Muzyka

22 listopada 2014

3. Jasność.

Draco opierał się leniwie o ścianę obserwując uczniów wychodzących z Wielkiej Sali. Nie obchodziły go jednak tym razem urocze dziewczęta, które rzucały mu powłóczyste spojrzenia, zazdrośni nastolatkowie oraz zdumione spojrzenie Hermiony Granger oddalającej się wraz z Głupotterem i Wiewiórem. Z lekkim zniecierpliwieniem wyszukał bujną blond grzywę, złapał jej właścicielkę za ramię i gwałtownie pociągnął w swoją stronę.
- Co do… - zaczęła dziewczyna ze złością, jednak gdy ujrzała kto trzyma ją za ramię jej twarz rozjaśniła się w radosnym uśmiechu. – Draco!
Zarzuciła Ślizgonowi ręce na szyję, jednak on szybko się odsunął, obserwując uważnie otoczenie.
- Nie możesz się tak zachowywać. Nie tutaj – mruknął cicho. Dotarło do niego, że ona nie ma przecież pojęcia o hierarchii obowiązującej w Hogwarcie. Skąd mogła wiedzieć, że ogłoszenie światu iż są rodziną bardzo szybko doprowadzi do tego, że ktoś ją wykorzysta i zrani tylko po to, by uderzyć w niego? Gdy się spotykali był ukochanym kuzynem Draconem, ideałem chłopaka i przyjaciela. Widywali się jednak rzadko, może raz na rok i to jedynie przez kilka godzin, nigdy więc nie zdążyła się domyślić, jakim on jest człowiekiem.
- O co ci chodzi? – zapytała ze zdumieniem, cofając się do tyłu.
- Nikt nie może wiedzieć, że jesteśmy rodziną. Przyjdź dziś o osiemnastej do mojej wieży to wszystko ci wyjaśnię. A teraz zjeżdżaj na lekcje. – Nie zdążył zmienić swojego „naturalnego” tonu głosu, którym posługiwał się w Hogwarcie. Nie czekając na odpowiedź blondynki po prostu ruszył przed siebie, zastanawiając się jednocześnie jakie zajęcia teraz ma.
Według niego wszystko było w porządku.
- Nie mów mi, że to jest ten twój super-świetny-idealny kuzyn – powiedziała z rozbawieniem rudowłosa dziewczyna, która widziała z bliska całe zajście i słyszała każde słowo. – Cece?
- Hm?... – Blondynka wydawała się być nieprzytomna. Zdumiało ją zachowanie Malfoya, przywykła raczej do jego ciepłego tonu, rozbawionego spojrzenia i złośliwego uśmiechu. Chłopak stojący przed nią wydawał się być po prostu… obcy. – Tak, to on. Pójdziemy tam o osiemnastej i wszystko sobie z nim wyjaśnię.
- Nawet nie powiedział ci, jak mamy tam trafić – zauważyła inteligentnie Raven.
- O to się nie martw. Akurat jego zawsze odnajdę – odburknęła Cecilie, mrużąc oczy.
Pan Malfoy będzie miał jej wiele do wyjaśnienia. Bo przecież nikt nie traktuje w ten sposób Cecilie Black.
Nawet jej własny kuzyn.



Hermiona wpatrywała się w Minervę McGonagall z rozchylonymi ze zdziwienia ustami. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie oznajmiła jej opiekunka domu. Przeczuwała, że żaden z nauczycieli nie będzie w stanie na kilka dni opuścić zamku by udać się z nią do domu i że zostanie przydzielony jej któryś z prefektów, ale nigdy nie pomyślałaby, że będzie nim Malfoy!
Ten Malfoy, arystokratyczny dupek, który mieszka zapewne w jakichś pałacach, nic nie robi nigdy sam, o nic się nie martwi, wszystko ma gdzieś i gardzi ludźmi takimi jak ona, a co dopiero jej rodzice.
I on ma wytrwać pięć dni u mugoli?
Na pewno nie.
- Panno Granger, proszę. Wyjedziesz na dłużej, na prośbę pani rodziców. Profesor Dumbledore już wszystko ustalił wraz z nimi, wiedzą, że pan Malfoy również przyjedzie. Pogrzeb odbędzie się w piątek, wyjedziecie w środę, a w sobotę z samego rana będziecie już w szkole.
- Co Malfoy na to? Nigdy się nie zgodzi, pani profesor, będzie się brzydził oddychać w towarzystwie moich rodziców, a co dopiero wejść do mojego domu – oznajmiła nauczycielce Hermiona, słysząc bunt w swoim głosie.
- Pan Malfoy został o wszystkim poinformowany – oświadczyła McGonagall, patrząc surowo na swoją najlepszą uczennicę. – Nie wyraził sprzeciwu, podszedł do sprawy w bardzo neutralny sposób i liczę na to, iż zachowa się pani podobnie. Nie życzę sobie żadnych kłótni. W środę o szesnastej Nimfadora Tonks zabierze was z Hogsmeade prosto pod pani dom, panno Granger, natomiast w sobotę o piątej rano będzie czekała pod pani domem, aby dostarczyć was z powrotem do Hogwartu. Jeśli będzie pani miała jeszcze jakieś pytania, proszę zostać po lekcji, tymczasem sądzę iż wszystko zostało wyjaśnione.
W ten oto kulturalny sposób profesor McGonagall wyprosiła Gryfonkę ze swojego gabinetu, uprzednio wkopując ją w wyjazd do domu z Malfoyem.
„ No to pięknie” pomyślała w popłochu dziewczyna, opierając się o zimną ścianę korytarza.




- Dlaczego wróciłaś do Anglii, Cece? Pytam po raz ostatni.
Draco Malfoy był naprawdę wściekły. Ba, to mało powiedziane. Był rozwścieczony, gotów roznieść wszystko i wszystkich. Opierał się o kominek, trzymając w drżącej ze złości dłoni opróżnioną do połowy szklankę Ognistej i wpatrywał się z furią w swoją kuzynkę.
Blondynka tymczasem siedziała na kanapie i z lekkim znudzeniem obserwowała młodego arystokratę.
- Nie ma już Voldemorta. Nic mi już nie grozi. Wraz z ciotką Andromedą doszłyśmy do wniosku, że czas zawiązać kontakty z rodziną. Nie sądzisz? – zapytała z odczuwalną w głosie ironią.
- Nie rozumiesz, że to nadal jest niebezpieczne? – warknął Draco, czując że zaraz straci nad sobą kontrolę. Jakim prawem mogła zdecydować o czymś takim! Dobrze wiedziała, że jej matka jest wciąż na wolności, nieuchwytna niczym każda płocha myśl tkwiąca w głowie blondyna. Wiedziała, że jego surowy ojciec, gdy tylko dowie się o jej istnieniu, natychmiast zrobi wszystko by ją unicestwić, by nie zakłócać porządku, który nastał. Dziewczyna miała przecież zostać zabita od razu po urodzeniu, gdy okazało się, że nie jest chłopcem. I do tej pory każdy poza Draconem oraz Narcyzą myślał, że dziecko zginęło. A na pewno nikt nie przypuszczał, że wychowywała się u Andromedy i Teda Tonksów!
A ona tak po prostu sobie wraca, jak gdyby nigdy nic!
- I co, masz zamiar wpaść do Malfoy Manor i krzyknąć „Siema mamo, jednak przeżyłam i przez siedemnaście lat robiłam z was wszystkich idiotów!” ?!
 - Myślałam o bardziej kulturalnym powitaniu, ale może być i tak. Draco, nie sikaj – poprosiła zmęczonym głosem i wwierciła błękitne tęczówki w młodego arystokratę. – To jest moja sprawa, moje życie i moje decyzje. Nie chcę dłużej uciekać. Poza tym dobrze wiesz, że jakakolwiek kłótnia ze mną jest bez sensu.
- A ona? Co Raven tu robi? Jest w ramach, nie wiem, rekreacyjnych? Darmowy dramat?
- Dzięki – rzuciła dziarskim tonem Raven. Zrozumiała, że Malfoy odpuścił Cece, jednak nie miała zamiaru pozwolić, by wyładował się na niej. Kontynuowała, tak samo sztucznie radosnym tonem – Powiedzmy, że mam parę spraw do załatwienia, Hogwart wiele mi ułatwi, sam pobyt w Anglii bardzo pomoże, a fakt, że Cece też tu jest na pewno ułatwi sprawę.
- Co za sprawa? – parsknął Draco. Miał dość tych wszystkich świetnych planów, niewyjaśnionych rzeczy, informacji, które dzisiejszego dnia musiał przyswoić sobie jego mózg, oraz faktu, że wszystko wymykało mu się spod kontroli. Jemu, mistrzowi kontroli, władcy istnienia.
- O to niech się twoja platynowa główka nie martwi, sama to załatwię, a potrzeby zwierzania się, nie odczuwam. – Ruda uśmiechnęła się słodko, nadając twarzy wyraz uroczego chochlika. Natomiast Dracona po prostu zatkało. Jeszcze nikt   n i g d y   tak do niego nie powiedział. No, może ten pseudo-profesor Moody potraktował go odrobinę gorzej, ale – Na Merlina! – to było tyle lat temu, a koleś był po prostu niezrównoważony.
Drzwi do salonu otworzyły się i ich oczom ukazała się zdumiona twarz Hermiony.
- Jeszcze ciebie tu brakowało – warknął Draco i zmierzwił włosy. Dwie dziewczyny zajmujące sofę to było za wiele na jego mózg, Granger jako dodatek mogła doprowadzić go do jakiejś choroby psychicznej.
- Mam nadzieję, że przy moich rodzicach będziesz chociaż udawał dobrze wychowanego – powiedziała wyniosłym tonem Hermiona i przeniosła zaciekawione spojrzenie na nowe uczennice. Nie zdążyła im się dobrze przyjrzeć podczas uczty, a potem kompletnie wyleciało jej z głowy, że powinna je jak najszybciej znaleźć i spróbować im w jakikolwiek sposób pomóc. Najwyraźniej Malfoy bardzo dobrze o tym pamiętał i postanowił zgarnąć je dwie dla siebie. – Wolałabym, żebyś nie spraszał dziewczyn do pokoju wspólnego, ani ogólnie do wieży. Już o tym rozmawialiśmy.
- Wolałbym żebyś przestała się wtrącać w nie swoje sprawy i spadała stąd. Jasne?
Cece podniosła się i zgromiła ich oburzonym spojrzeniem.
- Jesteście chorzy? Nie wiem, czy jesteście parą świeżo po rozstaniu, czy jedenastolatkami w ciele podobno dorosłych osób, ale miło by było, gdybyście na siebie nie warczeli. I, tak dla jasności, nie jestem jakąś dziewczyną, tylko kuzynką Dracona, a to moja przyjaciółka. Draco nigdy nie traktował nas w sposób, w jaki mógłby traktować jakąś zwykłą dziewczynę.
Hermiona spłonęła rumieńcem natomiast Ślizgon wyglądał jakby zaraz miał dostać napadu szału.
- Wybaczcie, z przyzwyczajenia źle to wszystko zinterpretowałam – powiedziała Granger ze skruchą, podchodząc do dziewczyn. – Hermiona Granger, prefekt naczelny, jestem z Gryffindoru. Gdybyście miały z czymkolwiek problem, moim zadaniem jest wam pomóc.
Raven roześmiała się. Cała sytuacja była dla niej komiczna, absurdalna. Wściekły Malfoy, zakłopotana Gryfonka, szczerze zdumiona Cece, a w tym wszystkim ona, która jest po prostu obserwatorem, czasem dodającym swoje trzy grosze, by po prostu móc obserwować reakcje ludzi. Teraz spojrzeli na nią, najwyraźniej nie rozumiejąc z czego właściwie dziewczyna się śmieje.
- Och, dajcie spokój – powiedziała z rozbawieniem, podnosząc się z sofy. – Raven DeGraw, miło… mi…
Dopiero teraz przyjrzała się twarzy Gryfonki. Była dla niej dziwnie znajoma, ale to przecież niemożliwe, żeby… 
- O Merlinie. Hermiona… - patrzyła na dziewczynę niczym zahipnotyzowana. – To ja zrobiłam ci włosy…
Malinowe usta Granger ułożyły się w idealne „O”, gdy lustrowała uważnie twarz DeGraw.
- Nie wierzę… Ale… Mówiłaś, że nazywasz się Dorcas…
- Dorcas jest po ciotce, siostrze mamy. Voldemort ją zamordował, była w Zakonie Feniksa… Dorcas Meadowes. Jeśli kojarzysz. W świecie mugoli wolę używać jej imienia, mam mniejsze prawdopodobieństwo, że ktokolwiek by mnie rozpoznał. Nie jestem tu zbyt mile widziana.
Hermiona zmarszczyła brwi, gdy w jej umyśle pojawiło się wspomnienie Harrego siedzącego w Pokoju Życzeń i opowiadającego o poszczególnych członkach Zakonu, jednocześnie pokazując ich na zdjęciu.
„ Dorcas Meadowes, Voldemort zamordował ją osobiście… Wydaje mi się, że łączyło ją coś z Syriuszem, ale on i Lupin strasznie unikają tego tematu.”
- Słyszałam o twojej ciotce – powiedziała niepewnym tonem Hermiona, wpatrując się z zaciekawieniem w rudowłosą. Uśmiechnęły się do siebie, po czym Gryfonka zwróciła się ku drugiej dziewczynie.
- Cecilie Black – przedstawiła się blondynka i podała dziewczynie rękę, jednocześnie rzucając wyzywające spojrzenie swojemu kuzynowi. – Nie patrz z taką skruchą, nie jestem zła za tekst o dziewczynach w waszym salonie, wolałam po prostu wszystko od razu wyprostować. Poza tym… Już się zwijamy. Musimy jeszcze rozwiązać zagadkę zanim wejdziemy do Pokoju Wspólnego Ravenclawu, a to pewnie trochę czasu nam zajmie. Na razie.
Wyszczerzona radośnie blondynka niemal w momencie znalazła się za drzwiami, a chwilę po niej ucichł również śmiech DeGraw.
Hermiona i Draco zostali sami, mierząc się znużonymi spojrzeniami.
- Dobra, miejmy to z głowy – zaczął Draco, czując że to on musi wziąć na siebie ciężki obowiązek prowadzenia konwersacji. – Mam obowiązek jechać z tobą do twojego domu. Uwierz mi, nie jestem z tego powodu szczęśliwy, wolałbym raczej przesiedzieć kilka dni w cieplarni. Jednak skoro zostałem do tego zmuszony, to uprzedzam, że nie mam zamiaru robić nic głupiego. Nie będę krytykował twojej rodziny, osądzał ani poniżał, obiecałem to. Ciebie również oszczędzę, jeśli tylko ty nie będziesz mi niczego wytykała, panno Zjadłam-Wszystkie-Rozumy-Granger.
- Od kiedy tak bardzo zależy ci na dotrzymaniu obietnicy, Malfoy? – zapytała szczerze zdumiona Hermiona.
- To już nie twoja sprawa, Granger. Ja skończyłem na dziś, idę do siebie. Tobie za to radzę wziąć prysznic, cuchniesz hipogryfami.
Dziewczynę zatkało, gdy usłyszała przytyk dotyczący hipogryfów. Rzeczywiście, była dziś u Hagrida i pomagała mu przygotować skrzydlate stworzenia do lekcji z trzecioklasistami, dużo osób ją widziało, jednak  nie sądziła, że nawet z powodu pomagania innym Ślizgon będzie w stanie się z niej nabijać. Gdy wyrwała się z szoku, chłopak był już przy drzwiach od swojej sypialni.
- Dupek z ciebie, Malfoy! – krzyknęła ze złością, kierując się do łazienki.
- A z ciebie paskudna miotła, i co z tego? – zapytał obojętnie i zamknął za sobą drzwi.
Gryfonka spojrzała na siebie w lustrze i przeczesała potargane włosy. Nigdy nie miała na nie wpływu, po prostu nie potrafiła ich ułożyć, żyły własnym życiem. Nie mogła ich ani spiąć, ani wyprostować, nie miała nad nimi żadnej władzy. Jednak Malfoy uderzył w jej czuły punkt, w coś, co nie było od niej zależne, więc tym bardziej chciała to zmienić, by pokazać mu, że nie ma jej co zarzucić.
Potrzebowała Dorcas De… Raven DeGraw.



 Dni mijały nieprawdopodobnie szybko, a nowo przybyłe uczennice zadziwiły uczniów Hogwartu zaawansowaną znajomością zaklęć obronnych oraz inwencją twórczą w dokuczaniu innym. Nie sprawiały złego wrażenia, nie były wredne ani puste, po prostu lubiły dobrą zabawę oraz wygłupy, doprowadzając niektórych uczniów momentami do szału. Złość jednak szybko im przechodziła, gdy widzieli skruszone miny Krukonek i słyszeli szczere zapewnienia, że to wszystko „było dla zabawy i nie chciały, by skończyło się tak źle”. Draco obserwował kuzynkę z lekkim rozdrażnieniem, że zwraca na siebie tak wielką uwagę i odwiódł już czterech chłopaków, aby się z nią nie umówili. Naiwna Cecilie zapewne by się zgodziła licząc na koleżeństwo, a oni najchętniej zaciągneli by ją do łóżka.
Na samą myśl o tym Malfoy dostawał ataku wściekłości
Jego mała Cece, oczko w głowie, osoba która go znała i rozumiała.
Dziewczyna, która   w i e d z i a ł a .
Zawsze wszystko wiedziała, o wszystkim. W niektórych momentach wydawało mu się, że zna go lepiej niż on sam zna siebie. Wydawało się być to niemożliwym, jednak ona zawsze rozumiała, dlaczego zachował się tak, a nie inaczej.
Problem tkwił w tym, że nie znała jego Gorszej Strony. Przy niej nie chciał być gorszym, wyzwalała w nim lepsze emocje, chciał być dobry. Dla niej.
Była jego Lepszą Stroną, Ukojeniem Myśli. Była kimś, kogo szczerze kochał.
A ponieważ ją kochał, wymagał od niej więcej. Nie mogła stoczyć się z jakimś idiotą, osłem, kretynem, niewyżytym seksualnie gnojem, nie mogła, nie, po prostu nie, nie mogła, i już!
A takich w Hogwarcie było wielu.
Raven nie znał za dobrze, jedynie z opowiadań, barwnych opisów Cecilie, która wielbiła swoją przyjaciółkę ponad wszystko i wszystkich. Nie znał przeszłości DeGraw, chyba nawet Cece nie znała jej w pełni. Wiedział jednak, że żadna z nich nigdy nie była w związku, ba, nigdy nie była nawet zakochana. Zajęte były nauką, spędzaniem razem czasu, znajomymi, imprezami… Nie uczuciami.

Jesteśmy zbyt niedojrzałe.
Zbyt dziecinne.
Nie powinno się kalać czegoś tak wielkiego, wspaniałego, zwykłym przelotnym zawiedzeniem.

Dla Cece wszystko było zawiedzeniem, wszystko, co nie stanowiło pełni, głębi, co nie sprawiało, że czuła, że to prawda. Nie chciała półśrodków, nie chciała na chwilę, chciała na zawsze. Albo chociaż na długo.
A Raven?... Raven się nie angażowała. Nie mogła, gdy chciała, nie chciała, gdy mogła. Nie potrafiła zgrać się sama w sobie, by tak po prostu… dać się związać. Była wolna, cudowna, nie mogła oddać swojego ciepła tylko jednej osobie, byłoby to niemalże grzechem! Przynajmniej według Black.
Draco to akceptował. Akceptował je, rozumiał… I może nawet lubił.
S z c z e r z e.




Nadszedł dzień wyjazdu. W zimną, październikową środę, o godzinie szesnastej Hermiona, ramię w ramię z Malfoyem, udała się do Hogsmeade skąd Nimfadora Tonks przeniosła ich na obrzeża Londynu. Dora nie odezwała się ani słowem, miała dość ponurą minę, choć próbowała uśmiechnąć się do Gryfonki. Wyraźnie unikała jednak spojrzenia Dracona, który uważnie obserwował osobę, z którą jego ukochana kuzynka się wychowywała. Weszli do domu, gdy Tonks bez słowa obróciła się i zniknęła – spełniła zadanie, odstawiła ich bezpiecznie pod wskazany adres i mogła odejść. Oni natomiast znaleźli się w domu państwa Granger. A raczej w ich salonie.  
Ślizgon otrzepał ubranie – zwykłe, mugolskie ubranie! – z pyłu, obserwując kątem oka powitanie dziewczyny z rodzicami. Zdumiało go… Może odrobinę zasmuciło?
Dziewczyna wpadła w objęcia rodziców, którzy tulili ją do siebie, jakby od tego miał zależeć ich dalszy los. Wysyłali do niej miłość, która nie potrzebowała słów, by zostać wyrażoną. Jeden dotyk, krótkie przytulenie, bo trwało zaledwie moment, spojrzenie w oczy i Hermiona się uśmiechała.
Kochająca się rodzina, idealna.
A on?... Czy jest w stanie przypomnieć sobie sytuację, w której rodzice by go przytulali? Nawet matka, która przecież go kochała. I którą on kochał, jednak nie potrafił tego okazać. Dopiero uczył się miłości.
Miłość, pojęcie dla niego abstrakcyjne, wymyślone. Wydawała się być dziwna, niczym te wszystkie głupie urządzenia mugoli.
- Ty musisz być Draco, dyrektor opowiedział nam o tobie – powiedział z nieco smutnym uśmiechem ojciec Granger. – John Granger, miło mi.
Mężczyzna uścisnął mu dłoń, a Draco ze zdumieniem zarejestrował, że nie poczuł obrzydzenia, kiedy ich dłonie się zetknęły.
- Miło mi pana poznać – odpowiedział grzecznie, czując się jak idiota. Nie czuł obrzydzenia, ale nie było mu miło. Czuł się niezręcznie. Gdyby jego ojciec mógł go ujrzeć!
Jego, idealnego syna, chełpiącego się swoją czystą krwią, ściskającego dłoń mugola!
Czuł się źle.
Zawiódł.

- John, przestań mu się tak przyglądać, to niegrzeczne. – Ciepły głos kobiety wyglądającej bardziej jak starsza siostra Granger, niż jej matka, poniósł się po przytulnym salonie. – Jane Granger, miło mi.
Uśmiech również miała ciepły. Oczy tak samo.
Identyczne tęczówki, jak Granger.
W ogóle byli wszyscy do siebie podobni, przynajmniej według niego. Jakby stworzeni z tej samej gliny, jedna postać w trzech osobach.
Niczym Bóg – przemknęło przez myśl arystokracie. – Wielki Bóg Granger!
Uśmiechnął się i kiwnął kobiecie głową.
- Hermiono, pokaż koledze pokój, rozpakujcie się i za jakąś godzinę zejdźcie na obiad.
Dziewczyna kiwnęła głową, a potem ruszyła w stronę schodów, zastanawiając się jednocześnie, co sobie musi myśleć Malfoy. W końcu dotknął mugoli, to przecież wstyd.
Zrobiło jej się przykro, gdy rozmyślała nad tym, co musi się dziać w mózgu Ślizgona, jak wielkie obrzydzenie musi on odczuwać do ludzi, pod których dachem został zmuszony zamieszkać na jakiś czas. Nawet nie znał jej rodziców… Nie miał prawa!
Tymczasem Draco Malfoy stwierdził, że dom Grangerów jest nienormalny. Wszędzie królowały jasne, pastelowe kolory, na ścianach wisiały obrazy, ciepłe, radosne, a nie ponure, jak u niego. Było zupełnie inaczej, niż w domach, w których bywał. Schody nie były kamienne, poręcze nie miały bogatych zdobień, a na ziemi nie leżały ciemne dywany. Było dziwnie, inaczej.
- To jest twój pokój – powiedziała Granger, otwierając przed nim drzwi do kolejnego, jasnego pomieszczenia. - Po drugiej stronie masz własną łazienkę, mój pokój jest na końcu korytarza, jakbyś czegoś potrzebował, to po prostu mnie zawołaj.
Starała się uśmiechnąć, lecz jej usta wykrzywił zaledwie nędzny grymas. Widziała zdumienie wymalowane na jego twarzy, widziała jak przyglądał się uważnie wszystkiemu, jak lustrował wzrokiem obrazy, zdjęcia, nawet widoki za oknem! Oceniał, a ona nie chciała być oceniana.
Poza tym… Obiecał.
Ale ile mogła znaczyć obietnica w ustach Malfoya?


Szybko poszła do swojego pokoju i poczuła się spokojniej patrząc na ukochane meble, duże łóżko z baldachimem i fioletowe ściany. Opadła na fotel i przymknęła oczy, marząc, by o niczym nie myśleć.

Tymczasem młody Malfoy rozglądał się po swoim tymczasowym lokum.
Jasne łóżko, jasna podłoga, jasne meble… Łazienka skromna, również w jasnej tonacji. Mały dywan, na którym stało łóżko, również był jasny.
Cholera jasna!... O, nawet cholera.
Wszystko było jasne.
Inne, nienaturalne.
- Można oszaleć – stwierdził cicho. Nie pamiętał kiedy ostatnio znalazł się w tak ciepłym pomieszczeniu. Czy tu w ogóle dało się mieć jakikolwiek problem, zmartwienie?
Przerażał go fakt, że może się przyzwyczaić do tej całej jasności.
Zwłaszcza, że niedługo będzie musiał ponownie zanurzyć się w ciemności.

Zdążył się rozpakować i odświeżyć, gdy usłyszał głos Jane Granger nawołującej na obiad. Jego matka nigdy by czegoś takiego nie zrobiła – nie mowa tu już o wołaniu, ale o samym fakcie gotowania. Nawet nie wiedział, czy Narcyza potrafi zaparzyć herbatę, wszystko zawsze robiły przecież skrzaty.
Wszedł do salonu, w którym zastał rodziców Granger. Na jego widok John uśmiechnął się.
Hermiona wiele razu opowiadała ojcu o nieznośnym blondynie, który gardził nią ze względu na to, że nie jest z czarodziejskiego rodu. Nie miał mu tego jednak za złe, gdy go ujrzał. Spodziewał się, że z jego córką przyjedzie zadufany chłopak o nieprzyjemnym spojrzeniu, a dostrzegł jedynie normalnego nastolatka z niezwykle poważną, dojrzałą miną. Z jego oczu co prawda uderzała dumna oraz pewność siebie, lecz dostrzegł w nich również zagubienie oraz coś na kształt… tęsknoty? John zastanawiał się jakie stosunki mogły panować w domu chłopaka, gdy do salonu wpadła Hermiona. Jego córka, jego duma, jego słońce, skarb!
W milczeniu, które nie było wcale nieprzyjemne usiedli przy kwadratowym stole. On, między ukochaną żoną i córką, naprzeciw ich gościa.
Hermiona obok swego odwiecznego szkolnego wroga, z którym teraz musiała dzielić zarówno pokój wspólny, jak i wpuścić do swojego świata. Chociaż na pewien czas.
Jane jednak nie chciała spożyć posiłku w milczeniu, mimo że cisza jej nie przeszkadzała, nie chciała by Draco odebrał to negatywnie.
- Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas i spędzisz czas możliwie jak najlepiej – zwróciła się do niego i uśmiechnęła delikatnie.
Usta Dracona rozciągnęły się w uśmiechu.
Szczerym.
- Ja również mam taką nadzieję – odpowiedział Malfoy.
Szczerze.


**********


Jej, nie sądziłam, że napisanie tego rozdziału zajmie mi aż tyle czasu i będzie wymagało tyle energii. Pojawili się jednak nowi bohaterowie, których nie było w książkach Rowling, a że będą odgrywały dość istotną rolę w moim opowiadaniu, muszę ich jak najdokładniej przedstawić.
Niedługo pojawią się jeszcze następni.
Do tego próbuję pokazać, w jaki sposób zmienił się Draco, a raczej jakim zawsze był, tylko to ukrywał, staram się uczynić go bardziej ludzkim. Ten rozdział jest dlatego dość istotny.
No i nie wspominam o szkole, w której naprawdę ostro wzięli się za przygotowywanie nas do matury.
Fakt, że nie ma żadnych komentarzy, a jedynie nabija się licznik wejść, również nie motywuje, by zostać godzinę dłużej w nocy, usiąść przed laptopem i coś naskrobać, naprawdę.
No, ale tak czy siak mam nadzieję, że się Wam mimo wszystko spodoba, i do następnego!

2 komentarze:

  1. Hmm... dopatrzylam sie linku do Twojego bloga na grupie Dramione PL na facebooku. Jestem mile zaskoczona i... zainteresowana, co ostatnio rzadko ma miejsce, jesli chodzi o nowe blogi i opowiadania w polskim fandomie.
    Przyznaje sie bez bicia, ze przeczytalam tylko ten rozdzial - sesja, to wszystko wyjasnia - ale mam nadzieje, ze nie zgubie i nadrobie pozostale dwa.
    Styl masz dosc lekki, ladnie piszesz, choc w paru miejscach przyuwazylam brak paru przecinkow ;> ale to nic. Podoba mi sie wprowadzenie wlasnego bohatera, choc chetniw - o dziwo - dowiedzialabum sie czegos wiecej o niej :) i watek i pomysl na pobyt Draco i Hermiony... spotkalam sie z tym juz pare razy, ale mimo to podoba mi sie, bo fajnie sie zaczyna ;>
    Hmm... zaciekawilas mnie! Dlatego mam drobna prosbe - jestem strasznie zakrecona, a chcialabym zostac turaj na dłużej - czy mogłabyś informowac mnie przez pare rozdzialow o nowosciach? :)

    [affabre.sis@gmail.com]

    Pozdrawiam serdecznie,
    wanilijowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jej, bardzo mi miło i dziękuję za taki komentarz! :)
      Rozdział powinien pojawić się do końca tygodnia, ale chętnie Cię poinformuję :)
      Pozdrawiam!

      Usuń