zamyślił się. Zawsze uważał, że to on jest pokręcony. Okazało się jednak, że Hermiona Granger miała gorsze problemy niż on.
- Połóż się wygodnie. Pokażę ci normalność.



                Obudziła się bez bólu głowy, choć na pewno na niego zasługiwała. Było jej ciepło i było jej dobrze z ramieniem Draco przerzuconym przez talię. Wygięła się niczym kotka i poczuła jak ciało mężczyzny za nią napina się.
- Śpij, wiedźmo. Jeszcze jest wcześnie.
Uśmiechnęła się. Było wcześnie, miał rację. Przymknęła oczy i spróbowała wtulić w niego jeszcze bardziej. Jakby w odpowiedzi przyciągnął ją bliżej do siebie i musnął ustami włosy. Zasnęła w momencie.






                Minęły dwa miesiące od czasu ich pierwszej nocy spędzonej razem. Nie mówili o tym głośno, lecz uważali, że tworzą coś na kształt pary. Miała okazję poznać Zabiniego i Notta i śmiała się za każdym razem gdy Teodor czerwienił się na wspomnienie, kiedy to nakrył ich w gabinecie Draco. Sam Malfoy miał okazję poznać Parvati. Udało mu się zawojować serce przyjaciółki Granger, gdy okazało się że kupił jej przez przypadek jej ukochane czekoladki. Cały świat magii zdawał się wiedzieć o ich związku i, co najdziwniejsze, nikt mu się nie dziwił ani nie sprzeciwiał.
                Draco odkupił po wojnie swoje grzechy. Ludzie mu wybaczyli. Jego rodzinie może nie, ale zdawali się rozumieć, że on sam był tylko głupim dzieciakiem bez możliwości wyboru.
 Jedyną osobą, która zdawała się nie mieć o niczym pojęcia był Harry Potter. Pogrążony w pracy od paru tygodni ledwo zwracał uwagę na swoją żonę, którą kochał przecież do szaleństwa. Ginny rozumiała jego zapał do pracy i wybaczała mu ten okres, choć czasem korciło ją, by przemówić mężowi do rozsądku. Okazało się jednak, że nie będzie musiała.
- Malfoy i Granger znów wychodzą na obiad, gołąbeczki od siedmiu boleści. – Evan Nolan patrzył ze złością przez szybę  jak Hermiona Granger mija ich piętro w objęciach Malfoya i jeszcze się śmieje. Granger dała mu kiedyś kosza i do tej pory nie mógł o tym zapomnieć.
- Słucham? – Potter uniósł gwałtownie głowę słysząc o przyjaciółce.
- Potter – zawołał wesoło Andy Lannis – czy ty żyjesz w innej rzeczywistości?
Harry utkwił spojrzenie w szybie i zdążył zauważyć jak Malfoy obdarza jego przyjaciółkę pocałunkiem a potem wsiada z nią do windy.
- ZABIJĘ GNIDĘ – wysyczał wściekle i zerwał się z miejsca, pędząc do schodów.
                Czuł się jak kretyn – sam podsunął Malfoyowi pomysł z małżeństwem z osobą mugolskiego pochodzenia, aby ratować jego reputację. Nie sądził, że ten na cel obierze jego przyjaciółkę. Jego małą Hermionę, która w każdym widziała dobro i nawet nie przypuszczała, że jest tylko jednym z pionków, dzięki którym ten głupi blondyn mógł osiągnąć cel.
                Dogonił ich przed wyjściem z Ministerstwa.
- Hermiono!
Zatrzymała się i uśmiechnęła do przyjaciela.
- Musimy porozmawiać – warknął i pociągnął zaskoczoną dziewczynę za sobą.
- Moment, Potter – wysyczał wściekle Draco i zatarasował drogę Harry’emu. – Po pierwsze, nie będziesz szarpał mojej dziewczyny jak lalki. Po drugie, nie będziesz jej za sobą ciągał jakby była ubezwłasnowolniona. Po trzecie, nie będziesz jej rozkazywał, kiedy ma z tobą rozmawiać. Po czwarte puść ją.
                Harry, niczym oparzony, puścił ramię przyjaciółki i przeprosił szybko.
- Co się dzieje? – zapytała ze zmartwieniem.
- Hermiono… Jesteś tylko drogą do celu. – Harry postanowił wyłożyć kawę na ławę a Draco zamarł. – On tylko udaje, żebyś wyszła za niego za mąż. Poprawia sobie opinię aby świat czarodziejów spojrzał na niego jeszcze przychylniej i pozwolił wrócić do Londynu jego matce. Tak mi przykro…
                Hermiona odwróciła się powoli do Malfoya, który uważnie ją obserwował.
- Co z tego jest prawdą? – zapytała mocnym głosem.
- Cóż, podejrzewam że czarodziejska społeczność spojrzy na mnie przychylniej dzięki tobie. Czy pomoże to wrócić mojej matce do Londynu, nie mam pojęcia. O reszcie wszystko wiesz.
- Dziękuję. – Po tych słowach Hermiona odwróciła się do zszokowanego Pottera. -  Harry, jesteś najlepszym przyjacielem jakiego mogę mieć i dziękuję za troskę. Ale… Ja znam prawdę. Draco o wszystkim mi powiedział. Wyznał cały mój plan, wszystko.
- Co prawda zarobiłem tym na trzeci policzek, ale trudno. – Malfoy wzruszył ramionami. – Należało mi się. A teraz wybacz, idziemy na dość ważne spotkanie.
                Potter został na korytarzu sam, próbując zdefiniować swoje emocje. Czuł zażenowanie, zmartwienie ale przede wszystkim… ulgę. Hermiona o wszystkim wiedziała i zdawała się być szczęśliwa. A Malfoy?... Cóż, bronił jej, gdy go poniosło. Może warto dać mu szansę?





                Hermiona wzięła głęboki oddech i weszła do kawiarni w której siedział detektyw Ranley razem z jej rodzicami. Udało mu się przywrócić im pamięć, jednak ona miała wiele do wyjaśnienia. Pomagało jej, że Draco mocno trzyma jej dłoń i kreśli na niej kółka swoim kciukiem.
- Mamo, tato… Przepraszam…  - Z jej oczu trysnęły łzy, gdy rodzice jednocześnie rzucili się na nią, by wyściskać ukochane dziecko, którego nie widzieli prawie dziesięć lat. Następnie nadszedł czas na wyjaśnienia.
Opowiedziała im całą wojnę, jak poukładała swoje życie, jak pewnego dnia pewien blond włosy kretyn zaproponował jej małżeństwo za nich, ale się nie zgodziła. Musiała opowiedzieć i wyjaśnić rodzicom całą historię związaną z Draco i przekonać ich, że to prawdziwa miłość.
Na koniec pan Granger ścisnął rękę Malfoya a w jego brązowych oczach ukazały się łzy.
- Dziękuję. Dziękuję. – Powtarzał raz za razem a Draco nie wiedział co ma zrobić. – Dziękuję ci, że zająłeś się moją córką. Moją maleńką córeczką, moją Hermioną.
                Na ustach blondyna ukazał się uśmiech, gdy zobaczył jak łzy szczęścia spływają po twarzy Granger.
- To nic takiego – odparł cicho, by tylko John go usłyszał. – Pragnę się nią zajmować do końca swojego życia, tyle że ona nie a o tym pojęcia.
- Tym razem nie masz czym się targować – zauważył John a Draco parsknął śmiechem.
- Liczę na to, że nie będę musiał.







                Narcyza Malfoy rok później pojawiła się w Londynie. Opinia czarodziejów na temat młodego Malfoya wpłynęła na decyzję McAvisa, który postanowił nie brać się więcej za żadną sprawę. Tydzień po przybyciu Narcyzy do Londynu miał odejść z Biura Aurorów a na jego miejscu miał zasiąść Potter. Harry Potter, chłopiec… mężczyzna, który spłacił swój dług z nawiązką. To on w dużej mierze pomógł jej wrócić do domu.
                Teraz, po raz pierwszy od tylu lat miała zobaczyć syna.
Nie pozwolili im zobaczyć się na rozprawie. Żadnego kontaktu dopóki Wizengamot nie wyda pozwolenia. I nareszcie miała go ujrzeć.
                Wciąż żałowała, że nie była na jego ślubie. Podobno ożenił się z Hermioną Granger. Narcyzie było to całkowicie obojętne. Miała świadomość, że ten ślub między innymi przyczynił się do jej przeniesienia ze Szkocji. Wciąż miała mieć nadzór aurorów, lecz chociaż była w domu.
                Zapukała do drzwi domu państwa Malfoy i po chwili otworzył jej syn. Nie mogła napatrzeć się na jego piękną, męską twarz. Jego oczy, tak podobne do oczu Lucjusza, różniły się tylko tym, że spojrzenie Draco emanowało ciepłem. Usta blondyna rozchyliły się, jednak nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Narcyza ze szlochem wpadła mu w objęcia i stali tak dobre parę minut. – Musisz poznać moją żonę, mamo – powiedział z dumną Draco, wtulając twarz we włosy matki.
- Nie mogę się doczekać – odparła Narcyza, ocierając z policzków łzy. Zanim jednak miała szansę ujrzeć Hermionę Malfoy, na jej drodze stanęli Grangerowie. Przedstawili się a pani Malfoy poczuła ciepło w sercu. Jej ukochany syn był otoczony dobrymi ludźmi.
- Masz wspaniałego syna. Ciężko o drugiego tak dobrego człowieka – szepnęła jej na ucho pani Granger, przez co blondynka musiała walczyć z kolejną falą łez.
                W salonie wreszcie ją dostrzegła. Zauważyła też spojrzenie Draco, gdy patrzył na swoją żonę. Jego oczy były pełne dumy, czułości i miłości.
- Pani Malfoy… - Hermiona podeszła nieśmiało do kobiety, która wyglądała jakby nie wiedziała czy ma się roześmiać czy też płakać.
- Mów mi po imieniu drogie dziecko – szepnęła Narcyza i zgarnęła Hermionę w objęcia. – Dziękuję ci. Dziękuję ci za szczęście, jakie dajesz mojemu synowi – szeptała do ucha swojej synowej, która ze łzami w oczach opierała głowę o bark starszej pani Malfoy.
- Mamo – zaczął Draco z przyganą – udusisz mi żonę, a sobie wnuka.
W salonie nastała cisza a Narcyza wypuściła Hermionę z objęć. Draco podszedł do żony i objął ją, kładąc dłonie na jej brzuchu. Hermiona położyła na nich swoje dłonie i wpatrywała się niepewnie w rodziców.
- Jesteś w ciąży? – zapytał słabo pan Granger.
- Jestem.
- Boże, John! – Jean Granger spojrzała z radością na męża. – Będziemy dziadkami!
                W kolejnej fali radości pani Granger i pani Malfoy złapały się za ręce, a Hermiona czuła jak pieką ją łzy szczęścia pod powiekami.
- I pomyśleć – szepnął jej do ucha Draco. – że chciałem cię tylko uwieść i zostawić tak szybko, jak matka wróci.
- Nadal chcesz mnie zostawić? – zapytała Hermiona, gładząc dłonie męża, którymi on obejmował delikatnie jej powoli powiększający się brzuch.
- Nigdy w życiu. Nie wyobrażam sobie kilku minut bez ciebie. Chociaż… Postawiłem na swoim i zyskałem jeszcze więcej.
- To znaczy?
Draco spojrzał przed siebie jasnym wzrokiem
- Odzyskałaś rodziców, zostałaś moją żoną, tak jak planowałem. Dzięki temu odzyskałem matkę, też wedle planu. Poza tym… Zyskałem najwspanialszą żonę na świecie, dziecko i sens. Teraz mam wszystko.
                Hermiona uśmiechnęła się, obserwując jak jej rodzice konwersują z Narcyzą.
Miała wspaniałe życie. Idealną pracę, wygląd który potrafiła zaakceptować i który lubiła, przyjaciół, którzy ją kochali. Wspaniałych rodziców i prawdopodobnie cudowną teściową. Do tego miała dom na obrzeżach, który zakupiła za pieniądze za zasługi wojenne oraz dom bliżej centrum, w którym mieszkała razem ze swym mężem i, wkrótce, dzieckiem.
                Miała wszystko.