Nastał
piątek i Hermiona szykowała się do pogrzebu. Nie lubiła ciemnych ubrań, jednak
na tę okazję musiała zrobić wyjątek. Obecność młodego Malfoya skutecznie
odciągała jej myśli od smutnych wydarzeń, jednak za kilka godzin miała ujrzeć,
jak trumna z ciałem jej ukochanej babci opuszcza się w dół. Następnie czekała
ją jedynie stypa, podczas której cała rodzina będzie składała im kondolencje.
Cała
rodzina…
To
oznaczało również Jennifer.
Głupią,
podstępną, wredną, złośliwą, idealną Jennifer, której zawsze wszystko uchodziło
na sucho.
Była
dalszą kuzynką Hermiony, o której Gryfonka nie chciała nawet myśleć i
przeważnie udawała, że nie istnieje dla niej ktoś taki jak Jennifer Louis.
Połączenie
Jennifer i Malfoya mogło być dla niej zabójcze.
Po
cichu wyszła z pokoju i zeszła na dół, żeby pooglądać telewizję. Była zaledwie
siódma rano, więc nie sądziła, że kogokolwiek spotka, jednak zdziwiła się, gdy
zastała w salonie Malfoya czytającego książki.
-
Nie śpisz już? - zapytała zdumiona, a
chłopak uniósł głowę i zmierzył ją nieobecnym wzrokiem.
-
Nie masz innych ubrań? – odpowiedział pytaniem.
-
Malfoy, przestań.
Ślizgom
wywrócił oczami. Granger ubierała się tak pospolicie, a jak na dziewczynę nie
była brzydka. Jedynie za nic nie potrafiła podkreślić swoich atutów. Wszystko
było identyczne, jak u innych dziewczyn, niczym się nie wyróżniała.
-
Serio pytałem.
-
Nieważne. Dlaczego nie śpisz?
-
Naprawdę pytasz? We wtorek mamy sprawdzian z historii magii.
Obserwował
z rozbawieniem, jak twarz Granger zmienia się w ciągu sekundy. Musiała
zapomnieć o sprawdzianie, co oznaczało dla niej albo zarwanie kilku nocy albo
dostanie słabej oceny.
Poczuł
coś na kształt złośliwej satysfakcji. Przeważnie dziewczyna nie miała problemów
z żadnym przedmiotem i na wszystko była przygotowana. On, mimo pasji do
historii, nie czuł potrzeby nauki w takim stopniu i drażniło go, gdy dostawała
lepsze stopnie.
-
Cholera jasna – jęknęła Hermiona, kryjąc twarz w dłoniach. Nie mogła uwierzyć,
że zapomniała o teście. Oczywiście, w ostatnim tygodniu odpuściła sobie naukę,
bo była zestresowana wyjazdem do domu. Jednak jakim prawem mogła zapomnieć się
w aż takim stopniu?!
-
Na Merlina, Granger, to tylko jeden test – powiedział Draco z politowaniem. Nie
rozumiał, dlaczego ona aż tak się zdenerwowała.
-
Nic nie rozumiesz, Malfoy – warknęła Hermiona. – Nie jestem dobra z historii
magii, okej? Nie wiem nawet dlaczego ją kontynuuję, to mnie po prostu nudzi.
Nauczyć się mogę, jednak nie ciągnie mnie do tego ani trochę, nigdy nie
ciągnęło. Mam po prostu dobre stopnie i jestem odpowiedzialna. Teraz jednak
olałam cały dział, jeśli go nie nadrobię nie ruszę dalej, a żeby go nadrobić
będę musiała poświęcić czas, w którym mogłam powtórzyć co innego. Przez to mogę
zawalić cały semestr!
Brwi
arystokraty podjechały do góry, gdy słuchał jej spanikowanego głosu. Nigdy by
mu przez myśl nie przeszło, że Kujonica aż tak przejmuje się swoimi ocenami.
-
Serio, Granger, to tylko jeden test…
-
AŻ jeden test, który zawalę, a potem będę musiała nadrabiać i zawalę inne
przedmioty! Jak mogłam być taka głupia?! Daj mi książkę!
-
Chyba sobie żartujesz, ja się teraz uczę.
Hermiona
zaczęła krążyć po pokoju i po chwili odwróciła się w stronę Malfoya, patrząc na
niego dzikim wzrokiem.
-
Daj mi książkę – powtórzyła stanowczo.
-
Upadłaś na głowę – skwitował Draco, a na jego ustach wykwitł złośliwy uśmiech.
Hermiona
zacisnęła pięści i opadła na sofę. Zaczęła wpatrywać się zniechęconym wzrokiem
w zegar wiszący nad telewizorem.
Do
mszy zostało jeszcze kilka godzin. Mogłaby teleportować się do Dziurawego
Kotła, iść na Pokątną, kupić podręcznik, bo swój oczywiście zostawiła w szkole…
-
Granger, jesteś żałosna – stwierdził Malfoy i rzucił w nią książką. Nie zdążyła
jej złapać, dostała ciężkim tomem w ramię.
-
Au! – syknęła z oburzeniem i zgromiła chłopaka spojrzeniem.
-
Czytaj. Chcesz herbaty?
Zamarła,
patrząc na chłopaka ze zdumieniem.
-
Słucham?
-
Pytałem, czy chcesz herbaty. Pomogę ci z historią – odpowiedział znużonym tonem.
-
Dlaczego to robisz?
-
Jestem tylko człowiekiem, Granger.
Trochę mało w tobie
człowieczeństwa –
pomyślała złośliwie, jednak kiwnęła głową, gdy chłopak poszedł do kuchni.
Otworzyła niepewnie książkę i wstrzymała oddech. Nigdy by nie powiedziała, że Draco
Malfoy jest takim fanem historii magii.
Na
marginesach pełno było dopisków z różnymi ciekawostkami, których nawet jej nie chciało się szukać.
-
Masz zamiar podziwiać moje pismo? Myślałem, że chciałaś się uczyć.
-
A ty nie robisz herbaty?
-
Wstawiłem wodę. Od czego chcesz zacząć?
Usiadł
w fotelu i zmierzył ją uważnym spojrzeniem.
-
Dlaczego mi pomagasz?
Odwrócił
wzrok w stronę telewizora. Dlaczego pomagał szlamie?
Może dlatego, że sam
teraz lekko się krzywisz na dźwięk słowa „szlama” – cichy głosik, do
złudzenia przypominający głos Cece, rozległ się w jego głowie. W sumie Granger
nie była taka straszna. Oczywiście, nadal uważał, że jest strasznie
przemądrzała, drażniąca, słaba, bez większych perspektyw na przyszłość, na
dodatek nie dba o siebie tak, jak powinna. Jednak mimo to miała własne
podejście do świata, była inteligentna i zabawna. Na pewno przyjemniej się
spędzało z nią czas, zwłaszcza gdy milczała, niż z rozgadaną Parkinson.
-
Ludzie się zmieniają – powiedział głębokim głosem.
Parsknęła
śmiechem – osiągnął swój cel. Ona nie musiała wierzyć w jego zmianę, jednak
przestała drążyć temat.
-
Dobra, Malfoy, dość żartów. Jeśli chcesz mi pomóc, to bierzmy się do roboty.
-
Wiesz w ogóle z których tematów ma być test? – zapytał złośliwie, unosząc jedną
brew.
Hermiona
zapłonęła rumieńcem. Nawet nie sprawdziła działu!
Omówili
prawie wszystko, zostały czasy współczesne. Tylko… Wtedy nie było wojen z
goblinami ani z wampirami… Już nawet bitwę Dumbledore’a z Grindewaldem omówili.
Chłopak westchnął ciężko. Może i nie powinien był omawiać tych tematów z
Gryfonką?...
-
Pierwsze walki z Czarnym Panem, Granger.
-
Oj…
-
Oj. Co możesz powiedzieć o sposobach zastraszania?
-
Że… były nieprzyjemne?
-
Jesteś żałosna – warknął Draco. – Masz chociaż odrobinę mózgu?
-
Na Merlina, Malfoy! Już, dobra, chwila… Na pewno nie wszyscy byli zastraszani,
wiele osób z własnej woli dołączało do Śmierciożerców, niektórzy byli pod
wpływem Imperiusa…
-
Tak, to wie nawet dziecko. W jaki sposób zastraszano ludzi?
Hermiona
zmarszczyła brwi. Nigdy by nie sądziła, że ten
Nadęty-I-Bardzo-Głupi-Arystokrata Malfoy może być tak wymagający.
Chłopak
westchnął i zmierzwił włosy. Zapowiadał się ciężki ranek.
-
Dobra, spróbujmy inaczej… Wyobraź sobie, że masz już męża i dwójkę dzieci. Mieszkasz
w pięknym, białym domu, masz dużo zwierzątek i ogólnie twoje życie jest w
kolorze czerwieni i złota jak przystało na typową Gryfonkę. Wszystko ładnie,
pięknie, aż tu nagle wbija ci się do domu tłum ludzi. Jeśli razem z mężem do
nich nie dołączycie, ewentualnie nie wydacie kilku znajomych czy też członków
rodziny to będziecie mieć super rozrywkę w obserwowaniu, jak waszym dzieciom…
Ekhm, jak wasze dzieci są torturowane i potem giną.
Nie
chciał jej mówić o sposobie jakim dręczono dzieci. Niemalże przeprowadzano na
nich eksperymenty, niektórym nawet wycinano kawałki białka z oka. Na żywo. Dla zabawy.
-
No rozumiem.
-
Gdy Czarny Pan doszedł do pełni władzy ludzie się poddali. Przynajmniej za
pierwszym razem. Potrafili zdradzić przyjaciół i rodzinę, bo przestali już
wierzyć w to, że kiedyś uda im się wyrwać z takiego życia. Działał oczywiście
Zakon Feniksa, ale z marnym skutkiem.
-
Skąd wiesz o Zakonie?
-
Pamiętasz kim był mój ojciec? Wiele osób wiedziało o Zakonie. – Starał się
zignorować zszokowaną minę dziewczyny i odwrócił wzrok. Nie mógł uwierzyć, że
Zakon nie miał pojęcia, jak znaną grupą są. Oni naprawdę naiwnie wierzyli, że
Czarny Pan nie wie co się dzieje?... – Wracajmy do tematu. Urodził się
Głupotter i nagle na świecie zrobiło się różowo i cudownie, a ludzie naiwnie
uwierzyli, że to koniec tych złych czasów. – Pretensjonalny głos Dracona
rozbawił Hermionę. Nie mogła uwierzyć, jednak cała historia opowiadana przez
niego wydawała się być o wiele ciekawsza niż to, co mówił na lekcjach Binns.
Natomiast
młody Malfoy podczas mówienia uważnie obserwował Gryfonkę. Notowała od czasu do
czasu jego słowa i większą część historii spędziła wpatrując się w lewitozor.
Tfu,
teliwozer.
Skupienie
na jej twarzy bawiło chłopaka ; jeszcze nigdy nie widział, aby ktokolwiek aż
tak nad czymś rozmyślał i żeby komukolwiek tak bardzo zależało na zapamiętaniu wszystkiego.
Czuł się trochę głupio, nie dość, że pomagał dziewczynie, którą rzekomo
nienawidził, to jeszcze… cóż, sprawiało mu to przyjemność.
Granger
naprawdę dawało się lubić, gdy się nie odzywała.
Pogrzeb
skończył się dobrych kilka godzin wcześniej i Malfoy miał wszystkiego dość. Niemagiczna
rodzina Granger doprowadzała go do szaleństwa, już pięciu osobom musiał
tłumaczyć, że wcale nie jest chłopakiem dziewczyny, a jedynie kimś
oddelegowanym ze szkoły.
I
tak, tak, oczywiście, jest w tej samej klasie, co Hermionka.
Czym
są w ogóle te ich klasy?!
Jedynie
jedna dziewczyna, wyglądająca jak Granger w wersji dość gorącej, podsumowała
gadanie jakiejś ciotki krótkim:
-
Przecież to oczywiste, że taki chłopak nie mógłby być z kimś takim jak
Hermiona.
Wiedział,
że go obserwowała. Wiedział też, że nie było jej przykro z powodu pogrzebu. Wiedział
także jeszcze jedną rzecz – Granger szczerze jej nie lubiła. Może nawet tak,
jak jego?
-
Jestem Jennifer. – Głos lepszej wersji Gryfonki rozległ się za jego plecami i
już sekundę później dziewczyna stała koło niego. – Nie miałam okazji się
zaprezentować.
Uśmiechnął
się drwiąco. Już dawno się zaprezentowała, gdy przypadkiem wcięła sobie ubranie w suwak i zamiast naprawić to na
spokojnie, szarpała gwałtownie, odsłaniając całkiem nieźle wyglądający dekolt.
-
Austin – przedstawił się. Umówiony był z Grangerami, że nie będzie używał
swojego prawdziwego imienia, bo było zbyt… niecodzienne. Za każdym razem, gdy
ludzie unosili brwi słysząc jego imię, w głowie miał tylko jedną myśl: „Mój ojciec jest idiotą, że mnie tak nazwał.”
-
Widzę, ze też nie jesteś zbyt zainteresowany stypą…
-
To nie moja rodzina. Nie chcę się wtrącać, nie lubię tego. Wolę dać im
wszystkim czas na wspomnienia, czy coś.
-
Słodko.
Parkinson
też często mówiła, że coś jest słodkie. Jednak ona robiła to w sposób, który
doprowadzał młodego Malfoya do szału. W ustach Jennifer brzmiało to
pogardliwie.
-
Chodź się przejść, Austin. Nie lubię imprez rodzinnych.
Jeśli
stypę można nazwać imprezą… To owszem, on też nie lubił rodzinnych przyjęć.
Bez
słowa ruszył za dziewczyną.
Narcyza
Malfoy uniosła głowę i rozejrzała się po znienawidzonym już przez siebie
pokoju. Nie miała pojęcia ile jeszcze czasu uda jej się uciekać przed mężem i
jego „przyjaciółmi”, jednak wiedziała, że miejsc na kryjówkę ma coraz mniej.
Niemal
złapali ją na Majorce, w Nowym Jorku, w Londynie i Paryżu. Musiała zrezygnować
z domów rodzinnych, pomieszkiwała w hotelach, w żadnym nie dłużej niż tydzień i
zawsze pod przybranym nazwiskiem.
Oczywiście,
mogła skontaktować się z Dumbledorem, czy z kimkolwiek z Zakonu Feniksa, jednak
nie chciała. Oni mieli dość na głowie, zmuszanie ich do opiekowania się nią, bo
ma drobne problemy rodzinne byłoby
głupotą.
Poza
tym pochodziła ze szlachetnego rodu Blacków. Była zbyt dumna, aby się poddać.
Wstała
z łóżka i podeszła do okna. Mieszkała w obskurnym hotelu w miasteczku, do którego
nigdy by nie przyjechała, gdyby nie musiała. Tym razem jednak nie miała wyboru.
Najbardziej
bolało ją rozstanie z Draconem. Bała się wysłać mu list, jego poczta mogła być
wciąż kontrolowana.
Tęskniła
za nim, za jego poważnym spojrzeniem, inteligentnymi rozmowami oraz poczuciem,
że istnieje ktoś, w kim ma oparcie. Nigdy nie chciała, aby był taki jak jego
ojciec, gdy się zmienił. Lucjusz Malfoy po wstąpieniu w szeregi Śmierciożerców
stał się maszyną służącą do zabijania… Nawet jeśli działał pod wpływem zaklęcia
Imperius, to i tak zranił zbyt wiele osób, by Narcyza tak po prostu mogła
zostać w domu. Nie miała pewności, że wraz ze śmiercią Voldemorta jej mąż
odzyska własny rozum.
Po
jej „zdradzie” już nigdzie nie mogła czuć się bezpieczna.
Tęskniła
również za młodszą siostrą, Andromedą, za jej mężem, wesołą Tonks i złośliwą
Cece. Bywała u nich dużo częściej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Nigdy nie
sądziła, że tak bardzo przywiąże się do swojej siostry… Oraz siostrzenicy.
Usłyszała
kroki na dole. Jej ciało spięło się, jednak próbowała uspokoić przyspieszony
oddech – to gospodarz musiał się obudzić. Każdego ranka bała się, że to ktoś ją
odnajdzie, że przyjdą, że znajdą, że nie zdąży, że nie ucieknie, że utraci
nawet namiastkę wolności. Potem okazywało się, że to tylko gospodarz lub jego
żona.
Drzwi
otworzyły się z hukiem, ktoś wbiegł do pokoju, odwróciła się szybko, pragnąć
chwycić za różdżkę, jednak nie zdążyła, była zbyt wolna.
Spojrzała
w stalowe oczy mężczyzny i czuła, że pęka jej serce.
-
Lucjusz…
Brązowowłosa
dziewczyna odrzuciła do tyłu głowę z cichym westchnieniem i odsłoniła
blondynowi dostęp do swojej szyi. Jej ręce błądziły po plecach chłopaka,
przyciskając go do siebie. Zdołała rozpiąć mu kilka guzików szarej koszuli, jej
sukienka była podwinięta, a jego dłoń zacisnęła się mocno na udzie dziewczyny. Jęknęła,
gdy przygryzł lekko skórę jej szyi, opuściła głowę gwałtownym ruchem i wpiła
się w jego usta. Ich języki zaczęły ze sobą walczyć, zsunęła dłonie na pośladki
chłopaka i ścisnęła je przez co jego biodra znalazły się tuż przy jej biodrach.
Dzieliły ich jedynie ubrania. Odsunęła się lekko i otworzyła powoli oczy,
jednocześnie przygryzając dolną wargę. On również otworzył oczy, zmierzył ją
powoli wzrokiem i jego spojrzenie spotkało się z jej spojrzeniem.
W
stalowych oczach pojawiło się zdumienie i strach, gdy wpatrywał się w
bursztynowe oczy dziewczyny. Brązowe loki opadły jej na twarz, na której zaczął
pojawiać się wyraz niezrozumienia. Między brwiami ukazała się drobna
zmarszczka.
-
Kurwa, Granger! – syknął z oburzeniem i wysuwając się objęć dziewczyny opuścił
szybkim krokiem garaż.
Wyszedł
na powietrze i odetchnął głęboko. Kilkakrotnie zmierzwił włosy i rozejrzał się.
Dwie osoby stały przed domem i paliły papierosa, reszta gości nadal siedziała w
salonie państwa Grangerów.
Jak
mógł być tak głupi?
Dlaczego
on w ogóle to zrobił?
Po
co mu to?
Jak
on teraz spojrzy jej w oczy?
Chyba,
że… Nikt nie musi wiedzieć.
Przymknął
oczy i odetchnął głęboko. Usłyszał jak drzwi garażu otwierają się i zamykają.
Dziewczyna
minęła go bez słowa i weszła do domu.
Został sam.
Został sam.
Pansy
Parkinson przetarła zmęczone oczy.
Było
po dwudziestej drugiej, a ona nadal tkwiła w pokoju wspólnym Ślizgonów i robiła
notatki.
Zdecydowała
odpocząć dwie minuty nim wróci do pisania. Zagryzła wargi i wpatrzyła się w
ogień.
Spędziła
ponad trzy lata uganiając się za Draconem Malfoyem – biegała za nim od trzeciej
klasy. Miała tego dość, robiła z siebie idiotkę, była mu posłuszna, nigdy nie
zaprzeczała jego słowom, nawet jeśli mówił coś, co jej się nie podobało. Ale to
już koniec, ile można?
Przecież
w gruncie rzeczy nawet go nie kochała.
Nigdy
go nie kochała. Co najwyżej lubiła w nim pewność siebie. Wiedziała, że jest
inteligentny i że gdzieś w środku ma duże pokłady poczucia humoru. Mogliby
zostać przyjaciółmi.
O
ile tylko uda się jej zerwać z łatką idiotki uganiającej się za Draconem.
Dostrzegła
ruch na kanapie przed kominkiem i zmrużyła oczy. Była pewna, że jest sama.
Pojawiła
się przed nią postać jakiejś dziewczyny. Przyjrzała się jej uważnie – brązowe,
długie włosy, ciemniejsza karnacja… Przeciętny wzrost. Potrzebowała chwili, by
rozpoznać jej twarz.
-
Astoria? – zawołała cicho, a dziewczyna odwróciła się. – Wszystko w porządku?
-
Ja… tak. W porządku. Tylko uczyłam się transmutacji i musiałam zasnąć, dzięki.
Pansy
uśmiechnęła się lekko, a młodsza Greengrass spłonęła rumieńcem.
Nie
wiedziała jak ma zachować się przy Parkinson. W końcu cała szkoła wiedziała,
jak mopsicy zależy na Draco. Cała szkoła wiedziała również, że Astoria ma
zostać jego żoną.
-
Chcesz się dosiąść, czy idziesz spać?
-
Em…
-
Siadaj, ja nie gryzę. – Pansy roześmiała się lekko i Astoria nieśmiało zajęła
miejsce obok niej.
Przyjrzała
się dokładnie starszej Ślizgonce i stwierdziła, że nie ma już powodów, do
nazywania jej mopsicą. Czarne włosy, niegdyś krótkie, teraz sięgały kawałek za
łopatki. Twarz wyszczuplała, przez co ciemne oczy wydały się większe. Pansy
nawet nie miała na sobie zbyt wiele makijażu – zniknęły grube, ciemne kreski,
różowe policzki oraz błyszczące usta. Teraz jej makijaż jedynie łagodnie
podkreślał oczy.
Była
ładna. Bardzo ładna.
-
Transmutacja dla zaawansowanych? Nieźle.
Nawet
głos Parkinson nie był już piskliwy i drażniący. Był… normalny. Dziewczęcy,
czasem słodki, jednak nie cierpła już od niego skóra.
-
Tak, nie wiem, co mnie podkusiło, żeby kontynuować transmutację… Wiesz, kiedyś
ją lubiłam, ale teraz to…
Wraz
z każdym słowem rozmowa stawała się łatwiejsza a nieśmiałość Astorii, za którą
jej siostra tak często na nią wrzeszczała, mijała.
Hermiona
przeczesała nerwowo włosy. Właśnie dostała wiadomość od Tonks, która
przepraszała, jednak nie była w stanie odebrać ich następnego dnia o piątej
rano. Będzie najwcześniej o dziewiętnastej.
Muszę znaleźć Malfoya…
Stał
na dworze, przed garażem, wpatrując się w niebo.
Było
już ciemno i chłodno, jednak zdawało mu się to nie przeszkadzać. Rękawy koszuli
miał podwinięte, rozpiął nawet kilka guzików. Podeszła do niego, nie wiedząc
jak ma przekazać mu „radosną nowinę” przedłużenia pobytu u jej rodziców o kilka
godzin.
-
Ekhm, Malfoy…
-
Granger, nie strasz mnie tak. Twój widok przyprawia mnie o palpitacje, gdy
zajdziesz mnie jeszcze raz od tyłu to padnę na zawał.
-
Dupek z ciebie, Malfoy – powiedziała ze złością, a chłopak uśmiechnął się. Przywykł
do jej słów, wypowiadanych w nerwach, a jednak zawsze takich samych. – Chciałam
ci tylko powiedzieć, że Tonks się spóźni. Będzie najwcześniej o dziewiętnastej,
a nie z rana.
-
Super – powiedział szczerze. – Chociaż się wyśpię – dodał usprawiedliwiającym
tonem.
-
Nie przeszkadza ci to? Że spędzisz kilka godzin dłużej z rodziną mugoli?
-
Rodzina jak rodzina, Granger. A teraz spadaj do domu, zmarzniesz, a ja mam parę
spraw do przemyślenia.
-
Troszczysz się, że zmarznę? – zapytała, próbując sprawić, aby jej głos brzmiał
tak szyderczo, jak czasem jego.
-
Jasne, a Grindewald był kobietą. – Zmierzył ją rozbawionym spojrzeniem. Miała
na sobie elegancką koszulę, nieco zbyt luźną oraz źle dopasowane spodnie. –
Granger… Co ty na to, żeby pójść jutro na zakupy?
Bursztynowe
oczy rozszerzyły się ze zdumienia, a usta rozchyliły lekko.
-
Ty jesteś chory… - wyszeptała cicho, jakby z lekkim żalem w głosie.
Parsknął
śmiechem.
-
Szczerze? Nie mogę na ciebie patrzeć w tych ciuchach. Ubierasz się tak stylowo
jak wychudzona dwunastolatka. A skoro i tak mamy więcej czasu to możemy iść na
zakupy. Będziesz dzięki mnie wyglądała jak człowiek.
Opadły
jej ramiona.
Czy
on nigdy nie potrafił być miły?
-
To jak?
-
Jasne, Malfoy. Pójdziemy na zakupy – powiedziała ze zrezygnowaniem.
Zakupy
z Malfoyem były mniejszym złem niż jutrzejsze odwiedziny rodziny. Teoretycznie
stypa już się kończyła, jednak znając jej ciotki, to będą wpadać do Jane i
Johna jeszcze przez kilka dni.
Nigdy
by nie przypuszczała, że spędzanie czasu z Draco Malfoyem będzie dla niej
mniejszym złem.
_________________________________________
Mam
nadzieję, że kolejny będzie lepszy, jednak nie mogę powiedzieć, kiedy się
pokaże. Może po maturach?... Nie mam pojęcia, wybaczcie.
Dzięki
każdemu, kto to w ogóle czyta ;)
Do
następnego!
Muszę przyznać ,że takiego opowiadania nie czytałam ale bardzo mnie zaciekawiłaś.Czekam na dalszą część i na pewno tu jeszcze kiedyś w padnę.Powodzenia Sofia Potter
OdpowiedzUsuń