Obudził
się gwałtownie, oddychając ciężko. Nigdy nie miał problemów ze snem, był na
tyle zorganizowany, że potrafił idealnie wyznaczać sobie czas na odpoczynek, jedzenie,
głupoty i naukę. Tym razem coś zawiodło i nie wiedział co, znów nie wiedział,
nienawidził niewiedzieć.
Mrugał
gwałtownie, próbując zrozumieć gdzie właściwie jest i jakim cudem został w
czyjejś sypialni – zazwyczaj uciekał zaraz po całej „zabawie”. Dopiero po
chwili dotarło do niego, że przecież wyjechał do Grangerów.
-
Świetnie – rzucił poirytowanym głosem i wyskoczył z łóżka. Wiedział, że to bez
sensu, aby wstawać, ale nie mógł leżeć bezczynnie, nie potrafił. Przeszedł się
po pokoju, jednak nie znalazł nic godnego zainteresowania, więc cicho wymknął
się na korytarz i udał się na dół. Może znajdzie coś ciekawego… a może nawet
będzie to alkohol? Nic nie wpływa tak dobrze na sen, jak szklanka whisky na
dobranoc.
W
kuchni paliło się światło, jednak nie usłyszał nawet szmeru, więc zatrzymał
się, dalej próbując nasłuchiwać.
Stwierdził,
że któreś z Grangerów musiało zapomnieć po prostu zgasić po sobie, więc po
chwili nasłuchiwania wszedł bezszelestnie do kuchni. Jakie było jego
zdziwienie, gdy zobaczył kujonkę, Herminę Granger, panią Prefekt Naczelną,
Idealną-Uczennicę-Dumę-Domu-Lwa palącą papierosa przez lufcik w oknie. Zamarła,
widząc go.
Wiedział,
że jest przerażona jego widokiem, więc wyszczerzył się szeroko.
-
No proszę… Jesteś taka inteligentna, Granger, a świadomie niszczysz swoje
płuca. To… interesujące.
-
Odwal się – mruknęła cicho i zgasiła papierosa w popielniczce. Jej ojciec palił
od kilku lat, mimo tego iż jako dentysta miał całkowitą świadomość, jak źle
wpływa to na organizm. Gdyby jednak dowiedział się, że jego ukochana córeczka
popala… Hermiona wolała nie wiedzieć, jak mogłoby się to dla niej skończyć.
-
Powiesz mu? – zapytała Ślizgona, przewidując w duchu jego odpowiedź.
Malfoy
zmarszczył brwi. Odrobinę go zaskoczyła.
W
Slytherinie nie praktykowano czegoś takiego jak donoszenie na kogoś, nieważne co by się nie działo. Jednak Granger,
pochodząca przecież z prawego Domu Lwa musiała żyć na innych warunkach.
Ciekawe,
czy oni w ogóle wiedzieli, czym jest impreza.
-
O, no nie wiem… Może dlatego, że mnie nienawidzisz?
Draco
roześmiał się. W gruncie rzeczy to już dawno przyzwyczaił się do towarzystwa
nadętej i wszystkowiedzącej Granger. Jej jedynym minusem była brudna krew i
brudni rodzice… Którzy wydawali się normalniejsi od jego rodziny.
Był
odrobinę zdezorientowany odkąd uścisnął rękę Johnowi. Granger musiała przecież
opowiedzieć rodzicom jak bardzo ją gnębił i jak się z niej wyśmiewał. A ten
facet… Cóż, sam Draco na jego miejscu dałby sobie w pysk. A John? Uśmiechnął
się, uścisnął mu rękę…
Może
przyjdzie i zabije go we śnie a teraz tylko sprawia pozory?...
-
Malfoy, zadałam ci pytanie.
-
Jak mi nalejesz whisky i nie będziesz kazała tłumaczyć dlaczego, to nawet
Głupotter i Wiewiórki się nie dowiedzą.
-
Ale… Dlaczego? – zapytała Hermiona, sięgając po szklankę.
-
Ty jednak jesteś głupia, prawda? – zapytał z zainteresowaniem Malfoy,
odrzucając do tyłu przydługą grzywkę. Dawno odstawił już wszystkie żele do
włosów i zapomniał o próbach przygładzenia sterczącej czupryny. O czasach, w
których nakładał na włosy tonę żelu oraz lakieru także wolał zapomnieć.
Gryfona
oburzyła się i zniknęła w drzwiach kuchni. Malfoy westchnął cicho. Tyle mu z
tego było, dostał szklankę.
Merlinie, chwal mugoli
za ich szczodrość.
Oparł
głowę o dłonie i popatrzył smętnie na pustą szklankę.
-
Kobiety… Pff. Gryfoni… Jeszcze gorzej. Granger?... Pomocy.
-
Niosę twoją pomoc.
Przed
nim pojawiła się butelka jakiegoś mugolskiego trunku. Spojrzał na niego z
zaciekawieniem, po czym skierował zdumione spojrzenie na dziewczynę.
-
Dlaczego?
Wzruszyła
obojętnie ramionami.
-
Nie pytaj. To tylko umowa. Miłej nocy.
Zostawiła
go samego z butelką. Jedynie przy drzwiach odwróciła się i poprosiła cicho:
-
Nie wypij wszystkiego. To ulubiona butelka mamy.
Draco
potrzebował momentu, by zrozumieć.
Ta
urocza Jane Granger piła alkohol? Znaczy, nie urocza, ale taka normalna i w
ogóle. Nie powinna pić alkoholu, była kobietą, nie miała problemów, była… zbyt
ludzka. Miła. Ciepła. Pomocna.
Tacy
ludzie nie mają powodu, by zapijać smutki. Albo myśli.
Chyba,
że… No właśnie. Chyba, że piła na przykład wraz z przyjaciółkami, po lampce
tego czegoś, albo wraz z mężem, leżąc na kanapie i oglądając te dziwne obrazki,
które widać na ekranie tego czarnego pudła. Lewitozora? Czy jakoś tak.
Zaciekawiło
go w jaki sposób poznali się państwo Granger. Czy wyglądało to tak jak u
bogatych rodzin czarodziejskich? Przesiadywali tylko w swoich kręgach, a gdy
odrobinę podrośli lub osiągnęli pełnoletniość mogli porozmawiać z rodzicami o
tym, które małżeństwo będzie najkorzystniejsze? Zazwyczaj taka rozmowa
ograniczała się do wysłuchania decyzji rodziców, a sam „zainteresowany” nie
miał zbyt wiele do powiedzenia.
A
może poznali się przez przypadek, wpadając na siebie w supermarkecie? John
Granger zaprosił ją na kawę i z czasem zrozumieli, że są w sobie zakochani? I
doszli do tego wszystkiego, do idealnej rodziny, majątku, bez niczyjej pomocy?
Draco
zapatrzył się w szklankę i zaczął rozważać najróżniejsze opcje.
Co
by było, gdyby urodził się jako mugol?
Merlinie,
to byłoby straszne!
Dopił
resztę trunku i już miał ruszyć do pokoju, gdy zdał sobie sprawę, że nie może
tak po prostu zostawić alkoholu na stole. Nie w tym domu.
Ale
z drugiej strony co miał zrobić? Posprzątać?
-
Domino – syknął w przestrzeń i po chwili zmaterializował się przed nim
przeciętny skrzat domowy. – Posprzątaj to.
-
Tak jest, panie.
Piskliwy
głos skrzata poniósł się po kuchni, a Draco wzdrygnął się. Ostatnie czego
chciał, to być przyłapanym na spożywaniu cudzego alkoholu w domu mugoli.
-
Ciszej – warknął na skrzata i zaczął skradać się na górę. Nie usłyszał już z
dołu żadnego dźwięku i z pewnością, że wszystko jest załatwione, mógł wreszcie
zasnąć.
Obudził
go dopiero krzyk pani Granger, wołającej na śniadanie.
Spojrzał
na zegarek – dziewiąta rano, naprawdę?!
Kto
normalny wstaje o dziewiątej, gdy nie ma nic do zrobienia?
I
jak bardzo nieludzkim trzeba być, aby budzić o tej porze innych?!
Z
jękiem protestu zwlókł się z łóżka i wpadł do łazienki, by nie spóźnić się za
bardzo.
John
Granger uśmiechnął się do swojej córki, obserwując jak dziewczyna niemalże
pochłania kolejnego tosta. Cieszył się, że jadła. Gdy było jej smutno bądź
miała problemy, miała tendencję do opuszczania posiłków. Potrafiła nie jeść
przez dłuższy czas, dopóki nie zrobiło jej się lepiej lub nie wpadła na wyjście
z sytuacji.
Podejrzewał,
że za postawą jedzącej Hermiony stoi młody blondyn, który aktualnie z
zainteresowaniem wpatrywał się w telewizor. Hermiona zapewne za wszelką cenę
chciała pokazać mu, że mimo „brudnej” krwi ma idealną rodzinę. Było to odrobinę
głupie, jednak dopóki odciągało myśli jego córki od pogrzebu nie miał o to
pretensji.
-
Może wyjdziecie dziś na spacer? – zaproponował córce, która zamarła i wlepiła w
niego przerażone spojrzenie.
Draco
zakrztusił się herbatą.
On
ma iść na spacer z Granger?... Po mugolskiej ulicy?
Alleluja,
oto nadchodzi sądny dzień!
-
Ale… po co? – zapytała Hermiona, z lekkim strachem zerkając na arystokratę.
Spokojnie, Granger,
przecież cię nie zabiję…
-
Do nas niedługo przyjdą goście, będą pewno rozmawiać o babci – powiedziała cicho
Jane. – Jeśli mam być szczera, to nie chcę żebyś przy tym była. Nie jest
jeszcze tak zimno, w domu będziecie się nudzić. Idźcie na dwór.
Draco
Malfoy wyglądał na zdumionego.
Idźcie na dwór?
A
gdzie – siadajcie do nauki?
Albo
chociaż – idźcie do pokoju i macie udawać, że was nie ma. A potem zejdziecie na
dół i się ładnie zaprezentujecie gościom.
-
Dobrze.
Jego
zdumienie osiągnęło chyba najwyższy poziom.
Granger
się zgodziła.
Od
dwóch godzin spacerowali po obrzeżach, nie wiedząc za bardzo, co ze sobą
zrobić. Nie mieli wspólnych tematów, a nawet jeśli mieli to i tak o tym nie
wiedzieli. W milczeniu obserwowali okolicę, od czasu do czasu wzdychając ze
zniecierpliwieniem. Po pewnym czasie jednak Draco przystanął, wpatrując się w
boisko, na którym grupa chłopaków grała w piłkę nożną.
-
Jak można w to grać na ziemi? – zapytał, nie kryjąc nawet pogardy w głosie. Gra,
w której są jakiekolwiek piłki powinna toczyć się w powietrzu, wśród chmur, na
miotłach.
-
Jak można w to grać w taką pogodę? – zapytała za to Granger, splatając ręce. Mimo
płaszczyka i tak odrobinę zmarzła i podziwiała Malfoya za to, że nie zatrząsł
się ani razu.
-
Bez problemu. A teraz… Wytłumacz mi to – zażądał, wskazując ręką na boisko. –
Dlaczego oni nie latają?
Gryfonkę
na moment zatkało.
Wiatr
zmierzwił jej włosy, a raczej coś, co powinno być włosami, a w gruncie rzeczy
było po prostu jakąś plątaniną brązowych loków z rudymi refleksami. Zaróżowione
zdrowo policzki drgnęły, gdy dziewczyna w próbie powstrzymania śmiechu
przygryzła je mocno. Nie zapanowała jednak nad sobą dostatecznie i na jej
ustach zabłąkał się lekki uśmiech.
-
Czym ja cię rozbawiłem, Granger?
Szczerze
zdumienie w głosie Ślizgona sprawiło, że Hermiona roześmiała się. Głośno,
szczerze i krótko.
-
Jesteś nienormalna – orzekł stanowczo Draco i odwrócił się do niej plecami,
kierując kroki w stronę grupki chłopaków. Nie chciał na nią patrzeć, bo też by
się roześmiał. Nie chciał się roześmiać, bo to by oznaczało, że można się z nią
porozumieć tak samo jak z Cecilie. Zaprzeczyłoby to wszystkiemu, co wmawiali mu
rodzice i rodzina, zburzyłoby jego ład świata, a tego wolał uniknąć.
-
Co ty robisz? – syknęła, poważniejąc od razu, gdy dostrzegła, że młody Ślizgon kieruje
się w stronę boiska. – Nie waż się tylko ich pytać, dlaczego nie latają!
-
Bo?!
-
Bo to mugole, ty idioto! JAK mają latać?!
Blondyn
zamarł.
Zapomniał,
że znajduje się na obrzeżach Londynu, a nie w jakiejś zwykłej miejscowości, w
której mieszają czarodzieje. Nie przywykł do tego, że musiał się ukrywać z
byciem tym, kim jest.
-
Nazwałaś mnie idiotą – zauważył chłodno.
-
Naprawdę tylko to usłyszałeś?... Poza tym, zachowałeś się jak skończony idiota.
Mierzyli
się gniewnymi spojrzeniami, a ich szaliki zaczęły tańczyć na wietrze. Po
dłuższej chwili Hermiona spuściła wzrok. Ciężko było wytrzymać spojrzenie
stalowoszarych tęczówek.
-
To co teraz? – zapytał Draco.
Ciągle
pamiętał rozmowę ze Snapem, Dumbledorem i McGonagall. Dla Granger jego
zachowanie mogło wydawać się dziwne, ale nigdy w życiu nie chciał przeżyć
kolejnej umoralniającej rozmowy z opiekunem swojego domu. Jeszcze nigdy w życiu
nie słyszał takiej furii w głosie profesora, który strofował go, gdy użył słowa
„szlama”. Musiał być miły dla
Granger. Musiał się starać.
I nie miał innego
wyjścia.
-
Chciałam zaproponować, żebyśmy poszli na herbatę, ale boję się, że zapytasz
kelnerkę, dlaczego nosi tacę zamiast użyć zaklęcia lewitacji…
-
Daj spokój – warknął ze złością. – To nie moja wina, że nie jestem
przyzwyczajony do życia w takim środowisku, okej? Nigdy nie miałem do czynienia
z mugolami.
-
Nigdy…?!
-
Nie. Jakoś tego nie potrzebowałem, teraz też tego nie potrzebuję. Ale jeśli
trzeba, to nie muszę mówić o Hogwarcie ani o moim życiu. Tylko zaprowadź mnie
gdzieś, gdzie dostanę albo herbatę alb Ognistą.
-
Mugole nie mają Ognistej, Malfoy. I nie będziesz pił alkoholu.
-
Jesteś nieludzka.
-
Usłyszeć to od osoby takiej jak ty, niesamowite uczucie – parsknęła Granger i
pomiędzy nastolatkami ponownie nastała cisza. Ponownie mierzyli się gniewnymi
spojrzeniami i ponownie Gryfonka jako pierwsza spuściła wzrok.
-
Mam pomysł – mruknęła zrezygnowanym tonem. – Zapomnij na te kilka dni, że
jesteś wielkim Malfoyem, postrachem Hogwartu, a zacznij być normalnym
chłopakiem. Zero magii, zero gadania o tym, wywyższania się, traktowania mnie z
góry, żadnych głupich tekstów. Jakby zaczęcie od początku, chociaż na moment.
Ja też będę zachowywała się lepiej.
Potrzebował
chwili, aby to przemyśleć.
-
Na moment – potwierdził w końcu.
W
następnej chwili po raz pierwszy w życiu uścisnął dłoń Hermionie Granger.
-
Ten koleś znów się na ciebie gapi – zauważyła ze znudzeniem Raven DeGraw,
przechylając odrobinę rudą głowę w prawą stronę. Cecilie odwróciła się
gwałtownie, mierząc rozbawionym spojrzeniem bruneta ze Slytherinu. Wiedziała o
nim dość, by trzymać się od niego z daleka. Nawet Draco, który podobno był jego
przyjacielem, ostrzegał ją aby
uważała. Podobno pan Zabini był istnym pożeraczem serc. Jakkolwiek źle to nie
brzmiało.
-
I co z tego? Mamy zaraz sprawdzian z transmutacji, a ty mi o jakichś kretynach.
Weź się w garść, DeGraw.
Ruda
roześmiała się i wróciła do powtarzania materiału. Nigdy nie miała problemu z transmutacją,
w przeciwieństwie do Cece. Black uważała to wszystko za szalenie interesujące,
ale za nic nie mogła zapamiętać teorii. A bez teorii nie umiała niczego
przełożyć na praktykę i po każdych zajęciach wychodziła z sali wściekła.
Razem
były dobre z eliksirów, chociaż ich sposoby przyrządzania magicznych mikstur
różniły się niesamowicie. Raven z wyczuciem i smakiem dodawała dodatki,
instynktownie wiedząc ile czego powinna gdzie wsypać i wrzucić oraz w jaki
sposób zamieszać. Natomiast Cece robiła każdą rzecz na oko, wiadomo było, że
żadna z niej będzie pani domu, kucharka ani mistrzyni eliksirów. Co prawda
szans na otrucie nikogo nigdy nie miała, jednak zdarzało jej się wysadzić
kociołek w powietrze poprzez swoje eksperymenty w eliksirach. Po prostu była
ciekawa efektów.
Zupełnie
inaczej wyglądała sytuacja z historii magii. Raven nawet się na nią nie
zapisała, natomiast Cece niemalże z szaleństwem czytała o wojnach goblinów z
czarodziejami, o historii założycieli Hogwartu, o wielkiej walce Dumbledore’a z
Grindewaldem oraz wielu Turniejach Trójmagicznych. Dzięki jej zamiłowaniu do
historii była kluczową postacią w próbach rozwikłania zagadki z przeszłości
Raven.
-
Mam to w dupie – oświadczyła rozeźlonym głosem Black. Odrzuciła do tyłu jasnego
kucyka i z hukiem zamknęła książkę. Kilka osób podskoczyło, patrząc na nią z
oburzeniem. – I tak dostanę co najwyżej Zadowalający, wolę zająć się czymś
bardziej pożytecznym… Albo relaksującym.
-
Jeśli chcesz, możesz zająć się genealogią szlachetnych rodów… - poprosiła cicho
Raven, podsuwając jej opasły tom pełen koligacji czarodziejów, drzew
genealogicznych oraz wyjaśnień.
Cecilie
przeciągnęła się, wyjęła czysty pergamin i otworzyła książkę. Wiedziała, że
znajdzie to, czego tak długo szukały i wiedziała, że razem z Raven wszystko
rozwiążą.
Potrzebowały
tylko wiedzy, historii, dostępu do książek… i Hogwartu.
Blaise
Zabini spojrzał po raz kolejny z rozdrażnieniem na dwie Krukonki siedzące w
bibliotece. Nie rozumiał jakim cudem go ignorowały. Oczywiście, zaraz po Gryfonkach,
to Krukonki najtrudniej było wyrwać, zawsze miały w głowie naukę i potrafiły
wyciągać wnioski z błędów innych dziewczyn, z którymi się umawiał. Po jakimś
czasie jednak dawały się na wszystko złapać, będąc pewnymi, że one nie są tak
naiwne.
Zawsze były.
-
Nie radzę, Zabini.
Pogardliwy
głos Dafne Grenngrass wyrwał go z zamyślenia.
-
Odczep się, Dafi.
Ładna
brunetka z Domu Węża skrzywiła się.
-
Dobrze wiesz, że Draco cię zabije, jeśli zbliżysz się do którejś z nich. Poinformował
o tym dość wyraźnie zanim wyjechał. W ogóle, gdzie on jest?
-
Podobno szuka matki – mruknął Zabini nie spuszczając czujnego wzroku z
blondynki. Wiedział, że to kuzynka jego najlepszego przyjaciela. I wiedział, że
jego przyjaciel będzie próbował go zabić, ale po prostu nie mógł się
powstrzymać. Była taka… naturalnie inna. Zupełnie jakby naprawdę miała go
gdzieś.
-
A Granger szuka jego matki razem z nim? Daj spokój, nie pieprz, Blaise.
-
O czym ty mówisz? – Zdumione i ogromne, zielone oczy Ślizgona oderwały się
wreszcie od panny Black i przeniosły na pannę Greengrass. Dafne odrzuciła
ciemną grzywkę i uśmiechnęła się z wyższością.
-
Tego samego dnia, jak wyjechał Draco, zniknęła Granger. Mogę się założyć, że
wrócą tego samego dnia.
-
Głupia jesteś, jeśli sądzisz, że są gdzieś razem. – Blaise parsknął śmiechem. Zbyt
dobrze znał nastawienie swojego przyjaciela do Kujonicy. Każdy zbyt dobrze je
znał. Sugerowanie, że jest gdzieś razem z nią było tak samo inteligentne jak
stwierdzenie, że gajowy Hagrid jest tak samo wykwalifikowany jak Minister
Magii. – Naprawdę, myślałaś, że pojechali gdzieś razem? Może na romantyczną
wycieczkę, na Majorkę? Poza tym… Z tego co mi wiadomo, to twoja urocza, młodsza
siostrzyczka chyba niedługo będzie zaręczona z naszym kochanym Smokiem.
-
Wątpię. – Dafne wydęła usta, rozglądając się po bibliotece. Przyłapała kilku
chłopaków, którzy obserwowali ją uważnie. Zmarszczyła brwi, a w jej wzroku
pojawiło się coś na kształt samozadowolenia pomieszanego z irytacją. – Astoria twardo
kłóci się z rodzicami, że nigdy nie wyjdzie za Malfoya.
-
Jest lesbijką? – zapytał z żywym zainteresowaniem Blaise, a w jego głowie od
razu pojawiły się przeróżne, sprośne obrazy.
-
Cham i prostak jesteś, Zabini – odpowiedziała zimnym głosem Greengrass i
ponownie odrzuciła z oczu wiecznie opadającą grzywkę. – Nie, Astoria nie jest
lesbijką. Po prostu nie chce wyjść za Draco.
-
Każda by chciała być jego żoną.
-
Astoria nie. Ona chce… Nie wiem. Nie chce kontynuować tradycji i doprowadza
moją rodzinę do pasji godnej Grindewalda. Naprawdę. Cały dom postawiła na nogi,
gdy usłyszała, że jest w ogóle plan wydania jej za Malfoya. Poza tym… Mam
dziwne wrażenie, że Draco też się nie będzie palił do tego pomysłu.
-
Draco zrobi to, co Lucjusz mu każe.
-
Lucjusz nic mu nie rozkaże, ty idioto – warknęła Dafne. – Czy ty naprawdę
niczego nie widzisz?
Gdy
brunet pokręcił głową, dziewczyna westchnęła. Ktoś musiał uświadomić mu, jak
wygląda sytuacja.
-
Wojna się skończyła. Jakbyś nie wiedział, to wasi ojcowie nie szukają Narcyzy
Malfoy aby ją ukarać. Oni chcą ją odzyskać. Ani Lucjusz ani twój ojciec nie są
pod działaniem Imperiusa. Już nie. Gdybyście nie byli takimi tępymi,
zapatrzonymi w siebie idiotami, to byście zauważyli, że to są inni ludzie.
Blaise
milczał, a jego spojrzenie ciemniało coraz mocniej. Nie lubił rozmawiać o ojcu,
a przedstawianie go w świetle pokrzywdzonego, który nie decydował za swoje
czyny zdecydowanie mu nie pasowało.
-
Niech to do ciebie dotrze, tłumoku – powiedziała stanowczo Dafne i uśmiechnęła
się, ponownie wyglądając niczym urocza, słodka dziewczynka. – I radziłabym ci
skupić się na rodzinie, nauce i twoim przyjacielu, który na pewno wyjechał
gdzieś z Granger, zamiast szukać powodu by dostać od niego w twarz za próby
poderwania Cecilie Black.
Blaise
został sam.
W
momencie, w którym Zabini rozważał słowa Dafne Greengrass, Draco Malfoy na moment zapomniał o swoim pochodzeniu
i, dzierżąc w dłoniach kubek herbaty, po prostu się śmiał.
__________________________
Przepraszam. Przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Miałam pisać regularnie, naprawdę, miałam. Ale ... cóż.
1. Matura - jestem naprawdę do tyłu z materiałem, nie spodziewałam się, że będę miała tyle problemów. Serio dużo się uczę.
2. Sprawy osobiste - uwierzcie mi, nie chcecie wiedzieć, przez co teraz muszę przechodzić. Oddałabym bardzo wiele, żeby moim największym osobistym problemem był problem z chłopakiem, czy coś.
3. Nie zachęcało mnie to, co widziałam, gdy wchodziłam na bloga. Mało wejść, żadnych komentarzy... Poddałam się.
A teraz? Karolina zrobiła mi grafikę, za co serdecznie jej dziękuję! No i zmotywowała do pisania, rozesłała adres Dramione w różne miejsca i jakoś powoli mam nadzieję, że może jednak to jakoś ruszy?
Ten rozdział powstał jakby dla Karoliny. Za to, co zrobiła. Dziękuję, raz jeszcze.
A teraz... Mam nadzieję, że Wam się spodoba. I że niedługo znów coś dodam.
Do następnego! :)
Nie łam się mała. <3
OdpowiedzUsuńI nie ma za co, jestem zawsze przy Tobie, a rozdział świetny! :3
Dasz radę. ^^
Dziękuję bardzo, raz jeszcze! :)
UsuńNaprawdę mam nadzieję, ze jakoś się to wszystko potoczy, a ja tego nie spartaczę :)
Nie spartaczysz, nie spartaczysz. ;)
UsuńRób tak jak dotychczas i pisz, gdy tylko masz okazję, chociażby w zeszycie! ^^
Czekam na kolejny rozdział. <3
Jestem absolutnie zauroczona tym opowiadaniem. Dotarłam tu dzięki grupie Dramione i bardzo, bardzo się cieszę.
OdpowiedzUsuńMasz fajny, lekki styl. Od razu widać, że pisanie idzie Ci z łatwością. I, Merlinie, nie robisz błędów! Dywizy są zapisane poprawnie! Chwała Bogu, bo po przeczytaniu ostatnich kilku opowiadań prawie straciłam wiarę w ludzkość.
Kilka razy szczerze się zaśmiałam. Masz dobre poczucie humoru i cudnie wplatasz je w tekst.
Szczerze mówiąc, trochę mylą mi się te dwa nowe Krukonki, ale to tylko kwestia czasu.
Lubię takie opowiadania. Draco pozostaje sobą, tak samo Hermiona, co jest dobre. Wprowadziłaś dwie nowe postaci, więc masz tutaj spore pole do popisu, jeśli chodzi o ich wykreowanie. Jestem bardzo ciekawa co z tego wszystkiego wyjdzie.
Dodatkowo ciekawi mnie wątek Narcyzy i ogólnie rodziny Malfoyów.
No to tak - dziś jest juz dosyć późno, ale jutro pierwsze co zrobię to dodam Cię do linków u mnie i będę z niecierpliwością czekać na kolejny rozdział. Jak to możliwe, że nie jest tu tak mało komentarzy, by the way? To opowiadanie ma zadatki na bycie naprawdę dobrym.
Życzę dużo weny i pozdrawiam serdecznie!
w-chmurach-milosci.blogspot.com
PS. Polecam reklamować każdy nowy rozdział na grupie Dramione na fajnie, to dużo daje! Nie łam się małą ilością komentarzy, to wszystko przychodzi z czasem. I w żadnym wypadku nie rezygnuj z tego bloga, a tym bardziej z pisania! :)
UsuńJej, bardzo dziękuję za komentarz, naprawdę!
UsuńKrukonki będę wprowadzała powoli, chcę przedstawić je jak najdokładniej, ponieważ są ważnymi postaciami, ale nie chcę mieszać w wątkach. Co do Draco - niemożliwym jest, żeby zmienił się z dnia na dzień, więc mam zamiar powoli i dokładnie przedstawiać zmiany, jakie w nim zachodzą ;)
Wątek Narcyzy będzie rozwinięty, ale również powoli. Cały świat, który ja chcę stworzyć na podstawie Rowling będzie się zmieniał i będzie trzeba dokładnych opisów :)
Na Twojego bloga wpadnę w weekend, już mam zapisane, żeby go odwiedzić i przeczytać :>
Dzięki jeszcze raz za komentarz i do następnego!
Poprosiłaś o poinformowanie o nowym rozdziale, więc zapraszam:
Usuńhttp://w-chmurach-milosci.blogspot.com/2015/03/14-dobro-i-zo-musza-istniec-obok-siebie.html
Nie chciałabym jednak następnym razem znów zaśmiecać Ci pod postem, więc polecam założyć podstronę "Spam", a ten komentarz usunąć po przeczytaniu! :)
Dzięki bardzo, pozdrawiam! <3