Muzyka

30 listopada 2016

11." Pomilcz ze mną, Granger "

     Cecilie podniosła się z łóżka niemrawym krokiem.
Spojrzała ze złością na swoje odbicie i westchnęła. Jej cienie pod oczami miały piękną, głęboką, fioletową barwę, której nie dało się zakryć żadnym makijażem, a policzki zapadły się uwydatniając kości policzkowe. Usta, takie blade, zdawały się być węższe, a spojrzenie błękitnych oczu zwalało z nóg swoją obojętnością i chłodem.
     Od śmierci jej "matki", Andromedy, minęło ile?... Trzy dni? Pięć? Tydzień?
Wszystkie stanowiły jedno, zlewały się ze sobą, bo przecież nic nie było już istotne.
Kobieta, która zajmowała się nią przecież przez całe życie zginęła, bo pomylili ją z prawdziwą matką Cece.
- Otwieraj! - Raven uderzyła pięścią w drzwi. - Cecilie Alexandro Black, otwieraj ale już!
- Raven, odpuść.
- Nie ma mowy! OTWIERAJ!
     Blondynka ze złością przekręciła zamek i pociągnęła klamkę. Drzwi uchyliły się i dziewczęta zaczęły się mierzyć zezłoszczonymi spojrzeniami. W końcu Raven westchnęła i weszła do łazienki.
- Chodź tu - powiedziała cicho i objęła sporo wyższą przyjaciółkę. Z trudem położyła sobie jej głowę na ramieniu i pogładziła ją po włosach. Cecilie przymknęła oczy i pozwoliła sobie na moment odprężyć. W końcu jednak wyrwała się z ramion Raven i uśmiechnęła lekko.
- Dzięki. Ale... Wiesz, chcę się wykąpać.
- Zrobisz to za moment. Pomyślałam, że przyda ci się zmiana.
- Zmiana?...
- Zmiana.
Black wzruszyła ramionami i usiadła na przywołanym przez rudą krześle.
- Zamknij oczy i zaufaj mi.




     Draco przeczesał nerwowo włosy i spojrzał na siebie w lustrze. Elegancki garnitur, który miał włożyć na pogrzeb zdawał się wyjątkowo nie pasować, chociaż blondyn dobrze wiedział, że tak nie jest. Tym razem jednak jego pewność siebie zmalała, a na samą myśl o spotkaniu z ojcem czuł nieprzyjemną gulę w gardle. Ponadto ostatni liścik, który dostał w nocy, sprawiał że żołądek wywrócił mu się na lewą stronę. Ostatnie, czego potrzebował, to wiadomość od ciotki, która powinna albo nie żyć, albo gnić w Azkabanie.
- Wszystko okej?
- Puka się, Granger. Czego chcesz?
- Pytałam, czy wszystko w porządku.
- Tak, jest super. - Wywrócił oczami i zabrał się za wkładanie krawata. Myślami jednak cały czas powracał do zbliżającego się spotkania z ojcem i po trzeciej nieudanej próbie zawiązania drażniącego paska materiału, rzucił nim wściekle w łóżko.
     Stojąca w drzwiach Hermiona westchnęła cicho i podeszła do Malfoya.
- Usiądź - powiedziała stanowczo. Podniosła krawat i zarzuciła go na szyję blondyna.
- Nie sądziłem nigdy, że zginę uduszony własnym krawatem przez ciebie, Granger.
- Zamknij się - mruknęła i zmierzyła krytycznym wzrokiem swoje dzieło. - Wyglądasz w miarę po ludzku, wkładaj marynarkę i idziemy.
- Idziemy?
Gryfonka wywróciła oczami i obróciła się przodem do lustra, zrzucając niedbałym ruchem niewidoczny pył zalegający na jej czarnej sukience.
- Jestem Prefektem Naczelnym. Jadę z tobą i Cecilie.
- Super - rzucił z udawanym entuzjazmem Draco. - Ktoś jeszcze z naszych znajomych?
- Harry i Ron też będą.
- SŁUCHAM?!
- Poznali Andromedę wystarczająco dobrze, żeby ją opłakiwać. Pewno większość Weasleyów się pojawi.
     Ślizgon skrzywił się. Wizja pogrzebu ciotki jawiła mu się w coraz ciemniejszych barwach.
Wyszli z jego sypialni i udali się w ciszy przez szkolne korytarze. Nikt nie zwracał już uwagi na Hermionę Granger idącą ramię w ramię z Draco Malfoyem. Zbyt wiele razy zmuszeni byli do spędzania czasu w swojej obecności, aby kogokolwiek zaskoczyć. Sami jednak nie zdawali sobie sprawy, że z czasem przestało być to nakazem a stało się czymś naturalnym, że zaczynali rozmawiać i wspólnie przesiadywać.
- Dlaczego oni też muszą jechać? - jęknął Malfoy, widząc w oddali Pottera i Weasleya.
- Mówiłam ci już.
- Rudy łeb Weasleya zakłóci całą ceremonię - rzucił Draco, jednak natychmiast zamilkł widząc rozgniewane spojrzenie Gryfonki. - Okej, będę miły, niech ci będzie.
Gdy znaleźli się przy przyjaciołach Hermiony, Harry i Ron kiwnęli blondynowi głowami a Ginny stojąca za swoim chłopakiem rzuciła mu dumne spojrzenie. Malfoy wywrócił oczami, jednak czując na sobie wyczekujące spojrzenie współlokatorki wyszczerzył się sztucznie i z nadmiernym entuzjazmem rzucił:
- Grzmotter, Wiewór, Rudzielcu... Nie wiecie może za ile przybędzie Cece i Raven abyśmy mogli ruszyć ku przygodzie?
- Na litość boską, Malfoy! - Hermiona syknęła wściekle, jednak powstrzymała się od dalszych komentarzu, gdy zauważyła zmierzającą w ich stronę DeGraw. Obok niej szła bliżej niezidentyfikowana dziewczyna, która ze znudzeniem obserwowała postacie na mijanych obrazach.
- Sorry za spóźnienie - mruknęła Raven. - Cecilie nie chciała ruszyć tyłka z pokoju.
- I stanęło na tym, że przyszłaś bez niej? - zapytał Weasley, obserwując z zaciekawieniem rudą Krukonkę.
- Weasley, idioto - odpowiedziała łagodnie Raven - Gdybym przyszła bez niej, to zapewne by koło mnie nie stała, prawda?
Wszyscy powoli zwrócili się w stronę koleżanki Raven i po krótkiej chwili obserwacji zdali sobie sprawę, że patrzą na nową wersję Cecilie.
     Długie, blond włosy zostały podcięte i sięgały niewiele za ramiona, a ich kolor wahał się pomiędzy brązem a kasztanem. Dzięki temu twarz dziewczyny zdawała się być szczuplejsza i bardziej kobieca, a cały jej wyraz stał się doroślejszy. Przez chwilę przyglądali się jej w milczeniu, taksując uważnie wzrokiem zmiany, jakie nastały w Black.
- Cóż... - zaczęła Hermiona, pragnąc przerwać niezręczną ciszę.
- Ładnie ci w tym kolorze - powiedział Harry, uśmiechając się do dziewczyny. Cecilie zmarszczyła lekko brwi i próbowała odpowiedzieć uśmiechem, który wypadł dość blado.
- I fajnie ci z krótszymi włosami - dopowiedziała Ginny, przekrzywiając głowę niczym kociak i wpatrując się z fascynacją w nową fryzurę koleżanki. Sama od dawna planowała zrobić coś z włosami, jednak teraz wreszcie uzmysłowiła sobie, że przecież wystarczy je podciąć... A nuż ułożą się tak jak Krukonce?
- Naprawdę dobrze ci w rudym - rzucił luźno Ron. Draco na te słowa drgnął gwałtownie i posłał Weasleyowi mordercze spojrzenie. Po chwili ponownie zerknął na kuzynkę a na jego twarzy na ułamek sekundy pojawiła się panika.
- Coś ty, kurwa, zrobiła?! - syknął wściekle.
- Odczep się - mruknęła Cece obojętnie. Na te słowa Draco zazgrzytał zębami i, łapiąc ją za ramię, odprowadził kawałek od reszty uczniów.
- Czy ty nie rozumiesz - zaczął groźnie - że w tej fryzurze wyglądasz identycznie jak Andromeda? I bardzo podobnie do ciotki Belli. Jeśli ktoś cię rozpozna, to wszyscy mamy...
- Draco, wiem. Ale mam dość udawania. Poza tym... - Cece przeczesała skrócone włosy. - Chcę być podobna do Andromedy.
     Malfoy zagryzł wargi i wstrząsnął głową. Cecilie, oczywiście, miała prawo do decydowania o samej sobie, o tym jaki będzie miała kolor włosów i jaka chce być jednak naprawdę wielu osobom ułatwiłaby zadanie, gdyby przy tych wszystkich decyzjach nie podpisywała na nikogo wyroku śmierci!...
- Panno Black, Draco... Już czas.
     Głos Severusa poniósł się po korytarzu i po chwili wszyscy razem ruszyli poza budynek szkoły oraz bramy Hogwartu.







     Draco rozglądał się niecierpliwie po twarzach żałobników i nawet nie udawał, że słucha księdza odprawiającego nabożeństwo*. Nigdzie nie mógł znaleźć swoich rodziców i z sekundy na sekundę wpadał w coraz większą panikę. Potrzebował wielu głębokich oddechów aby się uspokoić i powtarzał w kółko rady Blaise'a, gdy po raz pierwszy dostał przy nim ataku paniki:

" Dopóki w miarę to kontrolujesz, oddychaj. Równo i głęboko. Jednak gdy atak nadejdzie... Przestań oddychać. Wstrzymaj się, zachowaj nad tym kontrolę. Powinno pomóc. "


     Przyjaciel miał rację, pomagało. Młody Malfoy nie wiedział skąd Zabini miał taką wiedzę - czy pochodziła ona z książki czy też była zwykłą głupotą wymyśloną przez Ślizgona. Liczyło się tylko to, że działało. 
- Mógłbyś chociaż udawać, że słuchasz.
- Odczep się, Granger. Mam ważniejsze sprawy na głowie, niż słuchanie o Królestwie Niebieskim, które z dumą i radością powita duszę ciotki. Pożegnam się z nią w swój własny sposób.
- Przestań chociaż szukać rodziców.
     Draco gwałtownie odwrócił głowę w kierunku trumny i do końca mszy nie drgnął nawet o cal, całą uwagę poświęcając zmarłej Andromedzie. Parę rzędów przed nim siedziała Cecilie, która nawet nie spojrzała w kierunku przybranej matki. Trzymała za rękę czarnowłosą teraz Nimfadorę i, wyprostowana niczym struna, twardo patrzyła przed siebie. Cece zakończyła swój proces obnoszenia się z żałobą, miała zamiar ruszyć naprzód, gdy tylko pogrzeb się skończy. Wiedziała, że nigdy nie zapomni o Dromedzie i nie przestanie za nią tęsknić, jednak miała zamiar przeżyć swoje życie jak najlepiej. Przynajmniej taką radę dała jej Raven. Młody Malfoy był aż zdumiony celnością rady DeGraw i obiecał sobie, że kupi jej dużą butelkę Ognistej Whisky, jeśli dziewczynie uda się pomóc Cecilie.
     Pogrzeb dobiegł końca i żałobnicy za pomocą teleportacji przenieśli się na cmentarz.
- Pogrzeb twojej babci był ładniejszy - zauważył cicho Draco. Hermiona drgnęła gwałtownie i rzuciła Ślizgonowi szybkie spojrzenie.
- Niby dlaczego?
- Sam moment niesienia trumny przez rodzinę miał w sobie coś wyjątkowego... Wszystko tutaj jest za to jakby na pokaz... Cierpicie, okej, odprawimy mszę i jazda na następną! Rozumiesz, o co mi chodzi? Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale użycie czarów odebrało temu wszystkiemu magię. To... bezosobowe, nijakie, niczego nie czujesz, gdy na to patrzysz.
- Przesadzasz, oczywiście, że się czuje...
- Tak? A co czułaś, gdy zakopali trumnę? - Malfoy zmrużył oczy, patrząc na dziewczynę.
- Jak zakopa... Kiedy to się stało? - Hermiona przeniosła spojrzenie z bladej twarzy chłopaka na miejsce pochówku, gdzie pojawiał się już nagrobek, przenoszony zaklęciem przez urzędnika. - Miałeś rację. Magia odebrała magię, kto by pomyślał.
     Draco uśmiechnął się smutno obserwując minę Gryfonki.
- Ja - szepnął i wstrząsnął głową. Od czasów wizyty w domu Granger zaczął dostrzegać szczegóły i momenty, na które nie zwracał uwagi, gdy magia dawała mu wszystko. Sam chodził po miotłę i sam ją odnosił na miejsce. Nawet kilka wypracowań napisał ręcznie i, o dziwo, pisanie właśnie pomagało mu w skupieniu.
     Tłum czarodziejów zaczął powoli teleportować się do domu Nimfadory i zajmować miejsca przy stole. Co poniektórzy sięgali po butelki z alkoholem, kilka kobiet zaczynało zwyczajnie plotkować. Hermiona patrzyła na to z niechęcią i usiadła na krześle, które odsunął jej Malfoy.
- To nie jest normalne.
- To typowa czarodziejska stypa. Przyzwyczajaj się, Granger.




     Cecilie zostawiła na moment Tonks, która i tak miała przecież oparcie w Remusie i ruszyła do kuchni. Drażnił ją tłum obcych dla niej ludzi, którzy traktowali ją jak piąte koło u wozu.
Panna z Beuxbatons.
Nikt istotny.
     I nikt z nich nie miał pojęcia, że ta kobieta ją wychowała. Kretyni. Idioci.
Odrobinę za mocno ścisnęła szklankę, która pękła jej w dłoni.
- Na Salazara... - mruknęła ze złością. Nie zdążyła nawet pomyśleć o sprzątaniu, gdy jej sukienka została osuszona a szkło przeniosło się do kosza.
- Sądziłem, że jesteś Krukonką - wesoły głos rozbrzmiał w kuchni.
- A Ty jesteś... - odwróciła się, by spojrzeć na przybysza. Rudy, wysoki, piegowaty. Wyjątkowo szczupły. - Weasley?
- Masz w sobie coś z Malfoya - prychnął ze złością chłopak. - Fred Weasley.
- Cecilie Black. - Podała chłopakowi dłoń i zdziwiła się ciepłem jego własnej. - Co tu robisz?
Milczał przez moment bawiąc się płynem w swojej szklance. Mieszał i mieszał, aż kilka kropli wypadło na podłogę.
- Wybacz. Bardzo nie lubię takich przyjęć.
- Nie znam nikogo, kto by je lubił.
     Fred parsknął śmiechem.
- Punkt dla ciebie, rudzielcu. Inaczej... Nie cierpię takich przyjęć. Ostatnio byłem na pogrzebie mojego przyjaciela. Liczyłem po cichu na to, że nie będę musiał przeżywać czegoś takiego po raz kolejny przez najbliższe kilkanaście lat. A Andromeda... Lubiłem ją.
- Twój przyjaciel... - podsunęła Cecilie i wskazała chłopakowi krzesło. Miała dziwne wrażenie, że nie miał okazji z nikim o tym porozmawiać. Fred usiadł oparł się łokciem o stół i zaczął mówić cichym tonem:
- Lee Jordan. Zginął w czasie wojny. Był jedną z ostatnich ofiar, tak naprawdę. Do tej pory nie wiemy od kogo oberwał. George musiał na jakiś czas zrezygnować z walki, bo prawie oszalał. Rzucał się na każdego Śmierciożercę, którego zobaczył. To właśnie Andromeda... Cóż. Pomogła mojemu bratu.
     Nastała cisza. Cecilie obserwowała zamyślonego chłopaka, który zdawał się przestać zwracać na nią uwagę. Mimo drobnej budowy ciała, miał dobrze zarysowaną szczękę. Włosy potargały mu się, choć widać było, że spędził sporo czasu nad doprowadzeniem ich do porządku. Dłonie wyglądały niczym dłonie pianisty, a szczupłe palce delikatnie uderzały w blat stołu o który oparł się Fred. Usta miał zaciśnięte, jednak i tak prawy kącik delikatnie unosił się do góry, jakby chłopak w każdej chwili był gotów do śmiechu.
- Przykro mi, że tak wyszło.
Podniósł głowę i spojrzał jej w oczy. Uśmiechnął się lekko i przeciągnął dłonią po włosach.
- Mi przykro z powodu twojej straty. Nie jest ciężko zauważyć, że Dromeda była ci bliska.
- Wychowała mnie. Po części straciłam własną matkę. - Starała się, żeby zabrzmiało to obojętnie. Próbowała wzruszyć ramionami, jednak gest wypadł jej raczej słabo i koniec końców skończyła w zgarbionej pozycji, kuląc się na krześle.
     Fred wyciągnął do niej rękę i ujął ją za dłoń.
- Ej... - Gdy Cecilie podniosła głowę, napotkała wzrokiem ciepłe spojrzenie rudzielca. - Obiecuję, że z czasem nie będzie ci tak ciężko. Zaufaj mi.
Pokiwała głową, zastanawiając się jednocześnie jakim cudem ten obcy chłopak dał radę w momencie podnieść ją na duchu.
     Siedzieli w ciszy, trzymając się za dłonie, gdy do kuchni wpadła pełna energii Molly Weasley. Fred pokręcił głową widząc żywiołowość matki. Widać po niej było, że ją również dotknęła śmierć Andromedy, mimo to jej ruchy nie utraciły swojej szybkości, a twarz matczynej dobroci. Od kilku dni krzątała się po domu własnym oraz przyjaciół i członków Zakonu Feniksa i próbowała opiekować się nimi.
- Fred, kochanie, zastanawialiśmy się gdzie jesteś - powiedziała ciepło i położyła dłoń na ramieniu syna. Dopiero wtedy ujrzała, że chłopak trzyma za dłoń jakąś dziewczynę, która patrzy na nią szeroko otwartymi oczami. - Och... Wybacz, moja droga. Nie chciałam wam przerywać, nie spodziewałam się po prostu, że Freddie ma...
- Mamo - syknął chłopak i puścił dłoń Krukonki. - To jest Cecilie. Andromeda wychowywała ją. Cecilie, to moja mama, Molly Weasley.
- Andromeda cię... Och. Och, och och, kochanie tak mi przykro. Zaparzę ci herbaty, dobrze? - Kobieta objęła Cece, która spięła się i spojrzała z paniką na Weasleya.
- Mamo, udusisz ją. To niezręczne... Poza tym i tak mieliśmy już wracać do salonu, prawda? - Próbował ratować sytuację Fred.
- Tak... Ja, dziękuję pani bardzo, ja...
- Yhym... Kochaniutka, jak nie chcesz to nie musisz tam wracać. Dobrze zdaję sobie sprawę, że to nie jest dla ciebie przyjemne...
- Nie, naprawdę, nie musi się pani martwić - Cecilie uśmiechnęła się lekko i wstała. - Wszystko jest w porządku.
     Po jej wyjściu z kuchni Molly utkwiła w swoim synu badawcze spojrzenie. Fred zacisnął usta, postanawiając milczeć jak najdłużej. Kobieta, wiedząc że nie wygra z własnym dzieckiem, westchnęła ciężko i powiedziała tylko:
- Urocza dziewczyna. Wybacz, że ci przeszkodziłam, Freddie. Naprawdę, ostatnie czego się spodziewałam to ty i jakaś dziewczyna, wszyscy zawsze myśleli, że tak jak Charlie...
- MAMO!
- Dobrze, wybacz kochanie. Po prostu... Sam rozumiesz, szok - tłumaczyła się niepewnie pani Weasley. - Zaproś ją do nas na święta. Jeśli zmarła jej przybrana matka, to najgorszą opcją jest pozwolenie jej aby spędziła święta samotnie w zamku.
     Molly Weasley wyszła z kuchni, zostawiając syna z zaskoczonym wyrazem twarzy.









     - A więc mówisz, że poznałaś Freda Weasleya - zaczęła Hermiona.
Cecilie uśmiechnęła się.
- Był bardzo miły. Poznałam też waszą mamę. - Tu dziewczyna zwróciła się do Ginny, która otworzyła szeroko oczy i jęknęła.
- Merlinie... Mam nadzieję, że nie zawstydziła cię za bardzo... Ona jest taka nadopiekuńcza i...
- Jest kochana. - Ucięła stanowczo Krukonka.
     Dziewczyny siedziały w Salonie Prefektów i rozmawiały. Był to pomysł Raven, która poprosiła Dracona o udostępnienie Pokoju na kilka godzin. Ruda robiła wszystko, by odciągnąć Cecilię od złych myśli. Malfoy wspaniałomyślnie zgodził się opuścić Pokój Prefektów i poszedł z Blaisem na stadion, aby potrenować.
- A więc mówisz, że był miły? - zapytała DeGraw. - Szkoda, że jego młodszy brat to taki pacan. Bez urazy Ginny. \
- Jeśli mówisz o Ronie, to George, bliźniak Freda, przez długi czas mówił wszystkim, że rodzice adoptowali Ronalda. Bardzo przypomina on czasem Percy'ego, który...
- Moment, stój - zarządziła Cecilie. - George, Fred, Ron, Percy, ty... Ile was tam jest?
Hermiona zaśmiała się widząc zdezorientowane miny Krukonek.
- Jest Bill, najstarszy. Wziął niedawno ślub z pół wilą i pracuje u Gringotta. Swoją drogą, wiedziałyście, że Gringott to człowiek, a nie goblin? Zawsze byłam pewna, że to wszystko jest goblinów... - Widząc rozbawione miny Cecilie i Raven oraz nieco zszokowaną Hermiony, Ginewra porzuciła temat i wróciła do swojej rodziny. - Drugi brat to Charlie. Pracuje w Rumunii, bada życie smoków.
- Jak wychodziłam, to usłyszałam że twoja mama powiedziała do Freda, że myślała, że jest jak Charlie. On też miał studiować smoki? - zapytała Cece, a Ginny zaczerwieniła się mocno.
- Charlie... On, jakby to powiedzieć...
- Charlie jest gejem - żachnęła się Hermiona i spojrzała na Krukonki z wyzwaniem w oczach. Nie widząc jednak żadnej reakcji, kontynuowała zamiast przyjaciółki. - Potem jest Percy. Pracuje w Ministerstwie Magii i lubi się rządzić. Jest bardzo inteligentny, ale w przemądrzały sposób. Po Percym są bliźniaki, później Ron... No i Ginny, najmłodsza.
- Matko, ile ludu... - powiedziała cicho Raven.
- O tak, Weasleyów zawsze była cała zgraja - parsknął Malfoy, który właśnie pojawił się w drzwiach. - Zapraszam, Blaise. Wchodź.
     Przemoknięci Ślizgoni spojrzeli na nieco rozczarowane ich przybyciem dziewczyny.
- Och, drogie panie... - zaczął Blaise udawanie smutnym głosem. - Nie bądźcie takie drętwe i smutne. Tyle na nas czekałyście, przebierzemy się i już do was schodzimy!
- Won, Zabini - prychnęła Raven i spojrzała ze złością na Malfoya. Obiecał jej, że da im czas na rozmowę.
- Nie patrz tak, padało - warknął blondyn i kiwnął na swojego przyjaciela. Panowie udali się do sypialni chłopaka, a dziewczyny popatrzyły po sobie niepewnie.
- Czyli... - próbowała kontynuować temat DeGraw. - Z twoich braci tylko Bill jest zajęty? Musiałaś mieć problem z koleżankami, pewnie wszystkie cię o nich pytały.
- Najbardziej właśnie o bliźniaków. O Rona nigdy nikt nie pytał, nikt nie musiał. Wszyscy wiedzieli o nim wszystko, bo w końcu przyjaciel Pottera. Każdy jego ruch był śledzony, podobnie jak u Hermiony. Ale Fred i George... - Ruda westchnęła teatralnie. - Jak dla mnie to nie są wybitnie przystojni. Za chudzi, za wysocy. Do tego te ich wieczne żarty, wybuchy... Ale fakt, potrafią rozmawiać z dziewczynami. Mogli mieć dziewczyn na pęczki, a im tylko te kawały w głowach. Przez kilka miesięcy Fred był z Angeliną, dziewczyną z drużyny Quidditcha Gryfonów. Rozstali się i teraz jest z nią George.
     Cecilie zaczęła się śmiać.
- Wymieniła jednego bliźniaka na drugiego?
- Jakby to powiedzieć... Nawet będąc z Fredem dogadywała się lepiej z Georgem, więc...
Raven i Cece wymieniły rozbawione spojrzenia i w tym momencie Draco i Blaise, obaj w normalnych strojach, zeszli do salony. Black pokręciła głową i zaczęła wstawać, tłumacząc się jednocześnie, że czas iść do siebie, bo przed nimi jeszcze esej dla Flitwicka do napisania. Widząc to, Ginny zerwała się na nogi i mówiąc szybko i nieskładnie coś o spotkaniu z Harrym, wyskoczyła z Pokoju Prefektów. Zaraz po niej zniknęły Krukonki i Hermiona została sama z chłopakami.
- Dzięki, Malfoy - mruknęła z rozżaleniem i podniosła się z fotela. Miała zamiar udać się do sypialni, żeby nie przeszkadzać Ślizgonom, jednak Blaise roześmiał się i cofnął ją przed kominek.
- Daj spokój, Granger. Ja też już spadam. Dotrzymaj towarzystwa blondasowi, coś jest nie w humorze ostatnio.
     Brunet wyszedł z Pokoju, a Hermiona stała dalej przed kominkiem i wpatrywała się w zamyślonego Malfoya.
- Okej, szczerze... Mam sobie iść, czy zostać.
     Draco uniósł głowę i zmierzył dziewczynę uważnym spojrzeniem.
Od czasu pogrzebu nie trzymał się najlepiej. Spodziewał się ujrzeć ojca, był przygotowany na awanturę... Chciał zobaczyć matkę, wiedzieć w jakim jest stanie. A oni nie przyszli. Całą ceremonię, stypę czarodziejską... Cały czas siedział jak na szpilkach, czekał jak kretyn! A ojciec znów zrobił z niego durnia. Lucjusz na pewno wiedział, że syn będzie ostatnim gościem, który opuści dom Nimfadory Tonks. Wiedział, że Draco nie zrezygnuje nawet z cienia szansy, by ujrzeć matkę. I dlatego jej nie przyprowadził. Wiedział, jak pogrywać z własnym dzieckiem, wiedział jak go omamić.
    Lucjusz wiedział wszystko. Wiedział, jak uniknąć kary za bycie Śmierciożercą. Oczywiście, był pod obserwacją, miał wyrok w zawieszeniu, jednak zyskiwał sobie coraz większą przychylność świata magii. Znów. Kilka lat i Lucjusz Malfoy ponownie będzie u władzy. Równie mroczny, równie zły i tak samo pełen okrucieństwa jak zawsze.
- Pomilcz ze mną , Granger - poprosił cicho Draco. Nie chciał rozmawiać, nie chciał mówić na głos, co go dręczy, nie chciał uchodzić za słabego. Potrzebował jednak czyjejś obecności przy sobie, a Blaise nie zawsze dawał sobie radę z milczeniem i najzwyklejszym byciem.
     Hermiona usiadła na drugim końcu kanapy i podkuliła nogi pod siebie. Czasem bała się tej maski chłodu, za którą skrywał się jej współlokator. Co prawda ten lęk opanowywał ją coraz rzadziej, prawie wcale... Jednak nadal o nim pamiętała. Milczała, starając się nie patrzeć na Ślizgona. Próbowała nie dostrzegać żył na jego rękach, bladości cery, zmierzwionych, nieco już przydługich włosów. Nie chciała, żeby zauważył, że przypatruje się jego cieniom pod oczami, które z dnia na dzień były coraz bardziej widoczne. Wiedziała, że jeśli da mu milczenie, on ofiaruje jej kawałek siebie. Zawsze tak było i zawsze działało to w dwie strony.
   
     Gdy któreś z nich potrzebowało wyrzucić z siebie emocje, po prostu siedzieli. Oboje mieli talent do wyciągania od ludzi informacji oraz byli znakomitymi obserwatorami. Hermiona nie walczyła już z sobą, gdy Draco siadał obok. Nie kazała mu czekać godzinami na to, by usłyszał od niej co myśli. Czasem jej milczenie było dłuższe, czasem krótsze, jednak wiedziała, że prędzej czy później i tak wszystko blondynowi powie.
     Podobnie było z Malfoyem. Po pewnym czasie zaakceptował fakt, że Gryfonka wie o nim więcej, niż chciałby żeby wiedziała. Zaakceptował również, że nie wyjawia jej swoich sekretów pod przymusem, a z własnej woli. Doceniał jej milczenie, doceniał błyskotliwość umysłu oraz to, że nigdy nie rzucała - przynajmniej w stosunku do niego - nudnymi frazesami w stylu "wszystko będzie dobrze". Draco miał problem jeszcze tylko z jedną sprawą - nie umiał wytłumaczyć samemu sobie, że dziewczyna staje się dla niego kimś równie bliskim, co Blaise czy Cecilie.
     Hermiona natomiast już dawno zaakceptowała pod tym względem blondyna. Miała świadomość, że chłopa wielu rzeczy o niej nie wie. Wiedziała, że będą dalej kłócić się o drobiazgi i że Ślizgon da radę jeszcze nie raz doprowadzić ją do szewskiej pasji. Wiedziała również, że Draco... Malfoy... wie o niej rzeczy, o których zazwyczaj nie mówiła na głos.
     Teraz czekała tylko, aż on się otworzy.
Minuty mijały, a ogień w kominku przygasał. Gdy coraz niższe płomienie rzucały na ściany coraz dłuższe cienie, a Pokój Prefektów zaczął sprawiać wrażenie tajemniczego, nastała w nim intymna atmosfera... a Draco Malfoy przemówił:
- Wiesz, Granger... Wiedziałem, że dobrze będzie mi się z tobą milczało. - Gryfonka uśmiechnęła się lekko, a blondyn wyrzucił z siebie wszystko, co leżało mu na sercu.





_________________________________
* dla ułatwienia samej sobie, zdecydowałam że pogrzeb odbędzie się w podobny sposób jak u nas.




NIE MAM SŁÓW WYTŁUMACZENIA.
Owszem, byłam chora. Owszem, ten rok - 2016 - będzie rokiem o którym nie będę zbyt często wspominała. To jednak nie jest wytłumaczenie. Nie obiecuję też systematyczności. Nie wiem, co będzie dalej, co będzie jutro i kiedy będę chciała coś napisać.
 Mam nadzieję, że niedługo.

1 komentarz:

  1. Mam nadzieję że jeszcze kiedyś zechcesz to kontynuować. Pewnie nawet tu nie zaglądniesz. Minęło kilka lat. Ale wiedz, że wiele osób na pewno czeka. Pozdrawiam i mam nadzieję że wszystko u ciebie dobrze

    OdpowiedzUsuń