Muzyka

30 października 2014

2. Zwykły człowiek.

Minęły dwa tygodnie odkąd Hermiona zamieszkała z Draconem w jednym dormitorium. Mimo uporczywych prób Slizgona, by pozbyć się niechcianej współlokatorki, nie zanosiło się na to, aby panna Granger opuściła Pokój Prefektów.
Również dyrektor szkoły zakazał im przenoszenia się do swoich poprzednich dormitoriów. Twierdził, że wspólne dormitorium prefektów było niegdyś tradycją Hogwartu, którą należy odnowić. Nie pomogły wspominki o ojcu, przemówienie na temat nienawiści panującej między domami, oraz próby tłumaczenia, że z Gryfonką po prostu nie da się mieszkać. Dumbledore już postanowił i nie zamierzał zmieniać zdania.
Draco wszedł do Wielkiej Sali i ze złością usiadł na swoim miejscu obok Zabiniego.
- Co się stało, Dracusiu? – zapytała czule Pansy, widząc zdenerwowanie Ślizgona. Ten odetchnął głęboko, czując na sobie rozbawione spojrzenie Blaise’a.
- Pansy… - zaczął łagodnie, postanawiając być dyplomatycznym dżentelmenem.
- Tak, skarbie?
… Co to w ogóle znaczy, dyplomatyczny dżentelmen? Pff.
- Wypierdalaj.
Dziewczyna wyglądała na zszokowaną, jednak po chwili przeniosła się na inne miejsce i jak gdyby nigdy nic zajęła się rozmową z przyjaciółkami.
- Na Merlina, do niej nigdy nie dotrze, że jedyna rzecz jakiej od niej chciałem to seks – jęknął Malfoy, obserwując Parkinson.
- No cóż… Wybacz stary, ale widziały gały co brały. I nie patrz tak na mnie – zastrzegł obronnym tonem Blaise. – To nie moja wina, że dziewczyny myślą, że gdy z nimi śpimy to znaczy, że je kochamy.
Przechodząca niedaleko niego Puchonka obrzuciła Zabiniego zniesmaczonym spojrzeniem, słysząc, co powiedział.
- O, sam zobacz – mruknął Blaise. – Idealny przykład. Słyszała, co powiedziałem, a i tak najpóźniej za pięć dni będzie w moim łóżku.
- To Eloise McCarty, jest szlamą – powiedział Draco z lekką niechęcią. – Miej honor i chociaż takiej nie bierz do łóżka.
- Po co od razu do łóżka… Może zamieszkam z nią w jednym dormitorium, tak jak to uczynił mój przyjaciel z inną szlamą – zasugerował niewinnie Zabini, szczerząc się.
- Dobrze wiesz, że to nie był mój wybór. Gdybym mógł, to już dawno bym ją stamtąd wykopał i na jej miejsce sprowadził sobie jakąś fajną, czystokrwistą pannę. A jeśli by mi się wszystkie znudziły, to chociaż wypełnił bym jej sypialnię Ognistą.
- Żebyś ty jej czymś innym nie wypełnił, Smoku. Granger jest szlamą, no to jest, ale jest również dziewczyną. I ma całkiem niezłe kształty. Alkohol może zrobić swoje, twój celibat również.
- Jesteś obrzydliwy… I jaki znów celibat?
- No… Nie masz już dormitorium w Slytherinie, zostało przerobione na dormitorium pierwszaków… A ja ci swojego łóżka nie użyczę. I szczerze wątpię, że cnotka Granger pozwoli ci tak po prostu zapraszać na noc panienki.
- Przecież te wszystkie panny mają też swoje dormitoria, nie? – zauważył Draco z lekką rozpaczą w głosie.
- No… Pięcioosobowe. Chyba, że masz ochotę na kilka dziewczyn na raz, ale nie polecam.
Blondyn schował twarz w dłonie. Mieszkanie z Granger coraz mniej mu się uśmiechało.
- Moment, moment Diable… Co miałeś na myśli mówiąc, że Kujonka ma niezłe kształty?
- Gdybyś na nią spojrzał jak facet, a nie jak ktoś, kto ma ochotę ją zabić, to byś wiedział.
Malfoy uniósł leniwie brew, kierując spojrzenie na stół Lwów. Szybko odnalazł Granger i postanowił spróbować spojrzeć na nią, jak „facet”.
Rzeczywiście, dziewczyna miała gęste, ładne włosy, przede wszystkim zadbane. Twarz może zbyt bladą, zwłaszcza, że zawsze była brązowa. Orzechowe oczy błyszczały wesoło, a malinowe usta rozciągnięte były w szerokim, ujmującym uśmiechu. Dziewczyna nie chodziła już cały czas w szacie, ta wystawała z jej szkolnej torby, by zostać włożoną jedynie na zajęcia. Biała bluzka z rękawem sięgającym przedramienia i średnim dekoltem ładnie opiniała kształty Gryfonki, akcentując płaski brzuch. Ciemne, obcisłe spodnie uwydatniały długość nóg dziewczyny. Rzeczywiście, miała całkiem przyzwoitą figurę. Może, gdyby nie była szlamą…
Do tego była inteligentna. Zawsze miała coś do powiedzenia i to na każdy temat. Umiała się odgryźć zamiast zalewać płaczem po usłyszeniu obelgi, chociaż daleko jej było do charakteru Ginewry Weasley. Wiedział, że była czuła i troskliwa, wystarczyło spojrzeć na to, jak odnosiła się do Pottera i Weasleya. Byłaby świetnym materiałem na żonę i matkę, dokładnie takim o jakim zawsze myślał. Gdyby tylko nie ta jej krew…
- Em, Smoku… Poniosły cię chyba fantazje…
- Żartujesz? – Draco wyrwał się z głębokiego zamyślenia. – Jest bardzo przeciętna, nie ma w sumie na czym oka zawiesić.


___


- Malfoy się na ciebie gapi – zauważyła z obudzeniem rudowłosa dziewczyna.

- Malfoy? – powtórzyła ze zdziwieniem Hermiona, odrzucając włosy i oglądając się za siebie. – Głupi dupek, pewnie planuje jak mi znów uprzykrzyć życie.
- Hermiono… A może on się zmienił? – zapytał Harry, przeczuwając, że jego przyjaciele natychmiast na niego naskoczą. Oni jednak nie widzieli tego, co on kilka dni wcześniej, więc nie mieli jak zmienić chociaż odrobinę zdania o chłopaku.
- Żartujesz, prawda?
- Nie, po prostu… Spróbuj go poznać. I tak musicie mieszkać razem do końca roku szkolnego, więc chociaż się nie kłóćcie i nie wyzywajcie. A potem róbcie co chcecie.
Gryfonkę najzwyczajniej w świecie zatkało. Była przyzwyczajona do tego, że Wybraniec często rzucał różnymi, dziwnymi uwagami, jednak teraz naprawdę ją zaskoczył.
- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego tak mówisz? To aż boli – powiedział Ron, przełykając głośno kawałek kiełbaski.
- Nie. Po prostu… Po co Hermiona ma się męczyć? Lepiej żyć w zgodzie.
Potter diametralnie zmienił swoje podejście do życia zaraz po wojnie. Za dużo naoglądał się cierpienia innych ludzi, wojna dla każdego była przekleństwem, nie tylko dla ciemiężonych. Młody Malfoy również wiele na niej przecierpiał. Dodatkowo nigdy nie miał możliwości wybicia się, zrobienia czegoś po swojemu we własnym domu… Może to z tego powodu tak bardzo rządził się w szkole.
Hermiona zmarszczyła brwi. Słowa Wybrańca nieco ją ubodły, bo to przecież ona zawsze była dla Malfoya najłagodniejsza. Nie wyzywała go tak, jak Ron, czasem nawet puszczała mu płazem „szlamy” i inne przekleństwa kierowane w jej stronę, ponieważ nie chciała marnować sił na coś tak głupiego. Poza tym… Zawsze było jej odrobinę żal Ślizgona. Zdawało się, że ma wszystko, a jednocześnie nie posiada nic.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak to boli.

___


Nastał kolejny weekend, który tym razem nie był tak piękny jak poprzedni. Teoretycznie można było wyjść do Hogsmeade, lecz starsi uczniowie pozostali w zamku, patrząc z niechęcią na pogodę za oknem.

Deszcz uderzał miarowo w parapety i szyby starego zamku wygrywając samym sobą własną, indywidualną melodię, której nie da się powtórzyć, melodię, która zdarza się tylko raz, jest jedyna.
Gryfonka siedziała samotnie w dużym salonie i patrzyła z rozrzewieniem w płomienie w kominku. Nie do końca do niej docierało, co się właśnie stało.
Jej babcia, jej ukochana babcia… Święta nigdy nie będą pachniały tak samo. Mama jej ojca była najprawdziwszą babcią, niczym z bajki. Piekła ciasteczka, nazywała ukochaną wnuczkę „kruszyną” i była ostoją, bezpieczeństwem, opoką w momentach, w których rodzice byli tymi złymi. Była mądra i ciepła. Najlepsza. Najwspanialsza.
Skończyła trzeci kieliszek wina i automatycznie nalała sobie kolejny.
- Picie samotnie prowadzi do alkoholizmu, Granger.
Cichy, męski głos wyrwał ją z nieprzyjemnego zamyślenia.
- Rozumiem, że wiesz coś na ten temat – spróbowała odparować, jednak nawet to średnio jej wyszło. Była załamana i nie miała sił płakać. Przełknęła łzy wraz z kolejnym łykiem wina.
Malfoy zmarszczył brwi i zacmokał lekko.
- Masz naprawdę beznadziejny dzień, co Granger?
- To nie twój interes, Malfoy. Odczep się.
Nie za bardzo wiedział, co powinien zrobić. W ciągu dwóch tygodni zdążył przyzwyczaić się do ich wieczornych kłótni, stanowiły one dla niego pewnego rodzaju rytuał. Były jakby rekompensatą tego, że musiał z nią mieszkać. Lepiej się czuł, gdy usłyszał od niej, jakim jest dupkiem i po raz kolejny wyjaśnił, jak ona niewiele znaczy, to utrzymywało jego świat w normie. Dlatego teraz, widząc ją załamaną, bliską płaczu, pijącą samotnie tanie wino i wpatrującą się tępo w kominek poczuł niepokój.
Już nawet nie chodziło o Granger. Jego świat został zaburzony, coś czego się spodziewał nie nadeszło, a on nie do końca wiedział jak ma na to zareagować. Dodatkowo zrobiło mu się żal dziewczyny.
Stop. Jakie znowu żal? Żal szlamy?
Och, Draco, jak nisko możesz upaść? – pomyślał ze złością, dalej nie ruszając się z miejsca.
- Długo masz zamiar stać i na mnie patrzeć? – zapytała cicho Hermiona. Nie miała siły kłócić się z blondynem, obojętne jej było, jak bardzo ją za moment zwyzywa.
- Jesteś bardzo ciekawym obiektem obserwacji, Granger. Ucieleśnienie nędzy, rozpaczy, dna… Myślałem, że o tym się tylko czyta.
Nie odpowiedziała.
Draco przygryzł nerwowo policzek. Dlaczego nie odpowiadała? Zaczynał czuć się niezręcznie, na dodatek dziewczyna wyglądała na coraz bardziej przybitą.
- Cholera no… - wywarczał ze złością i szybkim krokiem udał się do sypialni. Tam wyciągnął karafatkę z Ognistą Whisky oraz jedną szklankę, do której nalał trunku.
- Malfoy, będziesz sobie za to pluł w brodę – oświadczył samemu sobie, po czym wyszedł z sypialni i powolnym krokiem udał się w stronę dziewczyny.
- Och, czego chcesz – jęknęła żałośnie, czując na sobie jego wzrok. Już chciała mu dopowiedzieć, aby poszedł do siebie, wziął jakąś panienkę i się zabawił, nawet to by zniosła, byleby tylko dał jej święty spokój. Ku jej zdziwieniu, blondyn usiadł na podłodze, opierając się o fotel i obserwując ją z zainteresowaniem.
- Chcę wiedzieć, co ci jest – oświadczył poważnie, czując się jednocześnie lekko zaskoczonym swoim wyznaniem. No bo… Co go obchodziło, co się dzieje z jakąśtam Granger?
- Na co ci ta informacja?
- Ani razu nie nazwałaś mnie dziś dupkiem, nie kazałaś się wynosić… Nie wiem, święto czy jesteś poważnie chora?
- Okej, zapytam w inny sposób – oświadczyła ze znużeniem. – Dlaczego cię to obchodzi, Malfoy?
Milczał przez moment próbując zrozumieć powód, dla którego zżerała go ciekawość.
- Powiedzmy, że burzysz mój świat, Granger – mruknął cicho, nie chcąc wgłębiać się w temat. Widząc jednak zaskoczenie przebijające się przez smutek w oczach dziewczyny poczuł zobowiązanie, by wyprostować swoje słowa. – Ludzie przyzwyczajają się do różnych rzeczy. Do zapachów, do miejsc, do innych ludzi, do tego, że muszą się uczyć, pracować, godzić się z tym, co dał im los. Ja przywykłem do twoich humorków, wypaczonego charakteru i zabawnych reakcji na szczerą prawdę płynącą z moich ust. Kiedy nie odpowiadasz i najwidoczniej nie obchodzi cię, co się dzieje dookoła, mój świat zostaje zaburzony. To tak, jakbyś nie dostała prezentów pod choinkę, jeśli rozumiesz o co mi chodzi. Dlatego jestem ciekawy.
W salonie nastała cisza. Hermiona nawet nie zdawała sobie sprawy, że rzeczywiście odkąd „zamieszkali razem”, w każdy wieczór w ich „mieszkaniu” wybuchała kłótnia po której najzwyczajniej w świecie rozchodzili się do swoich sypialni i kładli spać. To stało się pewnego rodzaju rutyną, którą ona w tym momencie przerwała. Nie sądziła jednak, że Malfoy to zauważy.
- Po prostu nie mam ochoty na kłótnie. Nie dziś.
- Dlaczego nie dziś?
Był zbyt dociekliwy, zbyt ciekawski. Zdawała sobie sprawę, że po prostu lubił mieć wszystko w idealnym porządku, który ona teraz nikczemnie zburzyła, jednak nie miała powodów, aby mu się tłumaczyć.
- Moja babcia zmarła wczoraj wieczorem. Dziś dostałam sowę od rodziców.
Słowa wymknęły się z jej ust mimowolnie. Nie powiedziała jeszcze nikomu, nawet nie miała okazji. Z chłopcami widziała się jedynie na śniadaniu, ponieważ resztę dnia spędzili u dyrektora, planując weekend. Mieli za zadanie złapać dwójkę śmierciożerców, którzy podobno kryli się w Londynie. Zakon odsunął Hermionę od tego zadania, jakby członkowie  zdawali sobie sprawę, że dla dziewczyny nauka naprawdę jest niezwykle ważna i pozwolili skupić się jedynie na tym. Po raz pierwszy była im za to wdzięczna.
Malfoy obserwował dziewczynę w lekkim zamyśleniu. Nie wiedział za bardzo, co ma powiedzieć. Nie był dobry w pocieszaniu ludzi, jego również nigdy nikt nie pocieszał, gdy był surowo karany, gdy zdechł mu pies, gdy musiał torturować innych ludzi i oglądać ich cierpienie.
Widział, że Gryfonkę bardzo zabolało odejście babci, co nie do końca do niego docierało. Sam troszczył się jedynie o matkę i jeszcze jedną osobę, babcie, dziadkowie, a nawet ojciec stanowili dla niego niemalże obcych ludzi, których tylko nazywał „rodziną”.
- Opowiedz mi o niej, jeśli chcesz – zaproponował wreszcie, dziwiąc się samemu sobie. Narcyza zawsze twierdziła, że z czasem dorośnie i nauczy się czuć, jednak nie był do końca przekonany, czy aby na pewno. Zaskoczyła go jego własna propozycja, lecz poczuł, że zachował się właściwie. Jak człowiek, nie jak śmierciożerca.
Nie czuł tego często, piętno przeszłości wbrew pozorom całkiem mocno się na nim odcisnęło. Jednak uczucie samo w sobie było dość… przyjemne.
- Słucham? – Hermiona uniosła brwi i zastygła, wpatrując się w blondyna ze zdumieniem.
- Jak nie chcesz, to nie musisz. To była luźna propozycja, jakich wiele – powiedział, obserwując z rozbawieniem twarz dziewczyny. Miała rozchylone usta i ogromne oczy, wyglądała dość zabawnie. – Wiesz, takich propozycji jest wiele, na pewno kiedyś takie słyszałaś. Coś w stylu: może zjesz kanapkę, może napijesz się herbaty, może pójdziemy do łóżka…
Twarz Gryfonki spłonęła rumieńcem, a Malfoy zamilkł. Czyżby ostatnia „propozycja” tak na nią wpłynęła? Każda inna dziewczyna po usłyszeniu takiego tekstu zachowałaby się normalnie, a ona zaczerwieniła się niczym burak!
Chyba, że…
- Na litość Merlina, Granger! – wykrzyknął i poderwał się na nogi. – Ty nigdy nie… O matko…
Hermiona odwróciła głowę z powrotem w stronę ognia. Nie była zadowolona z przebiegu rozmowy, dała mu kolejny powód by się z niej naśmiewać.
On jednak nie miał zamiaru się śmiać. Chcąc, nie chcąc, szlama mu zaimponowała. Próbował sobie przypomnieć, czy zna jakąś dziewicę, jednak nie był w stanie. Dziewczyny traktowały seks, tak jak on, jak zabawę, jak sport. Gdy miały ochotę, szły z kimś do łóżka, robiły co chciały, czasem wręcz przesadzając i stając się odpychającymi. Aż tu nagle…
Był naprawdę zaskoczony, jednak pozytywnie. Szanowała się, to było dla niego coś nowego.
Usiadł z powrotem na swoim miejscu.
- Więc chcesz opowiedzieć, czy mamy siedzieć w milczeniu?
- Nie wolisz iść na imprezę z jakąś super panną? – zapytała cicho. Wciąż nie miała ochoty na jego towarzystwo, bała się. Nie chciała po raz kolejny zostać obrażoną i upokorzoną, ani dać blondynowi jeszcze jednego powodu, aby się z niej nabijać.
- Och, daj spokój, Granger. – Niemalże warknął. Drażniła go powoli postawa dziewczyny. Czy to tak trudno opowiedzieć kilka historyjek, aby sobie ulżyć?
Jeszcze przez moment milczała, nie wiedząc od czego zacząć, aż w końcu, gdy już myślał, że może rzeczywiście powinien się zebrać i pójść na jakąś imprezę, zaczęła mówić, niemalże szeptem:
- Gdy miałam siedem lat strasznie pokłóciłam się z rodzicami… Nie pamiętam nawet o co, jednak było mi strasznie przykro z tego powodu, bo nie sądziłam, żebym zrobiła coś złego. Babcia mieszkała dwie ulice dalej, w jej domu zawsze pachniało kwiatami, kochała kwiaty. Pobiegłam do niej, czym zdenerwowałam rodziców jeszcze bardziej, bo po prostu uciekłam z domu. A ona, jak gdyby nigdy nic, przytuliła mnie, dała ciastka, mleko i bawiła się ze mną. Nie obchodziło jej, że mogłam zrobić coś złego. Po prostu… Cieszyła się, że jestem. – Zaczerpnęła głęboki wdech i jednym łykiem opróżniła kieliszek. Nie patrząc na Ślizgona, dolała sobie wina i kontynuowała: - Nie wiedziała, że jestem czarownicą. Gdy dostałam list, profesor Dumbledore powiedział, że jak najmniej osób powinno o tym wiedzieć, więc wiedzą jedynie moi rodzice. Reszta myśli, że jestem w szkole z internatem dla dziewcząt, gdzieś w Ameryce. Pewnego ranka w wakacje obudziłam się i zobaczyłam babcię w moim pokoju. Oglądała moje zdjęcia i myślała, że nadal śpię. W końcu wyciągnęła jedno z moich zdjęć, wiesz, tych mugolskich, na których nikt się nie rusza, ucałowała je, schowała do kieszeni fartuszka, bo babcia zawsze chodziła w fartuszku, i wyszła z pokoju. Zawsze mówiła, że chciałaby mieć cząstkę mnie przy sobie.
Draco zmarszczył brwi.
Jego dziadkowie nie żyli, jedyne, co po nich miał, to majątek. Żadnych wspomnień, zwłaszcza takich. Słuchał dalej, czując rosnące zainteresowanie.
- Babcia udzialała się chyba wszędzie. Pomagała w schronisku, przynosiła ciastka dzieciakom bawiącym się na ulicy, zajmowała zwierzętami i dziećmi sąsiadów… Wołali na nią „ciocia”. I w sumie była taką ukochaną ciocią, wiesz? Taką, co zawsze przytuli, pomoże… No i wysłucha. To chyba było w niej najfajniejsze, że ona zawsze słuchała. Nie tak, jak inni, że po prostu byli i słuchali, jednak nie skupiali się na tym. Ona słuchała i dlatego wszystkich rozumiała. Czytała między słowami, wyczuwała ludzkie emocje w głosie i zawsze wiedziała, co zrobić, co powiedzieć, jak zareagować, doradzić. Była wspaniała, zawsze chciałam być taka, jak ona.
Dziewczyna zamilkła i otarła łzę z policzka. Dotarło do niej, jak bardzo będzie tęskniła za babcią.
- McGonagall powiedziała, że będę mogła jechać na pogrzeb, na dwa dni, czyli na jedną noc, do siebie do domu, jednak nie mogę jechać sama. Szuka teraz jakiegoś nauczyciela, żeby mi towarzyszył, bo przecież nadal jestem uczennicą, co z tego, że już pełnoletnią.
- A Głupotter? – zasugerował Draco, biorąc kolejnego łyka Ognistej.
- Harry nie może. Jest uczniem. Nawet nie prefektem, a z uczniów tylko prefekt mógłby ze mną jechać, więc stąd poszukiwanie nauczycieli. Nikt jednak nie ma wolnego czasu.
Nastała cisza, jednak nie byli już nią skrępowani tak, jak kiedyś. Nie delektowali się swoim towarzystwem, to na pewno nie, jednak nie czuli już rozdrażnienia z powodu obecności drugiej osoby.
- Wiesz… Teraz ty mógłbyś coś opowiedzieć – mruknęła Hermiona zerkając niepewnie na Ślizgona.
Zmarszczył brwi. Co miał opowiedzieć? Zabawną historię jak dostał cruciatusem, bo zbił głupi wazon? Albo jak spędził święta Bożego Narodzenia w milczeniu,wymykając się w nocy do ogrodu, by potajemnie złożyć życzenia matce? Bo przecież składanie życzeń to oznaka uczuć, których Lucjusz nie tolerował.
- Nie mam o czym mówić. Nigdy nie miałem babci. – Jego głos był chłodny, zupełnie różny od tego, jak brzmiał wcześniej. Hermiona zauważyła zmianę w nastroju chłopaka, jednak nie miała pojęcia, co mogło ją spowodować. W końcu nic nie wiedziała o stosunkach panujących w jego rodzinie.
- Wybacz, nie miałam pojęcia – powiedziała szczerze, ugodowo, po raz kolejny dając do zrozumienia, że nie chce się kłócić. Chociaż ten jeden, jedyny raz. – Idę się myć.
Wstała i ruszyła po piżamę do swojej sypialni, zostawiając chłopaka samego, pogrążonego w niewesołych wspomnieniach. Kąpiel nie zajęła jej długo i już po półgodzinie wyszła z łazienki z poplątanymi, mokrymi włosami i policzkami czerwonymi od gorącej wody.
- Rozczesz te kłaki zanim pójdziesz spać, Granger – doradził złośliwym tonem Draco, widząc stan dziewczyny. – Jeszcze się udusisz podczas snu i będzie na mnie.
- Ty dupku – warknęła. Zmierzyła go po raz ostatni niechętnym spojrzeniem i zamknęła się w sypialni.
Draco uśmiechnął się lekko, już nie złośliwie.
- Ty dupku – powtórzył z rozbawieniem, wpatrując się w niemal pustą butelkę wina.

___


 Przy stole nauczycielskim panował gwar.

- Albusie, już są – oświadczyła Minerva McGonagall. Dyrektor wstał, ściągając na siebie spojrzenia uczniów. Uśmiechnął się do nich uspokajająco i wraz z opiekunami czterech domów udał się do swojego gabinetu. Czekały tam na niego dwie dziewczyny, które rozglądały się z zaciekawieniem po pomieszczeniu.
- Witam drogie panie – zaczął pogodnie Dumbledore, a dziewczęta wstały. – Odbędzie się teraz szybka ceremonia przydziału i zaraz po tym traficie do swoich domów, gdzie prefekci wyjaśnią wam, co dalej. Przez pierwsze dwa tygodnie będą się wami zajmowali głównie prefekcji naczelni naszej szkoły, a jeśli oni nie będą mogli, to zastąpią ich prefekci domów.
- Nie potrzebujemy chyba nianiek, damy sobie radę – oświadczyła poważnie jedna z dziewcząt, wpatrując się w dyrektora. Mimo jej stanowczego tonu z oczu biło rozbawienie, zapewne spowodowane słowami profesora. Miała brązowe włosy i delikatną budowę ciała. Zdawała się być drobna, a jej buzia przywodziła na myśl wesołego chochlika. Krótkie, rude włosy dodawały jej drapieżności, jednak cały wyraz twarzy świadczył o przekornym charakterze – od ogromnych, błękitnych oczu, po drobny nosek i duże usta, które powoli rozciągały się w uśmiechu. Już w pierwszej chwili profesor Dumbledore zorientował się, że mogą być z nią kłopoty – mimo niskiego wzrostu i delikatnej budowy zdawała się tryskać energią, życiem i chęcią do zabawy.
Druga dziewczyna milczała i zdecydowanie różniła się od pierwszej. Miała długie, niesamowicie jasne włosy, stalowe oczy i jasną cerę. Ładnie wykrojone usta uśmiechały się uprzejmie, jednak biło z niej pewnego rodzaju zdenerwowanie. Była wyższa od koleżanki i to sporo, jednak bardzo smukła. Miała w sobie coś, co przykuwało uwagę. Była śliczna i Minerva McGonagall zdała sobie sprawę, że może spowodować wiele kłótni – zarówno pomiędzy męską częścią szkoły, która może pokłócić się o nią jak i w żeńskiej części, która będzie zwyczajnie zazdrosna.
- Możemy zaczynać? – zapytała, a jej melodyjny głos poniósł się po gabinecie.
- Oczywiście. – Albus uśmiechnął się dobrodusznie i przywołał do siebie Tiarę Przydziału. Tym razem kapelusz jednak nie miał zamiaru śpiewać, tylko od razu przejść do działania.
Pierwsza z dziewcząc, wesoły chochlik, zajęła miejsce na stołku i z zainteresowaniem wsłuchała się w słowa Tiary, które odbiły się echem w jej głowie.
Cóż za odwaga, niesamowite… Również bardzo dużo inteligencji i sprytu, no i ta chęć sprawdzenia się… Pasowałabyś do Slytherinu… Jednak jest jedna rzecz, która mi się nie zgadza… Zdajesz się być za ciepła na ten dom, panno DeGraw. Gryffindor też nie, nie pasuje do ciebie. Już wiem, już postanowiłam…
- RAVENCLAW!
Rudowłosa pokręciła głową z uśmiechem rozbawienia; ostatnie czego się spodziewała to trafić do domu dla osób inteligentnych. Jej przyjaciółka z trudem zamaskowała śmiech i zajęła miejsce na stołku.
Ach, panna Black… Powinna pani być w Slytherinie, jednak nie trafi tam pani… Nie pasujesz tam, mimo tej czystej krwi i obsesji, którą ci wpajano… Jesteś zbyt inteligentna na takie stereotypy i przesądy, prawda? I na tyle odważna, by wyłamać się z kręgu popleczników idei czystości krwi… Niesamowite, doprawdy…
- RAVENCLAW!
Blondynka niemalże zachłysnęła się powietrzem. Odkąd tylko dowiedziała się, że zostanie przeniesiona do Hogwartu była pewna, że trafi do Slytherinu.
- Zaprowadzę was do waszego pokoju wspólnego.
Przez chwilę rozglądała się po pomieszczeniu, szukając właściciela piskliwego głosu. Dopiero później dostrzegła niziutkiego czarodzieja z krótką, siwą brodą.
- Jestem profesor Flitwick, nauczam Zaklęć i jestem opiekunem waszego domu. Od tej pory z każdym problemem jaki będziecie miały, będziecie zgłaszać się do mnie, a ja postaram się wam pomóc. Jesteście już dorosłe i liczę na to, że przyniesiecie chlubę Rowenie Ravenclaw.
Niski profesor uśmiechnął się ciepło, sprawiając, że na jego twarzy ukazało się jeszcze więcej zmarszczek. Ruda dziewczyna kaszlnęła, próbując zamaskować rozbawienie, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi. 

___


- Harry, spójrz – Hermiona wskazała na podium, na którym stanął dyrektor ich szkoły. Wybraniec podniósł zmęczony wzrok na Dumbledore’a, marząc jednocześnie, by jego przemowa była jak najkrótsza. Był tak bardzo zmęczony…

- Moi drodzy! – Dyrektor uśmiechnął się ciepło, dostrzegając przy stole Krukonów dwie nowe uczennice. Siedziały pomiędzy prefektami, obserwując uważnie Albusa. – Do naszej szkoły dołączyły dwie nowe uczennice! Przeniosły się prosto z Akademii Nauk Magicznych z Nowego Jorku! Powitajcie proszę Cecilie Black oraz Raven DeGraw, które od dziś będą należały do Ravenclawu!
Rozległy się brawa, jak po każdym przemówieniu profesora, a zaciekawieniu uczniowie zaczęli szukać w tłumie nowych twarzy.
Draco Malfoy siedzący przy stole Ślizgonów wypluł do pucharu sok dyniowy, który planował wypić podczas przemówienia dyrektora.
- Wszystko w porządku, Smoku? – zapytał Blaise, jednocześnie szukając w tłumie nowych uczennic. Gdy tylko usłyszał o nowych Krukonkach, w jego głowie zapaliła się zielona lampka o nazwie „nowy cel”.
- Jasne – powiedział Malfoy, patrząc z rozdrażnieniem na przyjaciela. – A teraz przestań szukać tych nowych.
- A to dlaczego? – zapytał z lekkim zdumieniem oraz oburzeniem Zabini. - Są dwie, nie denerwuj się, tobie też jakaś się trafi…
- Od jednej z nich trzymaj się z daleka.
- Już sobie upatrzyłeś? Szybki jesteś – stwierdził z uznaniem brunet, mając za nic słowa przyjaciela i dalej przeglądając stół Krukonów. W końcu znalazł swoje cele. – Patrz, są tam. Blondynka jest niezła, zaklepuję.
Malfoy spojrzał w stronę wskazaną przez przyjaciela i przymknął na ułamek sekundy. Nie pomylił się, a szkoda…
- Od blondynki się odczep. Nie masz prawa jej tknąć.
- A to z jakiej racji?! – Teraz Zabini był naprawdę oburzony. Draco, jako jego przyjaciel, powienien raczej kibicować mu podczas zdobywania dziewczyn, a nie zabraniać szukać kolejnych zdobyczy.
- Ta blondynka to Cecilie Black. Moja kuzynka.

____________________________________


Kolejny rozdział już jest, mam zamiar jakoś powoli zacząć wprowadzać Was w świat moich bohaterów.

Grafika póki co jest w stanie… tragicznym, zdaję sobie z tego sprawę. Nigdy jednak nie potrafiłam ogarniać takich spraw, więc może za jakiś czas znajdę kogoś, kto będzie mógł mi to ogarnąć. Póki co mogę się jedynie cieszyć, że da się odczytać treść.
Mam nadzieję, że Wam się spodoba, naprawdę. Miło byłoby również zobaczyć jakieś komentarze, a nie sam licznik wejść, których nie jest aż tak mało, choć mam nadzieję, że będzie lepiej.
Póki co, to na tyle, trzymajcie się!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz