Sceny 18+: TAK
Długość: 9,505 wyrazów ; 18 stron.
Betowany: NIE
Hermiona Granger miała wszystko.
Z nagrody za zasługi wojenne zakupiła dom oraz meble. To,
co zostało, zainwestowała po długo trwających rozmowach z doradcą. Jej
przyjaciele byli zdrowi, szczęśliwi i zakochani. Wszyscy darzyli ją szacunkiem.
Nie była też już brzydką kujonicą – dzięki kłótni Harry’ego z Malfoyem na
czwartym roku miała idealnie równe zęby. Jej włosy nie były już wielką burzą
nieokiełznanych loków lecz ładnymi falami sięgającymi odrobinę za piersi. Co
prawda nadal posiadała piegi lecz nie były one aż tak straszne jak wydawało jej
się to w Hogwarcie.
Fakt
faktem, Hermiona nauczyła się o siebie dbać. Nie mogła przecież wyglądać jak
nieboskie stworzenie, zwłaszcza że zajmowała dość ważne stanowisko w
Ministerstwie Magii. Swój wygląd traktowała jak wizytówkę, był on dla niej
istotny. Schludne ubrania, delikatny makijaż i ładnie ułożone włosy były jej
codzienną pracą, taką samą jak wypełnianie podań i przyjmowanie klientów.
Pracę
również miała idealną. Mimo zapewnień, które przedstawiała w wieku lat
szesnastu, że woli zrobić coś dobrego
dla świata, panna Granger zajęła się prawem czarodziejów. W przeciwieństwie do
prawa obowiązującego w świecie mugoli, tutaj nie musiała się głowić nad wyborem
pomiędzy prokuratorem i obrońcą. Sama wybierała sprawy i klientów, rzadko
zdarzało się aby szef podesłał jej kogoś, kogo nie chciała.
Od
zakończenia wojny nie miała na co narzekać. Mimo to zdarzały się wieczory,
podczas których była Gryfonka wymawiała się ze spotkań z przyjaciółmi bólem
głowy bądź nawałem pracy, wracała do domu i kładła się do łóżka patrząc tępo w
okno swojej sypialni. Potrafiła przeleżeć w ten sposób kilka godzin; nie
myślała wtedy o niczym konkretnym, nie dbała o nic ani o nikogo, nie miała
ochoty na ruszenie głową i na myśl o wstaniu chociażby do toalety ogarniał ją
strach a następnie niechęć i poczucie, że to i tak nie ma sensu.
Po
paru godzinach wstawała i szła pod prysznic. Potrafiła stać pod gorącą wodą tak
długo, aż skóra zaczynała ją parzyć i nie czuła obecności łez na policzkach.
Nigdy nie płakała głośno – nie trzęsły jej się ramiona, z jej gardła nie
wydzierał się szloch, nie wykrzywiała ust w brzydkim grymasie. Po prostu łzy
spływały po jej twarzy a ona nie robiła nic, by je powstrzymać. Później kładła
się do łóżka i przez kolejną godzinę, kołysząc się w przód i w tył, usiłowała
usnąć.
Wstawała
przed siódmą i każdego ranka po takim wieczorze z nienawiścią wpatrywała się w
swoje odbicie. Cienie i worki pod oczami maskowała zaklęciem, nakładała
makijaż, wkładała kostium i ruszała do pracy, gdzie piła kawę i jadła
śniadanie.
Nikt
nigdy by nawet nie przypuszczał, że Hermiona płakała. W końcu, nie miała ku
temu żadnych powodów.
Życie
Draco Malfoya również było usłane różami. Przynajmniej, według niektórych.
Miał piękny dom, tak różny od Malfoy Manor jak tylko mógł
być. Miał przyjaciela i przyjaciółkę. Miał kondycję, która pozwalała mu każdego
ranka przebiegać siedem kilometrów i miał tyle siły by w każdą sobotę trenować.
Był wolnym człowiekiem, dzięki czemu niedziele mógł przeznaczyć całkowicie dla
siebie.
Spojrzenie
jasnoniebieskich tęczówek i leniwego uśmiechu wywoływało drżenie kolan u
kobiet. Delikatną zmianą tonu głosu był w stanie odebrać rozmówcy mowę,
zawstydzić, przerazić bądź zjednać.
Większość
zdążyła zapomnieć o jego przeszłości, o jego rodzinie. Mało kto pamiętał, że
ojciec szanowanego właściciela Malfoy Industries przebywa w Azkabanie a matka
została zmuszona do wyjazdu do Szkocji, gdzie przebywała pod nadzorem szkockich
aurorów. Ich raporty raz w miesiącu wpływały do Biura Szefa Aurorów informując,
że Narcyza Malfoy jest spokojną kobietą, która nie wykazuje żadnych oznak
agresji a jej jedyną prośbą jest możliwość zobaczenia syna.
Nikt nie pamiętał, że Draco Malfoy, podobnie jak Hermiona
Granger, stracił rodziców w wieku siedemnastu lat. I nikt nie wiedział, że
zamierzał ich odzyskać.
-
Kurwa mać.
Poirytowany głos Jamesa McAvisa sprawił, że Harry Potter
wyprostował się i zmarszczył brwi, udając ciężką pracę.
- Potter, do mnie.
Mężczyzna wstał powoli i skierował swoje kroki do
gabinetu szefa. Na plecach czuł współczujące spojrzenia kolegów po fachu.
- Wołałeś – oświadczył Harry, patrząc McAvisowi prosto w
oczy. James miał pięćdziesiąt siedem lat, siwe włosy i spojrzenie tak zmęczone,
że Potter niejednokrotnie się zastanawiał czy po prostu nie zrezygnować z
zawodu Aurora i nie zacząć grać w Quidditcha, co niejednokrotnie proponował mu
Oliver Wood.
- Siadaj – westchnął James i przetarł zmęczone oczy.
Powoli zaczynał rozumieć, dlaczego aurorzy przechodzą na wcześniejszą
emeryturę. – Słuchaj, Potter. Co myślisz o Malfoyu?
- Nie wiem. Nie widziałem go od paru lat. W szkole był
głupim szczeniakiem, wywyższającym się i złośliwym. W trakcie wojny… Wiesz, on
nie był zły.
McAvis pochylił się z zaciekawieniem do przodu.
- Nie? – zapytał drwiąco. – Pragnę ci przypomnieć, że
jego ojciec ma jeszcze dwa lata odsiadki w Azkabanie a matka nadal jest pod
okiem szkockich aurorów. To w jego domu Sam Wiesz… Voldemort miał swoją
siedzibę. Chłopak nie jest dobry, nie walczył razem z nami.
- Nie walczył przeciwko nam – odmruknął Potter. – I będąc
w otoczeniu samych Śmierciożerców skłamał i uratował mi życie.
- A później patrzył jak jego ciotka znęca się nad
Hermioną Granger.
- Nie wydaje mi się, aby sprawiło mu to przyjemność. –
Głos Harry’ego stał się zimny jak lód. Pamiętał wzrok Malfoya, który napotkał
moment przed teleportacją do Muszelki. Pamiętał żal w oczach blondyna, gdy ten
wpatrywał się w Hermionę. Pamiętał też, jak chciał rozbroić Ślizgona a on nawet
nie próbował się bronić. – Dlaczego
kłócimy się o Malfoya?
- Bo jego matka wciąż mi pisze listy, że chce tu wrócić!
Aurorzy ze Szkocji też piszą, że ona nie stanowi zagrożenia i że może czas dać
jej szansę. Kurwa, sam Draco Malfoy wysyła mi sowy z żądaniami aby Narcyza Malfoy mogła wrócić do Londynu. Głupi
gówniarz!
Potter parsknął śmiechem. Tylko Draco Malfoy mógł mieć
tyle tupetu by zamęczać Szefa Biura Aurorów nieustannymi listami a w nich
wypisywać swoje żądania.
- Dlaczego nie pozwolisz jej po prostu wrócić? Wszyscy
znamy jej stan, nie jest niebezpieczna. Możemy sprawować nad nią nadzór tutaj.
- Nie ufam mu, Potter. – James przeniósł spojrzenie na
blat biurka. –Nigdy nie uwierzę, że chłopak, który darzył taką nienawiścią cały
świat z dnia na dzień zmienił się w kogoś, kto nam nie zagraża. Nie jestem na
tyle naiwny by sądzić, aby ktoś z jego uprzedzeniami tak nagle zrezygnował z
dręczenia osób urodzonych w rodzinach nie magicznych. I boję się tego, co może
zrobić, gdy będzie miał przy sobie Narcyzę a za dwa lata Lucjusza. Nie wiem, co
musiałby zrobić, aby mi udowodnić, że naprawdę
się zmienił.
- Pogadam z nim. Jutro powiem ci, co sądzę i czy da się
coś zrobić.
Potter
wyszedł z gabinetu a James uśmiechnął się. Wychował sobie wspaniałego następcę.
- Wprowadź – mruknął cicho i przymknął oczy. To tyle z
jego godziny poświęconej na odpoczynek. O dziewiętnastej chciał się wziąć za
pracę. – Potter, czym mogę służyć?
Wstał
i zlustrował spojrzeniem niegdyś swojego wroga. Wybraniec nie zmienił się za
wiele – przybrał trochę mięśni jednak wciąż był szczupły i drobny. Włosy
sterczały mu we wszystkie strony a zielone oczy spoglądały na niego zagadkowo.
Harry
milczał przez chwilę i lustrował pana domu oraz pomieszczenie. Biblioteka była
spora, ciepła i przytulna. Przez okno można było dostrzec powoli zbliżające się
ku zachodowi słońce. Promienie padały na Malfoya, sprawiając że jego włosy
zdawały się być białe. Blada cera i jasne tęczówki w połączeniu z czarną
koszulą i czarnymi spodniami powodowały, że nawet Harry pomyślał, że blondyn
wygląda jak upadły anioł. Zielonooki uśmiechnął się krzywo na takie porównanie.
- Musimy porozmawiać.
- Usiądź. Kawy, herbaty? – Niczym idealny pan domu Draco
wskazał aurorowi miejsce w fotelu i przywołał skrzata.
- Kawy. Z mlekiem. Obawiam się, że to zajmie trochę
czasu.
Draco
obserwował spokojnie jak Potter zastanawia się, jak ująć w słowa sprawę, z
którą do niego przyszedł. Zastanawiał się, ile mu to zajmie. Kultura osobista
nie pozwoliła mu na pospieszenie gościa jednak nie mógł powstrzymać się przed
zerknięciem nad zegarek.
- Wiem, że twoja matka chce wrócić. I że ty chcesz, aby
wróciła. To jednak nie jest takie proste i…
- Nie jest proste? – syknął Draco. W sekundzie
zreflektował się. – Mogę znać powód? Z raportów jasno wynika, że ona nie
stanowi żadnego zagrożenia. Nigdy go nie stanowiła.
- Ma Mroczy Znak na ramieniu – warknął Harry. Wiedział,
że będzie ciężko. Narcyza Malfoy nie siedziała w Azkabanie dzięki niemu, jednak
Potter wciąż pamiętał, że kobieta uratowała mu życie. Chciał się odwdzięczyć,
bardziej niż wstawiennictwem w sądzie i prośbą by nie skazywali jej na Azkaban,
nie miał jednak dużego pola do popisu. Wbrew wszystkiemu, ważne osoby wciąż
pamiętały kim kiedyś byli Malfoyowie. – Problem nie polega tylko w niej. Ty też
nadal nie masz zaufania ludzi. Co z tego, że teraz każdy cię szanuje. Twoja matka wróci, Lucjusz
opuści Azkaban… Będziecie znów razem a ludzie będą się was bać. I będzie to
naturalna reakcja.
Mięśnie
Draco napięły się. Potter miał rację, co tylko pogorszyło jego samopoczucie.
- Czyli mam sobie darować. Nigdy więcej nie ujrzę matki
i, jak mniemam, po wyjściu Lucjusza z Azkabanu i tak nie będę mógł się z nim
skontaktować. Nad tym nie rozpaczam, nigdy nie był idealnym ojcem. Jednak
matka… Masz mózg, Potter. Masz oczy. Masz instynkt. Wiesz, że ona nie jest zła.
- To nie jest moja decyzja. Chociaż…
- Chociaż? – Malfoy wyprostował się.
- McAvis powiedział, że musiałbyś mu udowodnić, że się
naprawdę zmieniłeś. Och, spokojnie – żachnął się Harry, widząc jak blondyn
unosi brew i otwiera usta. – Wie, że nikogo nie zabijesz, nie mamy zamiaru cię
obserwować dzień i noc. Jemu chodzi o nastawienie do ludzi i świata. Że już nie
ziejesz nienawiścią jak smok ogniem. I że nie masz nic przeciwko mugolom i
dzieciom urodzonym w mugolskich rodzinach.
- Jak mam to niby udowodnić? Kurwa, Potter, dobrze wiesz,
że nie da się tego udowodnić, bo słowa nic nie znaczą, nigdy nie znaczyły! –
Malfoy podniósł się i podszedł do okna. Harry wstał i ruszył w stronę drzwi.
- Nie wiem, jak masz to udowodnić. Chyba byś musiał wziąć
ślub z mugolakiem, a i tak nie wiem czy by to wystarczyło. – Przy samym wyjściu
Harry po raz ostatni odwrócił głowę i spojrzał na byłego Ślizgona. – A słowa
ranią. Zostają po nich czasem brzydkie blizny.
Zdążył
złapać zszokowane spojrzenie Malfoya i wyszedł.
W głowie blondyna pojawiły się wspomnienia, które szybko
od siebie odegnał. Spojrzał na swoje lewe przedramię myśląc o szczęściu, jakie
go spotkało, że Czarny Pan nie zdążył go oznaczyć. Zaraz jednak przypomniało mu
się, że w miejscu, w którym on powinien mieć Mroczny Znak, Hermiona Granger ma
bliznę.
Brzydką,
z tego co się dowiedział.
Był
ciepły niedzielny wieczór i Hermiona skończyła właśnie wybierać kostium na
kolejny dzień w pracy, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Święcie przekonana, że
to Parvati wpadła do niej bez zapowiedzi zeszła do przedpokoju i już w drodze
machnęła różdżką, by drzwi się otworzyły. Sama od razu udała się do kuchni aby
wstawić wodę na herbatę.
- Tym razem zielona czy zwykła? – zawołała, sięgając po
kubki.
- Poproszę czarną.
Huknęło,
gdy jeden z kubków wypadł jej z dłoni i upadł na blat. Na szczęście, nie stłukł
się. Hermiona powoli odwróciła się w stronę gościa i zacisnęła usta.
- Dobry wieczór, Granger.
- Malfoy. Musisz wybaczyć, sądziłam że to Parvati.
- Oczywiście.
- Zechcesz usiąść?
Malfoy ściągnął marynarkę i zasiadł na krześle przy
kuchennej wyspie. Miał ochotę warczeć ze złości. Drażnił go ugrzeczniony ton
zarówno jego jak i dziewczyny. Przede wszystkim jednak chciał jak najszybciej
wyjść i zapomnieć, że w ogóle miał zamiar prosić ją o pomoc.
Prosić?
Na Merlina, nie będzie nawet prosił. Nie wiedział z czym było mu gorzej – z
tym, że za moment zaszantażuje Granger czy z tym, że sam z siebie wolał ją prosić o pomoc.
- Mam dla ciebie … propozycję. – Nie do odrzucenia, pomyślał gorzko i spojrzał w oczy pani domu.
Poczekał aż postawi przed nim kubek z herbatą i zasiądzie po drugiej stronie
wyspy. Jej wzrok wyrażał uprzejme zainteresowanie. – Mam coś, co jest dla
ciebie niezwykle istotne. Ty za to możesz zrobić coś, co pomoże mi w niezwykle
istotnej sprawie dla mnie.
- Wyrażaj się jaśniej – powiedziała stanowczo a on uniósł
brwi.
- Jak wolisz. Muszę ocieplić swój wizerunek. Ludzie muszą
zrozumieć, że nie mam żadnych uprzedzeń.
- Co ja mam do tego? – zapytała i zerknęła przelotnie na
zegarek. W ułamku sekundy jej oczy powróciły do niego.
- Ty odgrywasz tu kluczową rolę. Wyjdź za mnie.
W
momencie Malfoy zeskoczył ze swojego miejsca by znaleźć się przy Hermionie,
która zastygła w zdumieniu. Wyciągnął z kieszeni spodni pudełeczko i otworzył
je, ukazując delikatny pierścionek.
- Ty… Ty kpisz, Malfoy? – zapytała cicho.
- Nie. Wyjdź za mnie, Hermiono Granger, a dam ci adres
twoich rodziców.
Przez moment brunetka wpatrywała się w niego bez słowa.
Sekundę później jej ręka wystrzeliła w górę. Kubek przewrócił się, zalewając
blat wyspy herbatą i spadł na ziemię roztrzaskując się na małe kawałeczki.
Natomiast Draco Malfoy po raz drugi w swoim dwudziestosześcioletnim życiu
dostał w twarz. Odruchowo przyłożył rękę do piekącego policzka.
- Ty sukinsynu – wysyczała Hermiona i odsunęła się na
bezpieczną odległość. Bała się, że może zrobić Malfoyowi krzywdę. – Ty chory
szczurze, ty szumowino…
- Milcz. – Chłodnym głosem przerwał jej. – Opanuj się.
Nigdy nie sądziłem, że uderzysz człowieka, który odnalazł ci rodziców, Granger.
- Odnalazł tylko po to, by mnie tym szantażować. Jak
śmiesz?! Gdybyś miał choć odrobinę honoru dałbyś mi ten adres tak po prostu,
zwyczajnie! Zamiast tego zachowałeś się jak śmieć i wolałeś mnie szantażować.
Adres moich rodziców za twoją reputację?
Jej już nic nie uratuje. Czego byś nie zrobił i tak jesteś na straconej
pozycji. Nie masz w sobie za grosz ludzkich uczuć. Wynoś się z mojego domu.
- Sądziłem, że zależy ci na rodzinie, najwidoczniej się
myliłem – prychnął, wkładając marynarkę.
- Zależy – odparowała gniewnie Hermiona. – Właśnie
dlatego, że mi zależy, aurorzy szukają ich od momentu zakończenia wojny. Nie
wiem jak ich odnalazłeś i chyba nawet nie chcę wiedzieć. Harry zjawi się jutro
w twojej firmie i będziesz zmuszony podać mu adres. A teraz wyjdź.
Gdy
miał zamykać za sobą drzwi, usłyszał głos Granger:
- I wiesz, może i bym ci pomogła z twoją reputacją.
Gdybyś tylko o to poprosił, w godny dżentelmena sposób.
Drzwi
zamknęły się za nim. Miał ochotę jednocześnie roześmiać się i kogoś uderzyć .
Skierował swoje kroki w stronę centrum miasta, nie mając ochoty na
teleportację. Potrzebował drinka, może nawet paru.
Wszystko
spieprzył.
Malfoy
nie był głupi. Głupio się zachował, fakt, jednak głupi nie był. W trakcie
drugiego drinka zrozumiał, że Hermiona Granger nie była już tą samą dziewczynką,
którą była w szkole. Nie będzie wiecznie składała z siebie ofiary. Z jednej
strony – szkoda. Przez to będzie musiał włożyć w swój plan więcej wysiłku.
Jednak, patrząc na to inaczej… Taka zadziorna była o wiele ciekawsza.
Od
dawna nie miał kochanki. Od paru miesięcy z nikim się nie spotykał, zajęty
pracą. Taka Granger mogła być całkiem miłą odmianą.
Pry
czwartym drinku dotarło do niego, że dziewczyna bardzo wysoko ceni sobie
kulturę. Skoro tak, niech będzie. Na początku może poudawać idealnego, kulturalnego
księcia na białym koniu, co mu szkodzi.
Piąty
drink uświadomił mu, że Granger tak właściwie stała się cholernie pociągająca.
Miała fajne cycki, może odrobinę małe, ale fajne. Ładny tyłek, zgrabne nogi,
długą szyję. Wyobrażał sobie, jaka może być podczas stosunku.
Przy
siódmym drinku bardzo kręciło mu się w głowie i zaczął zbierać się do domu.
Postanowił uwieść Granger, dzięki czemu sprowadzi matkę do domu. Przy okazji
będzie miał trochę rozrywki i – po długich rozmyślaniach był tego pewien – fajny
seks.
Ósmy drink był jego ostatnim
drinkiem. Chłodne powietrze orzeźwiło go a nogi poprowadziły w stronę ulicy, na
której znajdował się jego dom.
- Picie samemu nie zawsze jest złe – mruknął do siebie. –
Można pomyśleć, a po paru to nawet i takie głupoty stają się całkiem… znośne.
Jutro podjadę do Ministerstwa, dam jej ten pieprzony adres. Za trzy dni
zaproszę na kawę. Będzie okej.
Następnego
dnia był w Ministerstwie.
Wybiła
godzina dziesiąta, gdy drzwi do gabinetu Hermiony Granger huknęły o ścianę a
próg, jak gdyby nigdy nic, przekroczył Draco Malfoy.
- Miałaś rację, Granger. Wybacz mi. – Rzucił na jej
biurko świstek papieru i skierował swoje kroki do wyjścia.
- Malfoy.
Odwrócił się, mierząc ją obojętnym spojrzeniem.
- Naprawdę sądziłeś, że przekonasz mnie do małżeństwa za
nazwę ulicy i numer domu? Wiesz ile jest takich ulic i takich numerów na
świecie? Tysiące! Idiota. – Mimo tych słów panna Granger zacisnęła dłoń na
kawałku papieru.
- Póki co mam tyle. To i tak więcej niż aurorzy. Z tego
co wiem, ostatnią wiadomość o twoich rodzicach mają sprzed trzech lat. Odrobina
czasu i miałbym więcej, jestem tego pewien. Wybacz mi raz jeszcze wczorajszy
wieczór, zachowałem się niewybaczalnie.
Wyszedł
z jej gabinetu, pozostawiając byłą Gryfonkę samą z myślami.
- On, tak po prostu, oddał mi ten adres, rozumiesz? –
Hermiona spojrzała na Parvati ze zwątpieniem.
- Och, daj spokój… Słyszałam, że on naprawdę się zmienił.
– Parvati uśmiechnęła się. – Zamiast szukać podstępu lepiej się ciesz. Możesz
też, zamiast nazywać go idiotą, podziękować mu, kiedy go spotkasz.
- Kiedy go spotkam? – prychnęła brunetka. – Nie widziałam
go od zakończenia wojny. No, może ze trzy razy w Ministerstwie, jak coś
załatwiał. A on po dziewięciu latach staje w moich drzwiach i mi się oświadcza,
co za…
- Ja tam zazdroszczę.
- SŁUCHAM?
- Zazdroszczę – powtórzyła spokojnie Parvati. – Jest
pewny siebie i stanowczy. Do tego, jak widać, potrafi myśleć. Zrozumiał błąd,
co więcej, umiał przyznać się do winy i przeprosić. Nie wyzywaj go. Może on też
ma nóż na gardle?
Hermiona
zamyśliła się. Słowa Parvati były szczere i dawały do myślenia.
- Wyślę mu sowę z podziękowaniem.
Malfoy,
wybacz mi ostre słowa, wciąż byłam
zdenerwowana. Nie powinnam była Cię tak potraktować, tym bardziej, że przyszedłeś
z pomocą. Zachowałam się jak dziecko, czego się wstydzę.
Dziękuję,
- Hermiona Granger
To
były chyba najbardziej oficjalne i zimne przeprosiny jakie kiedykolwiek dostał.
Co prawda, nikt go zbyt często nie przepraszał, jednak ton listu sprawiły, że z
sykiem wciągnął powietrze.
Wyszedł z biura i puknął w drzwi do pokoju Notta.
- Wychodzę dziś wcześniej. Wszystko okej?
- Lepiej niż kiedykolwiek, szczerze mówiąc – odparł Nott
z lekkim uśmiechem. – Odkąd skończyliśmy pracę nad eliksirem na przeziębienie
mamy tysiące zamówień. Zabini klnie po nocach przez ilość papierowej roboty,
mimo że sam się pchał w dział sprzedaży. Co do prac nad wilkołactwem… - Teodor
zaczął szukać odpowiedniej teczki. – Nie jest idealnie. Lepiej, dużo lepiej,
ale nie idealnie. Nasze eliksiry mają już lepsze działanie niż eliksir tojadowy
jednak to wciąż nie jest to, co chcemy uzyskać.
- Musimy coś znaleźć, wiesz o tym?
- Wiem.
Draco uśmiechnął się do Notta, który wrócił z powrotem do
swoich notatek. Teodor był pewnego rodzaju naukowcem. Nie siedział co prawda w
laboratorium, jednak najwięcej zależało od niego. On rozpisywał wszystkie dawki
i składniki jakie należy łączyć. Nigdy jednak nie robił tego sam. Nott pisał,
laboranci testowali i wysyłali mu wyniki. To mu starczało. Draconowi też.
Teodor był dla niego na wagę złota.
Spod biura teleportował się w alejkę przed wejściem do
Ministerstwa. Stamtąd droga do biura Granger zajęła mu prawie dziesięć minut.
Nim cholerna budka telefoniczna przeniosła go do wnętrza budynku zdążył
wymyślić trzy wersje wyrwania Granger na kawę. W drodze i w windzie pare osób
zdążyło go zaczepić i pogratulować eliksiru na przeziębienie. Wyparł z rynku
eliksir pieprzowy, głównie dlatego, że po wypiciu nie sprawiał, że choremu
leciała para z uszu.
Wszedł
w alejkę, w które znajdowało się Biuro Przestrzegania Praw Czarodziejów i
zatrzymał się pod drzwiami z tabliczką
Hermiona Granger
Dział pomocy rodzinnej
Na
jego ustach pokazał się uśmiech. Nie zwrócił ostatnio uwagi jakimi sprawami
zajmuje się Granger, jednak teraz zrozumiał, że nie zmieniła się aż tak. Jego
sprawa nabierała jaśniejszych barw.
Zapukał
i wszedł do przedpokoju gdzie blond włosa asystentka zmierzyła go obojętnym
spojrzeniem i wstała.
- Nazwisko?
- Malfoy – odpowiedział, taksując ją wzrokiem. Nie była
tak szczupła jak Granger, jednak jej biust był… Och, Merlinie.
Kobieta,
jak gdyby nic podeszła do drzwi gabinetu Granger i otworzyła je, zachęcająco
machając ręką na Malfoya.
- Hermiona wyszła. Będzie za jakieś trzy minuty, proszę tu
poczekać. Kawy?
- Czarnej… Nie. Nie, dziękuję. – Uśmiechnął się uprzejmie
i usiadł na kanapie w gabinecie. Nie należała do najwygodniejszych, jednak nie
chciał siedzieć plecami do wejścia jak typowy klient prawniczki. Z
zaciekawieniem rozglądał się po gabinecie, szukając czegoś, co powie mu nieco
więcej o pannie Granger.
Dwie
i pół minuty później Hermiona wpadła do gabinetu, chwiejąc się na nogach.
- Przeklęta Lisa, asystentka od siedmiu boleśni, nic
tylko wychodzi na kawę i nigdy jej nie ma jak jest potrzebna… - sapała ze
złością kobieta. Draco przychylił głowę wpatrując się uważnie w długie nogi
Granger. Jej szpilki były nieprzyzwoicie wysokie a ołówkowa, szara spódnica
sięgająca przed kolano opinała się zachęcająco na pośladkach prawniczki. Malfoy
poczuł, że robi mu się nieco gorąco.
Odchrząknął
lekko, powodując tym samym że dokumenty wymknęły się z rąk Hermiony i
wylądowały na dużym, szerokim biurku.
Takie biurko to
masa możliwości…- pomyślał, jednak w momencie opanował się.
- Czy ty musisz mnie tak straszyć, Malfoy? – warknęła
wściekle Hermiona. – Czego chcesz?
- Wybacz, Granger – uśmiechnął się leniwie i wstał.
Powolnym krokiem podszedł do biurka, wpatrując się cały czas w brunetkę. –
Chciałem tylko zaprosić cię na kawę.
- Lisa ci nie zaproponowała?
- Zaproponowała. Myślałem jednak o wyjściu.
- Nie mam czasu. Muszę to poskładać do kupy. – Wraz z
tymi słowami Granger zatoczyła koło nad masą notatek. – Może, gdybym miała
kogoś kto mi z tym pomoże, to bym dała radę. Teraz jednak muszę się tym zająć,
a na Lisę mogę liczyć tylko w temacie kawy i mojego kalendarza.
- Pomogę ci.
Hermiona
spojrzała z zaskoczeniem na Malfoya.
- To miłe, jednak nie możesz. To są osobiste dane moich
klientów.
Draco roześmiał się:
- A już myślałem, że studia prawnicze na coś mi się
przydadzą. No cóż, najwidoczniej były kompletnie niepotrzebne.
- Jesteś z wykształcenia prawnikiem? – zapytała zdumiona
Granger i aż usiadła w fotelu.
- Zabawne, prawda? – mruknął, siadając na krześle dla
klientów. Skrzywił się; ono również było niewygodne. – Skończyłem studia
prawnicze i otworzyłem firmę. W sumie dzięki nim nie upadła na początku, gdy
każdy próbował mnie okraść w każdy możliwy sposób. Skoro nie wyjdziesz na kawę,
czy możemy wypić ją tutaj?
- Nie rozumiem, po co…
- Och, nie wiedziałam że już jesteś! – Lisa zajrzała do
gabinetu. – Masz gościa.
- Widzę, Liso. Dziękuję. – Hermiona przymknęła oczy,
odrobinę załamana zachowaniem swojej asystentki. Taką jednak przydzielił jej
szef, a ona nie miała siły na kłótnie. – Podasz nam kawę? Dla mnie latte, dla
pana Malfoya…
- Czarną – dokończyła Lisa i nie czekając na odpowiedź
zamknęła za sobą drzwi. Prawniczka postanowiła tego nie komentować, a Draco
uśmiechnął się pod nosem.
- Dawno przyszedłeś?
- Może trzy minuty przed tobą.
- Mogłeś wysłać sowę lub zafiukać, jeśli chciałeś się
spotkać.
- Granger… - Jego pobłażliwy ton sprawił, że oderwała
wzrok od papierów i utkwiła w nim spojrzenie. Po dwóch sekundach przygryzła
dolną wargę. Malfoy uśmiechał się leniwie. Rękawy od białej koszuli podwinął do
łokci i palcami prawej dłoni uderzał niemal bezgłośnie o podłokietnik krzesła.
Przedramiona miał umięśnione, a koszula leżała na nim niczym druga skóra.
Wydawał się być tak swobodny w swoim ciele, a przy tym męski, pewny siebie i
pociągający. I patrzył na nią tak długo, tak mocno i tak gorąco, że jej oddech
przyspieszył odrobinę. – Granger, wyobraź sobie, że myślałem o tym, ale
doszedłem do wniosku, że tak szybciej wszystko załatwię. Przychodzę z prośbą.
- Tak? – zapytała ze znużeniem Hermiona i obserwowała jak
mężczyzna zmienia pozycję. Teraz podpierał brodę o dłoń, jednocześnie muskając
kciukiem swoją dobrą wargę.
- Chodzi mi o małą pomoc prawną. Zajmujesz się sprawami
rodzinnymi, więc doradź mi… Jak mogę sprowadzić matkę do Londynu?
- Nie mam pojęcia. Nie mam dostępu do akt, nie wiem akie
są postanowienia, nie znam sprawy.
- Zgodziłabyś się mnie reprezentować? – Zamilkł na moment
obserwując czujnie jej reakcję. Widział, że nie może oderwać od niego wzroku.
Działał na nią i cieszyło go to, jednak sama atrakcyjność nie wystarczy. Musi
spędzić z nią więcej czasu. – Miałabyś
dostęp do akt sprawy. Podczas obiadu bądź kolacji przedstawił bym ci wszystko i
powiedział cokolwiek zechciałabyś wiedzieć.
Chciała
się nad tym zastanowić, jednak jeszcze jeden rzut oka na Malfoya wystarczył, by
wiedziała jaka będzie jej decyzja.
- Wybacz. Nie mogę. Dam ci namiary na świetnego prawnika.
Zatkało
go.
Cholera, słucham?! Rzadko mu ktokolwiek odmawiał, jeszcze
rzadziej robiły to kobiety. Granger natomiast zrobiła to już dwa razy. Trzy,
jeśli wziąć pod uwagę próbę zaproszenia jej na kawę.
- Oczywiście. Tylko, proszę. Niech będzie dobry.
- Będzie.
Poczekał
aż znajdzie i zapisze mu adres do jakiegoś prawnika i wstał od razu po
otrzymaniu od niej kartki ze wszystkimi danymi. Chciał wyjść jak najszybciej,
jednak zadzwonił jego magofon. Planował odrzucić połączenie, jednak widząc
numer na wyświetlaczu w jego głowie skrystalizował się nowy plan.
- Malfoy – rzucił do słuchawki. Po niecałej minucie
monologu odparł tylko – Dzięki.
Hermiona patrzyła na niego uważnie.
- Będę się zbierał, dzięki Granger. – Był przy drzwiach i
trzymając rękę na klamce, rzucił przez ramię. – Mój detektyw jest na tropie. Za
dwa dni powinienem wiedzieć więcej.
- Odnośnie? – zapytała cicho. Nie mogła i nie chciała
nawet myśleć, że może, że jakimś cudem, Malfoy szuka jej rodziców.
- Odnośnie państwa Grangerów. Chociaż nie, teraz mają
inaczej na nazwisko. To nieistotne.
- Masz prywatnego detektywa? – zapytała Granger, nie
wiedząc co innego powiedzieć. Poczuła się… wzruszona na samą myśl, że ktoś
naprawdę szuka jej rodziców.
- Mam. Powiem ci, że nawet go lubię.
- Dasz… Dasz mi namiary? – poprosiła.
- Po co – zdziwił się. – Wystarczy, że ja go mam na
szybkim wybieraniu. Lecę, trzymaj się Granger i miłej pracy.
Zdążył
jeszcze puścić jej oczko i zniknął. Hermiona siedziała, patrząc w szoku na
pustą przestrzeń, którą po sobie zostawił. Wyszło na to, że Draco Malfoy
odnajdzie jej rodziców.
I… czy jej się zdawało, czy Malfoy puścił jej oczko?!
Na
Merlina, mieli po dwadzieścia sześć lat! Puszczanie oczka? To było tak
dziecinne… Tak… Tak niepotrzebne! Tak bardzo głupie i bez sensu!
Jednocześnie
sprawiło, że panna Granger do końca dnia nie mogła się skupić.
Hermiona
nie płakała pod prysznicem, gdy wróciła do domu. Również zasnęła bez problemu.
Po
upływie trzech dni Draco Malfoy dalej się nie odezwał. Hermiona nie potrafiła
znaleźć sobie miejsca i nerwowo podskakiwała na każdą wiadomość i każde
fiuknięcie jakie dostawała. Jej magofon leżał schowany w szufladzie biurka, bo
powoli dostawała obsesji i sprawdzała co minutę, czy może Malfoy nie napisał.
Co prawda, nie posiadał jej numeru, ale była pewna, że to nie był dla niego
zbyt wielki problem.
Pod
koniec czwartego dnia nie wytrzymała. Równo o szesnastej wyszła z biura,
odprowadzana zdumionym wzrokiem Lisy. W ciemnej alejce przed ministerstwem
teleportowała się pod adres firmy Malfoya. Weszła do środka, czując jakby
stawała się mniejsza z każdym krokiem. Budynek był spory, utrzymany w bieli i
szarości. Wszystko tam zdawało się krzyczeć, że jest nowoczesne, modne i
drogie.
Zobaczyła
w holu recepcjonistkę i podeszła bliżej.
- Dzień dobry, jest może pan Malfoy?
- Drugie piętro. Radzę się pospieszyć, za dziesięć minut
ma spotkanie. Jeśli będzie miał humor to może panią przyjmie, pani…
- Granger. Dziękuję.
Hermiona pognała do windy odprowadzana zirytowanym
wzrokiem recepcjonistki. Kobieta sięgnęła po maleńką karteczkę, napisała imię i
nazwisko gościa i podrzuciła ją w powietrze. Kartka zniknęła, by w tej samej
sekundzie zmaterializować się na biurku Malfoya.
Blondyn
odczytał ją i uśmiechnął się zwycięsko.
- Co jest? – Zabini popatrzył uważnie na przyjaciela.
- Będę miał gościa, musisz wyjść.
- Chyba żartujesz! – sapnął ze złością. – Za dziesięć
minut spotkanie z Curtisem a ty…
- Blaise. Ja i tak bym tam był tylko reprezentacyjnie.
Jesteś najlepszy jeśli idzie o sprzedaż, dasz radę. A teraz wybacz…
- Kurwa, Malfoy – warknął wściekle Zabini. – Pragnę ci
tylko przypomnieć, że to TWOJA firma.
Wyszedł,
wściekle trzaskając drzwiami. Wiedział, że da radę, sprzedaż się powiedzie,
jednak… Z Malfoyem byłoby łatwiej. Pokazałby, że jak na dyrektora przystało,
dba o losy swojej firmy.
W tym momencie minęła go drobna kobieta. Blaise miał
wrażenie, że skądś ją znał, więc przystanął, obserwując gdzie ona się uda. Przy
okazji otaksował ją dokładnie wzrokiem i stwierdził, że jest… cóż, całkiem
niezła. Poczuł, że opada mu szczęka, gdy kobieta chciała bez pukania wejść do
gabinetu Malfoya lecz drzwi uchyliły się w tej samej chwili i wpadła ona na
blondyna. Zabini obserwował tak długo, jak tylko się dało, jak ramiona
przyjaciela wciągają brązowowłosą do środka i następnie zamykają drzwi.
Zazgrzytał
zębami, gdy zdał sobie sprawę, że jego kumpel będzie się zabawiał, gdy on
będzie przekonywał jednego z większych dupków branży farmaceutycznej, że ich
eliksiry są najlepsze. Tylko skąd, cholera, on kojarzył tę kobietę…
W
połowie spotkania Blaise’a olśniło.
- Granger! – Rzucił głośno. Od razu poczuł jak jego umysł
staje się lżejszy.
- Curtis – poprawił go wściekle niski mężczyzna, a Zabini
odkaszlnął.
- Proszę wybaczyć.
- Co cię do mnie sprowadza? – zapytał Draco wskazując
miejsce Hermionie i siadając za biurkiem. Poprawił marynarkę i przyjrzał się
brunetce. Musiała się spieszyć po drodze, bo parę kosmyków wydostało się z
ciasnego koka. Jej policzki były zaróżowione a usta zachęcająco rozchylone.
Koszula była rozpięta o guzik więcej niż gdy ostatnio ją widział i Draco musiał
zacisnąć zęby, by zerknąć na biust kobiety tylko przelotem. Nie chciał po raz
kolejny zarobić w twarz.
- Wiem, że masz spotkanie, więc będę się streszczać.
Chciałam tylko…
- Spokojnie, Zabini jest na spotkaniu. Możesz mówić
spokojnie.
- Ekhm… Chciałam… Chciałam tylko dopytać, czy coś
wiadomo.
Draco
przygryzł prawy policzek aby powstrzymać uśmiech. Wiedział, że prędzej czy
później przyjdzie do niego po informacje.
- Herbaty? – zapytał i, nie czekając na odpowiedź,
przywołał swój zestaw do herbaty i rozlał do dwóch filiżanek. – Co do twoich
rodziców… Są sprytni. Nie robią tego celowo, ale nie da się ich namierzyć. Dwa
razy dostałem wiadomość, że już prawie po czym kończyłem z niczym. Wszystko
trwa, droga Hermiono.
Hermiona napiła się powoli herbaty. Była wyśmienita i
Granger aż przymknęła oczy z zachwytu.
- Uroczo tak wyglądasz. Nadal masz czerwone policzki,
podejrzewam że z pośpiechu. Do tego mrużysz oczy, niczym kot, kiedy coś ci
odpowiada. Wnioskuję, że herbata smakuje.
Zakrztusiła
się lekko.
- Tak, dziękuję. Za… wszystko. Herbatę również. Będę
szła.
- Ależ zostań – powiedział z uśmieszkiem. – Jeszcze
pomyślę, że przyszłaś tu tylko żeby zapytać o rodziców i jesteś gotowa w
popłochu uciekać.
- Ja... nie. Skąd.
Na
Merlina, tak łatwo było nią kierować! Wystarczyło dać jej do zrozumienia, że
jej zachowanie może zostać odebrane jako niekulturalne i potulniała. Gdzie się
podziała Granger, która strzeliła go w twarz tak mocno, że aż widział gwiazdy?
- Co u ciebie? – zapytał uprzejmie, bawiąc się jej –
coraz bardziej widocznym – zażenowaniem.
- W porządku. U ciebie? – zapytała grzecznie, uśmiechając
się niezręcznie. Czuła się jednak beznadziejnie. Malfoy sam z siebie zajął się
sprawą jej rodziców, mimo że wcześniej go wyzywała, uderzyła i traktowała z
takim chłodem. Blondyn rozłożył ręce.
- Praca, praca, praca. Jestem… znużony. Marzę o wyrwaniu
się stąd chociaż na moment, jednak nawet nie mam jak. Nie będę kręcił się sam,
jak ostatni wariat, po mieście.
- Jestem pewna, że masz wiele… znajomych, które chętnie
gdzieś z tobą pójdą – mruknęła, nieco złośliwie Hermiona. Miała ochotę zawyć;
co się z nią działo? Nigdy nie była złośliwa sama z siebie i nigdy nikomu nie
zaczynała dokuczać. Jednak napięcie panujące w gabinecie Malfoya przytłaczało
ją, a jego wzrok, który wydawał się być taki… głodny… nie oderwał się nawet na moment od niej.
- To już nie te czasy – parsknął i zmrużył oczy.
Rumieniec na policzkach Granger powiększył się i zaczął obejmować jej szyję.
Chyba zdała sobie sprawę, że była bezczelna. I dobrze. Draco cieszył się, że
miała tego świadomość. On był ugrzeczniony jak nigdy i tak kulturalny, że
chciał sobie odgryźć język a ona tak po prostu…
Mimo
poirytowania po jego twarzy nie przemknął nawet cień i Hermiona rozluźniła się
nieco. W gabinecie jednak panowała cisza, jakby startowali w zawodach, kto
dłużej wytrwa w niezręcznym milczeniu. Draco obserwował, jak Granger –
najprawdopodobniej szukając czegoś, co zajmie jej ręce – sięga po filiżankę.
Wpatrywał się w skupieniu w jej usta. Miał pełną świadomość, że jego spojrzenie
rozprasza ją, jednak jego rozpraszały jej usta. Były różowe i tak… delikatne.
Miał niesamowitą ochotę, aby ich dotknąć jednak musiał zadowolić się
patrzeniem. Póki co.
Jego spojrzenie na tyle wytrącało Hermionę z równowagi,
że parę kropel wylało jej się na piersi. Draco zacisnął zęby i patrzył jak
jedna maleńka kropelka ścieka w głąb dekoltu Granger i znika między piersiami.
Na szczęście nie widziała już jego spojrzenia, zajęta wycieraniem koszuli.
Zerwała się z miejsca i próbowała wyciągniętą z torebki chusteczką zetrzeć
plamy, dobrze wiedząc, że nic to nie da.
Draco
podniósł się z fotela i niczym w transie podszedł do niej, wyciągając jej
chusteczkę z rąk. Utkwił spojrzenie w dekolcie i delikatnie przyłożył chustkę w
miejscu, w którym widział ślady po herbacie. Powoli zjechał dłonią niżej,
wycierając mokry szlak jednak spojrzenie uniósł i utkwił wzrok w rozszerzonych
ze zdumienia oczach Hermiony. Czując się zahipnotyzowana jego spojrzeniem
przysunęła się bliżej. Ich ciała prawie się stykały, dzieliło ich kilka cali.
Blondyn przestał wycierać jej dekolt i upuścił chusteczkę na ziemię po czym
przeniósł dłoń na szyję byłej Gryfonki. Nie miał pojęcia dlaczego to zrobił,
gdyby go zapytała to zapewnie nie potrafił by się wytłumaczyć. Ona jednak nie
pytała, wpatrzona w jego oczy. Po chwili podniosła wzrok wyżej i utkwiła go we
włosach Malfoya.
Już
nie chodził po dziecinnemu ulizany. Jego włosy były gęste i było ich dużo.
Odmładzały go i aż prosiły się by zanurzyć w nich dłoń, choć na moment…
Wsunęła palce w blond kosmyki i nie myśląc, odrobinę za
nie pociągnęła. Draco wciągnął gwałtownie powietrze i pochylił się nad
prawniczą. Już miał ją całować, już prawie czuł jej usta na swoich… Jej oddech
łaskotał go po policzkach. Przechylił odrobinę głowę, zbliżając się do niej
powoli, coraz wolniej, aby przeciągnąć tę chwilę. Brakowało mu dosłownie
milimetra aby poznać jej smak…
Drzwi
otworzyły się gwałtownie.
- Aaiiiii, sorry, sorry!
- Nott – warknął wściekle Draco patrząc na, znów
zamknięte, drzwi za którymi zniknął współpracownik. Tymczasem Hermiona wyrwała
się szybko z jego rąk, złapała żakiet oraz torebkę i wybiegła z jego gabinetu z
prędkością patronusa.
Zjawił
się w jej gabinecie po weekendzie.
- Przepraszam – powiedział szczerym tonem, wręczając się
białą różę. Takie coś doradziła mu kwiaciarka, sugerując że biały jest kolorem
nadziei. Na twarzy Hermiony pokazało się uznanie. – Nie robię tego szczerze –
zastrzegł od razu, a ona zmarszczyła brwi. – Cholera, Granger. Musisz mieć
świadomość, jak bardzo pociągająca jesteś. Po dziewięciu latach rozmawiam z
tobą po raz… czwarty? A mimo to nie jestem w stanie oderwać wzroku od twoich
ust. Nie będę przepraszał za to, że jestem tylko mężczyzną. Przepraszam jednak
za to, co wydarzyło się u mnie w gabinecie. Nie powinienem był tak
wykorzystywać sytuacji. Nie obiecuję, że nigdy więcej tego nie zrobię, co nie
zmienia faktu, że jednak wyrażam skruchę. Jako prawniczka powinnaś to docenić.
Dodatkowo, przyznaję się do winy. Wobec tego…
- Dość. – Uniosła dłoń i popatrzyła na niego z
rozbawieniem. Wywołał na jej twarzy uśmiech w pół minuty. Był zabawny, gdy
mówił tak szybko, próbując przepraszać, jednak nie mając w tym żadnej wprawy.
Jego głos na zmianę był ostry i łagodny, a spojrzenie ciemniało gdy wracał
wspomnieniami do sytuacji z gabinetu. – Mogłam cię odepchnąć, a tego nie
zrobiłam. Nie wiem dlaczego. Nie ma sensu tego jednak rozpamiętywać i tyle.
Pokręcił głową z niedowierzeniem. Hermiona Granger była o
wiele ciekawsza niż początkowo mu się zdawało. Była też o wiele zabawniejsza i
piękniejsza niż sądził. Zaskoczyła go, mówiąc o swojej niby winie. Sądził, że
wywali go z gabinetu, tak się jednak nie stało.
- Zaraz pęknie mi głowa od tych papierów – mruknęła, by
przerwać ciszę.
- Chodź na spacer Granger.
- Spacer?
- Zrób sobie przerwę. Będzie ci się lepiej myślało. –
Popatrzył na nią wyczekująco, a gdy się podniosła zlustrował z uznaniem jej
kobiecy garnitur. – Ładnie. Tylko to coś, co nazywacie butami… Nie zabijesz się
po drodze?
- Moje szpilki? – zapytała ze zdumieniem, patrząc w dół
na czerwone buty. – Spokojnie. Umiem w nich chodzić.
Złapała
swoją torebkę i skierowała się w stronę drzwi, przy których czekał Malfoy.
- Chodź, Granger. Wezmę cię na lody. – Uśmiechnął się
złośliwie i zrobił unik przed jej ciosem.
- Jesteś niepoprawny.
- Co jest niepoprawnego w lodach? – zapytał niewinnie a
ona wywróciła oczami. Otworzył jej drzwi i po chwili wyszli z gabinetu
odprowadzani zdumionymi spojrzeniami pracowników ministerstwa.
Malfoy
położył się do swojego szerokiego i pustego łóżka. Liczył na to, że w miarę
szybko zaśnie. Właściwie, to jego plan uwiedzenia Granger wydawał się być
prostszy niż się spodziewał. Hermiona była pociągająca, inteligentna i wesoła.
Spędzanie czasu w jej towarzystwie nie było katorgą lecz przyjemnością i Draco
złapał się na tym, że zaczął wyszukiwać powody, dla których znów mógłby się z
nią spotkać. Jedynym, na razie, był jego
detektyw. Ten jednak, jak na złość, nie odzywał się.
Spotkali
się dopiero po dwóch tygodniach. Oczywiście, w gabinecie Granger.
- Zaczynam się obawiać, że szef mnie wyleje za to, że
znów tu siedzisz i to w sprawach prywatnych a nie zawodowych.
- Musimy porozmawiać.
Hermiona
zagryzła wargi. Widziała po jego minie, że nie jest dobrze.
- To nie jest rozmowa, którą możemy przeprowadzić tutaj.
Szczerze, mam dziwne wrażenie, że powinien być przy niej ktoś jeszcze, może
Parvati – rzucił, zaskakując ją, że zapamiętał że poza Ginny ma jeszcze jedną
przyjaciółkę. – Obawiam się, że możesz mieć potrzebę upicia się dziś wieczorem.
- Cóż, chwała Merlinowi, że jest piątek – odpowiedziała
spokojnie. Podziwiał jej spokój, chociaż wiedział, że w środku aż pali się z
ciekawości. Nie mógł jednak wszystkiego rzucić jej w twarz, musiał ją
przygotować.
- Spotkajmy się w Czarnym Koniu. O dwudziestej. Pasuje?
- Tak.
Przyszła
sama. Nie rozumiał tego i zdenerwował się. Wydawało mu się, że rozgryzł
Granger, jednak ona ciągle go zaskakiwała. A zdawała się być taka… normalna.
- Gdzie Parvati? – zapytał, gdy odsuwał jej krzesło.
- Nie mogła przyjść – warknęła Hermiona. Spojrzał na nią
ze zdumieniem, jednak zignorowała to.
Nie
wiedziała dlaczego na niego warczy. Cały dzień chodziła zdenerwowana tym, co
może jej powiedzieć, a gdy zapytał o Parvati poczuła jakby to, że coś wie o jej
rodzicach było tylko sposobem by spotkać się z jej przyjaciółką. Wiedziała, że
to głupie i nie ma żadnego sensu, jednak nie była w stanie nic na to poradzić.
Czuła się… zazdrosna? A przez to, że odczuwała zazdrość, czuła się jeszcze
bardziej wściekła.
- Zamówiłem ci whisky. – Zamilkł na chwilę, gdy ona
objęła szczupłymi palcami szklankę z bursztynowym płynem. Dotarło do niego, że
jej oczy mają podobny odcień. Wstrząsnął głową; to nie był moment na myślenie o
jej oczach. Napił się powoli, czując jak alkohol pali go w gardło. Dobrze,
niech pali. – Twoi rodzice… Mój znajomy ich odnalazł.
Hermiona poczuła nadzieję i wyprostowała się. Odnalazł
ich!
Tego właśnie bał się Malfoy. Bał się tej nadziei w jej
oczach, bał się przekazać jej resztę nowin.
- Żyją, to jest najistotniejsze. Jednak… Hermiono –
zawahał się, a w jego głosie zabrzmiało współczucie. – Rzuciłaś bardzo silne
zaklęcie. Możliwe, że skutki będą nieodwracalne.
- Niemożliwe – wyszeptała Hermiona. – Miałam wtedy
siedemnaście lat, byłam dzieciakiem. Dzieciaki nie mogą rzucić tak silnego
zaklęcia…
- Granger – westchnął Draco. – Nie wiem jak, ale tobie
się udało. Mój znajomy pracuje nad tym, by je ściągnąć nie robiąc im krzywdy.
Na początku chciał, abyś udała się do Australii i sama spróbowała, ale… Cóż. Po
pierwsze, możesz ich jeszcze bardziej uszkodzić, nieudana próba akurat z twojej
strony może pogłębić czar. Dodatkowo, raczej to nie jest dobry pomysł, byś ich
takimi widziała.
- Czy ten twój… znajomy… ściągnie z nich zaklęcie?
Draco zmarszczył brwi.
- Nie wiem. Nie będę cię okłamywał. Wiem za to, że zrobi
wszystko żeby mu się udało.
Siedzieli przez moment. Hermiona patrzyła tępo w blat
stolika a Draco obserwował ją.
- Miałeś rację, Malfoy. – Uniosła głowę, patrząc mu
smutno w oczy. – Chcę się upić. Zostań
ze mną.
Miał
w planach pracę. Chciał pomóc Teodorowi przejrzeć notatki o eliksirze na
wilkołactwo. Potem położyć się spać i wreszcie wyspać. Chciał spędzić wieczór w
domu. W firmie ostatnio było gorąco, miał wiele na głowie. Chciał odpocząć.
Spojrzał jej hardo w oczy, pragnąc przypomnieć, że przecież ostrzegał by wzięła
Parvati.
- Zostanę – wydarło się z jego ust i nawet on zdawał się
być zdziwiony. Chyba nie potrafił jednak zostawić Granger samej w momencie, w
którym wyglądała jakby zawalił jej się świat.
Wybiła
trzecia trzydzieści, gdy Malfoy wprowadził pijaną Granger do swojego domu.
- Dlaczego jesteśmy tuuu? – zapytała, marszcząc brwi. –
To nie jest mój dom, dlaczego to nie jest mój dom?
- Bo do ciebie było za daleko, ale żadne z nas nie jest w
stanie się teleportować. Zamilknij wreszcie. –Był zmęczony. W głowie mu się
kręciło, w uszach szumiało i naprawdę starał się pilnować. Co z tego, skoro
ciało pijanej Hermiony co chwilę ocierało się o niego. – Granger, błagam cię,
stój na nogach.
Hermiona próbowała stanąć prosto jednak nie mogła. Była
tak bardzo śpiąca… I wciąż było jej źle. Może nie tak jak jeszcze kilka godzin
temu, ale nadal źle. Zarzuciła drugą rękę na szyję blondyna i wtuliła się w
jego tors. Jęknął.
- Dość. – Wziął ją zdecydowanie na ręce, niczym pannę
młodą.
- Przeniesiesz mnie przez próg? – zapytała z filuternym
uśmieszkiem.
- Jesteśmy już w środku, minęliśmy próg. – Jakim cudem,
będąc tak pijanym, był w stanie próbować jej cokolwiek tłumaczyć?
Wniósł
ją na piętro, modląc się do Merlina by tylko się nie potknąć. Stanął przed
drzwiami do swojej sypialni naprzeciwko których były drzwi do pokoju
gościnnego.
- Tam możesz iść spać. Jest tam też łazienka. Rano będą
czekały na ciebie ubrania, skrzaty coś wymyślą. Kładź się spać, Granger.
Odsunęła się od niego i próbowała uśmiechnąć.
- Dzięki, Draco.
Zamknęła za sobą drzwi a on przez moment stał,
uśmiechając się jak głupi, tylko dlatego że po pijaku zwróciła się do niego po
imieniu. Wszedł powoli do swojej sypialni i od razu udał się do toalety pod
prysznic.
Hermiona
leżała na ogromnym łóżku i próbowała zasnąć. Kręciło jej się w głowie i czuła
ogarniający ją ból. Wszystko ją bolało, jakby emocje weszły jej w kości. Tyle
czasu czekała, tak długo… I nic. Zagryzła wargi, żeby się nie rozpłakać.
Nienawidziła być sama, chociaż w takim stanie powinna. Nikt nie powinien jej
takiej oglądać. W sumie nikt też dawno nie widział jej pijanej.
- Nie chcę być sama – powiedziała niemalże stanowczo i
wstała z łóżka. Zachwiała się nieco, jednak po chwili odzyskała równowagę i
ruszyła do wyjścia.
„Rano będę tego
żałować” pomyślała wyjątkowo trzeźwo i zapukała do sypialni Malfoya. Nie
odpowiadał, więc postanowiła po cichu wślizgnąć się do środka.
- Granger? – zdumiony głos blondyna rozległ się w
pomieszczeniu. Zerwał się z łóżka, patrząc na nią w szoku.
- Nie chciałam być sama – powiedziała cichutko, walcząc z
opadającymi powiekami. Próbowała skupić wzrok na Malfoyu i gdy w końcu jej się
udało w momencie odechciało jej się spać.
Blondyn
był ubrany jedynie w czarne bokserki, które dość nisko wisiały na jego
biodrach. Cudowny tors, tak blady i tak umięśniony, ale nie do przesady, niemal
zachęcał by do niego przylgnęła.
- Granger… - jęknął niemal prosząco Draco, nie mogąc
oderwać od niej oczu. Zdecydowała się spać w samej bieliźnie, więc miał szansę
na obejrzenie jej czerwonych fig z koronki i dobranego do nich stanika.
Podchodziła do niego powoli, jakby nie była pewna czy może. Jej spojrzenie
ślizgało się po jego twarzy i ciele a usta rozchyliły zapraszająco. Była tak
blisko, że gdyby tylko wyciągnął rękę mógłby jej dotknąć. – Wiesz, co robisz?
Na co się piszesz?
- Wiem. – Wzruszyła ramionami. Jej biust uniósł się lekko
i opadł, przyciągając wzrok Malfoya. Była pijana, on też był pijany. Chciała
żeby jej dotknął. Chciała, żeby ktoś przy niej wreszcie, do cholery, był. Niby
miała wszystko, ale wiecznie była sama, już dość. – Dotkniesz mnie wreszcie?
Słysząc
jej prowokujący ton głosu, Draco po raz ostatni próbował się powstrzymać.
- Jesteś pijana. Rano mnie zabijesz. Będziesz żałować.
- Nie będę. Draco, proszę – szepnęła i popatrzyła mu w
oczy.
18+!
To
go zgubiło. Ten brąz, spojrzenie tak niewinne, błagalne. Nie mógł się
powstrzymać. Niemal rzucił się na nią i w sekundzie pociągnął w stronę łóżka.
Zdążył jeszcze tylko przewrócić ją w locie aby leżała pod nim i zachłannie wpił
się w jej usta. Całował ją, jak jeszcze nigdy nikogo, jakby chciał jej
udowodnić, że jest najlepszy. Jakby chciał, żeby przez jej zamroczony umysłem
alkohol przedarł się jego obraz i aby zapamiętała wszystko, co dzięki niemu
czuła. Całował ją powoli i nieskończenie, bojąc się oderwać od jej miękkich ust
chociaż na moment, aby nie uciekła.
Nie
miała zamiaru uciekać. Przygarnęła go bliżej, obejmując jedną ręką jego kark a
drugą wplatając we włosy. Przygryzła mu dolną wargę i jęknęła gdy wyrwał się
jej i przeniósł usta na jej szyję. Zaczęła się wić pod wpływem jego oddechu,
warg i języka.
- Leż spokojnie.
Ona
jednak nie mogła leżeć spokojnie, nie chciała. Tak długo była sama, tak bardzo
pragnęła dotyku a Malfoy tak mocno na nią działał, już od samego początku. Nie
mogła się od niego oderwać i chciała być jak najbliżej, chociaż ten jeden raz.
Wykorzystała całą siłę jaką w sobie miała i to, że się nie spodziewał jej
ataku. Przewróciła go na plecy i szybko usiadła na nim okrakiem by nie zdążył
wstać. Wijąc się niczym wąż zaczęła całować jego szczękę, szyję, tors, brzuch
aż w końcu dotarła do podbrzusza. Malfoy miał ochotę wyć jednak starał się
kontrolować. Złapał ją zdecydowanie za ramiona i podciągnął do góry. Wpił się
łapczywie w jej usta, czując jak zaczyna ocierać się o jego męskość. Przygryzł
jej wargę, odrobinę za mocno. Poczuł smak krwi w ustach i już chciał się
odsunąć, jednak Hermiona jęknęła tylko a ruchy jej bioder stały się szybsze i
mocniejsze.
- Granger, jeśli nie przestaniesz to się nie skończy
tylko na pocałunkach – ostrzegł zachrypniętym głosem, odrywając się w końcu od
niej i próbując spojrzeć jej w oczy. Spojrzenie miała zamglone jednak po chwili
w źrenicach dziewczyny odbiło się rozbawienie.
- Nie rób ze mnie idiotki. Dobrze wiem, że nie skończy
się na tym. Chcę z tobą uprawiać seks Malfoy. Sądziłam, że ty ze mną też.
Patrzył na nią przez moment, nie mogąc uwierzyć, że
naprawdę to powiedziała.
- Merlinie – jęknął z ulgą i ponownie przewrócił ją na
plecy. Ściągnął z niej stanik, zrzucając go na ziemię i zaatakował ustami jeden
z sutków dziewczyny. Gdy zacisnęła dłonie na jego włosach i jęknęła przeciągle
powędrował dłońmi do jej bioder, powoli zsuwając z nich figi. Ona jednak nie pozostawała
bierna i szybko zsunęła z niego bokserki. Wrócił ustami do jej twarzy i oparł
ciężar swojego ciała na przedramionach. Pocałował ją mocno, czując jak powoli
oplata go w biodrach swoimi nogami.
Wszedł
w nią powoli, chcąc jak najdłużej cieszyć się stosunkiem, jednak nie wytrzymał.
Tempo, które narzuciła Hermiona było szybkie, wyniszczające, pozwalające by
opanował ich instynkt. Jęczeli, krzyczeli by na koniec wspólnie osiągnąć
spełnienie. Draco wysunął się z kobiety i opadł obok niej na plecy. Leżeli w
milczeniu i po chwili spojrzał na nią. Miała otwarte oczy, a na jej ustach
błąkał się uśmiech. Tak dawno tego nie robiła, czuła się przyjemnie
rozleniwiona… Ale musiała iść. Zawsze znikała po stosunku.
Usiadła na łóżku, udając że nie widzi jego zaskoczonego
spojrzenia.
- Dziękuję. Było… Dziękuję – wyszeptała w ciemność i
zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu bielizny.
- Gdzieś się wybierasz? – zapytał cicho.
- Do sypialni gościnnej.
Miał
ochotę się roześmiać z jej naiwności. Naprawdę sądziła, że ją puści?
Zamiast tego objął ją zdecydowanie w talii i pociągnął na
łóżko.
- Naprawdę, chciałabym, ale nie mam już sił… -
zaoponowała z rozbawieniem.
- Nie przeszkadza mi to – mruknął i przykrył ją cienką
kołdrą. Położył się na boku i przerzucił rękę przez brzuch Hermiony. – Śpij –
dodał i cmoknął ją krótko w czoło.
Była
w szoku. Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, żeby tak po prostu… A może to ona nie
pamiętała czasów, kiedy ktoś przy niej najnormalniej był? Starała się wyrównać
oddech jednak nie dała rady i poczuła jak po jej twarzy spływają łzy. Szybko je
otarła, aby tylko nie zauważył, jednak on nie był głupi.
- Płaczesz? – zapytał z przerażeniem. Bał się, że będzie
żałowała tej nocy ale nie sądził, że zdrowy rozsądek wróci jej aż tak szybko.
- To ze szczęścia – odmruknęła. – Wiesz, jeszcze nigdy
nikt przy mnie nie był… tak blisko. Nie pamiętam kiedy ktoś mnie objął po
wszystkim. Zazwyczaj…
- Wychodzisz? – uzupełnił.
- Mniej więcej. Nie pamiętam jak to jest być z kimś. To
dla mnie nowe.
Malfoy zamyślił się. Zawsze uważał, że to on jest
pokręcony. Okazało się jednak, że Hermiona Granger miała gorsze problemy niż
on.
- Połóż się wygodnie. Pokażę ci normalność.
Obudziła
się bez bólu głowy, choć na pewno na niego zasługiwała. Było jej ciepło i było
jej dobrze z ramieniem Draco przerzuconym przez talię. Wygięła się niczym kotka
i poczuła jak ciało mężczyzny za nią napina się.
- Śpij, wiedźmo. Jeszcze jest wcześnie.
Uśmiechnęła się. Było wcześnie, miał rację. Przymknęła
oczy i spróbowała wtulić w niego jeszcze bardziej. Jakby w odpowiedzi
przyciągnął ją bliżej do siebie i musnął ustami włosy. Zasnęła w momencie.
Minęły
dwa miesiące od czasu ich pierwszej nocy spędzonej razem. Nie mówili o tym
głośno, lecz uważali, że tworzą coś na kształt pary. Miała okazję poznać
Zabiniego i Notta i śmiała się za każdym razem gdy Teodor czerwienił się na
wspomnienie, kiedy to nakrył ich w gabinecie Draco. Sam Malfoy miał okazję
poznać Parvati. Udało mu się zawojować serce przyjaciółki Granger, gdy okazało
się że kupił jej przez przypadek jej
ukochane czekoladki. Cały świat magii zdawał się wiedzieć o ich związku i, co
najdziwniejsze, nikt mu się nie dziwił ani nie sprzeciwiał.
Draco
odkupił po wojnie swoje grzechy. Ludzie mu wybaczyli. Jego rodzinie może nie,
ale zdawali się rozumieć, że on sam był tylko głupim dzieciakiem bez możliwości
wyboru.
Jedyną osobą, która zdawała się nie mieć o niczym pojęcia
był Harry Potter. Pogrążony w pracy od paru tygodni ledwo zwracał uwagę na
swoją żonę, którą kochał przecież do szaleństwa. Ginny rozumiała jego zapał do
pracy i wybaczała mu ten okres, choć czasem korciło ją, by przemówić mężowi do
rozsądku. Okazało się jednak, że nie będzie musiała.
- Malfoy i Granger znów wychodzą na obiad, gołąbeczki od
siedmiu boleści. – Evan Nolan patrzył ze złością przez szybę jak Hermiona Granger mija ich piętro w
objęciach Malfoya i jeszcze się śmieje. Granger dała mu kiedyś kosza i do tej
pory nie mógł o tym zapomnieć.
- Słucham? – Potter uniósł gwałtownie głowę słysząc o
przyjaciółce.
- Potter – zawołał wesoło Andy Lannis – czy ty żyjesz w
innej rzeczywistości?
Harry utkwił spojrzenie w szybie i zdążył zauważyć jak
Malfoy obdarza jego przyjaciółkę pocałunkiem a potem wsiada z nią do windy.
- ZABIJĘ GNIDĘ – wysyczał wściekle i zerwał się z miejsca,
pędząc do schodów.
Czuł
się jak kretyn – sam podsunął Malfoyowi pomysł z małżeństwem z osobą
mugolskiego pochodzenia, aby ratować jego reputację. Nie sądził, że ten na cel
obierze jego przyjaciółkę. Jego małą Hermionę, która w każdym widziała dobro i
nawet nie przypuszczała, że jest tylko jednym z pionków, dzięki którym ten
głupi blondyn mógł osiągnąć cel.
Dogonił
ich przed wyjściem z Ministerstwa.
- Hermiono!
Zatrzymała się i uśmiechnęła do przyjaciela.
- Musimy porozmawiać – warknął i pociągnął zaskoczoną
dziewczynę za sobą.
- Moment, Potter – wysyczał wściekle Draco i zatarasował
drogę Harry’emu. – Po pierwsze, nie będziesz szarpał mojej dziewczyny jak
lalki. Po drugie, nie będziesz jej za sobą ciągał jakby była
ubezwłasnowolniona. Po trzecie, nie będziesz jej rozkazywał, kiedy ma z tobą
rozmawiać. Po czwarte puść ją.
Harry,
niczym oparzony, puścił ramię przyjaciółki i przeprosił szybko.
- Co się dzieje? – zapytała ze zmartwieniem.
- Hermiono… Jesteś tylko drogą do celu. – Harry
postanowił wyłożyć kawę na ławę a Draco zamarł. – On tylko udaje, żebyś wyszła
za niego za mąż. Poprawia sobie opinię aby świat czarodziejów spojrzał na niego
jeszcze przychylniej i pozwolił wrócić do Londynu jego matce. Tak mi przykro…
Hermiona
odwróciła się powoli do Malfoya, który uważnie ją obserwował.
- Co z tego jest prawdą? – zapytała mocnym głosem.
- Cóż, podejrzewam że czarodziejska społeczność spojrzy
na mnie przychylniej dzięki tobie. Czy pomoże to wrócić mojej matce do Londynu,
nie mam pojęcia. O reszcie wszystko wiesz.
- Dziękuję. – Po tych słowach Hermiona odwróciła się do
zszokowanego Pottera. - Harry, jesteś
najlepszym przyjacielem jakiego mogę mieć i dziękuję za troskę. Ale… Ja znam
prawdę. Draco o wszystkim mi powiedział. Wyznał cały mój plan, wszystko.
- Co prawda zarobiłem tym na trzeci policzek, ale trudno.
– Malfoy wzruszył ramionami. – Należało mi się. A teraz wybacz, idziemy na dość
ważne spotkanie.
Potter
został na korytarzu sam, próbując zdefiniować swoje emocje. Czuł zażenowanie,
zmartwienie ale przede wszystkim… ulgę. Hermiona o wszystkim wiedziała i
zdawała się być szczęśliwa. A Malfoy?... Cóż, bronił jej, gdy go poniosło. Może
warto dać mu szansę?
Hermiona
wzięła głęboki oddech i weszła do kawiarni w której siedział detektyw Ranley
razem z jej rodzicami. Udało mu się przywrócić im pamięć, jednak ona miała
wiele do wyjaśnienia. Pomagało jej, że Draco mocno trzyma jej dłoń i kreśli na
niej kółka swoim kciukiem.
- Mamo, tato… Przepraszam… - Z jej oczu trysnęły łzy, gdy rodzice
jednocześnie rzucili się na nią, by wyściskać ukochane dziecko, którego nie
widzieli prawie dziesięć lat. Następnie nadszedł czas na wyjaśnienia.
Opowiedziała im całą wojnę, jak poukładała swoje życie,
jak pewnego dnia pewien blond włosy kretyn zaproponował jej małżeństwo za nich,
ale się nie zgodziła. Musiała opowiedzieć i wyjaśnić rodzicom całą historię
związaną z Draco i przekonać ich, że to prawdziwa miłość.
Na koniec pan Granger ścisnął rękę Malfoya a w jego brązowych oczach ukazały się łzy.
Na koniec pan Granger ścisnął rękę Malfoya a w jego brązowych oczach ukazały się łzy.
- Dziękuję. Dziękuję. – Powtarzał raz za razem a Draco
nie wiedział co ma zrobić. – Dziękuję ci, że zająłeś się moją córką. Moją
maleńką córeczką, moją Hermioną.
Na
ustach blondyna ukazał się uśmiech, gdy zobaczył jak łzy szczęścia spływają po
twarzy Granger.
- To nic takiego – odparł cicho, by tylko John go
usłyszał. – Pragnę się nią zajmować do końca swojego życia, tyle że ona nie a o
tym pojęcia.
- Tym razem nie masz czym się targować – zauważył John a
Draco parsknął śmiechem.
- Liczę na to, że nie będę musiał.
Narcyza
Malfoy rok później pojawiła się w Londynie. Opinia czarodziejów na temat
młodego Malfoya wpłynęła na decyzję McAvisa, który postanowił nie brać się
więcej za żadną sprawę. Tydzień po przybyciu Narcyzy do Londynu miał odejść z
Biura Aurorów a na jego miejscu miał zasiąść Potter. Harry Potter, chłopiec…
mężczyzna, który spłacił swój dług z nawiązką. To on w dużej mierze pomógł jej
wrócić do domu.
Teraz,
po raz pierwszy od tylu lat miała zobaczyć syna.
Nie pozwolili im zobaczyć się na rozprawie. Żadnego
kontaktu dopóki Wizengamot nie wyda pozwolenia. I nareszcie miała go ujrzeć.
Wciąż
żałowała, że nie była na jego ślubie. Podobno ożenił się z Hermioną Granger.
Narcyzie było to całkowicie obojętne. Miała świadomość, że ten ślub między
innymi przyczynił się do jej przeniesienia ze Szkocji. Wciąż miała mieć nadzór
aurorów, lecz chociaż była w domu.
Zapukała
do drzwi domu państwa Malfoy i po chwili otworzył jej syn. Nie mogła napatrzeć
się na jego piękną, męską twarz. Jego oczy, tak podobne do oczu Lucjusza,
różniły się tylko tym, że spojrzenie Draco emanowało ciepłem. Usta blondyna
rozchyliły się, jednak nie był w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Narcyza ze
szlochem wpadła mu w objęcia i stali tak dobre parę minut. – Musisz poznać moją
żonę, mamo – powiedział z dumną Draco, wtulając twarz we włosy matki.
- Nie mogę się doczekać – odparła Narcyza, ocierając z
policzków łzy. Zanim jednak miała szansę ujrzeć Hermionę Malfoy, na jej drodze
stanęli Grangerowie. Przedstawili się a pani Malfoy poczuła ciepło w sercu. Jej
ukochany syn był otoczony dobrymi ludźmi.
- Masz wspaniałego syna. Ciężko o drugiego tak dobrego
człowieka – szepnęła jej na ucho pani Granger, przez co blondynka musiała
walczyć z kolejną falą łez.
W
salonie wreszcie ją dostrzegła. Zauważyła też spojrzenie Draco, gdy patrzył na
swoją żonę. Jego oczy były pełne dumy, czułości i miłości.
- Pani Malfoy… - Hermiona podeszła nieśmiało do kobiety,
która wyglądała jakby nie wiedziała czy ma się roześmiać czy też płakać.
- Mów mi po imieniu drogie dziecko – szepnęła Narcyza i
zgarnęła Hermionę w objęcia. – Dziękuję ci. Dziękuję ci za szczęście, jakie
dajesz mojemu synowi – szeptała do ucha swojej synowej, która ze łzami w oczach
opierała głowę o bark starszej pani Malfoy.
- Mamo – zaczął Draco z przyganą – udusisz mi żonę, a
sobie wnuka.
W salonie nastała cisza a Narcyza wypuściła Hermionę z
objęć. Draco podszedł do żony i objął ją, kładąc dłonie na jej brzuchu.
Hermiona położyła na nich swoje dłonie i wpatrywała się niepewnie w rodziców.
- Jesteś w ciąży? – zapytał słabo pan Granger.
- Jestem.
- Boże, John! – Jean Granger spojrzała z radością na
męża. – Będziemy dziadkami!
W
kolejnej fali radości pani Granger i pani Malfoy złapały się za ręce, a
Hermiona czuła jak pieką ją łzy szczęścia pod powiekami.
- I pomyśleć – szepnął jej do ucha Draco. – że chciałem
cię tylko uwieść i zostawić tak szybko, jak matka wróci.
- Nadal chcesz mnie zostawić? – zapytała Hermiona,
gładząc dłonie męża, którymi on obejmował delikatnie jej powoli powiększający
się brzuch.
- Nigdy w życiu. Nie wyobrażam sobie kilku minut bez
ciebie. Chociaż… Postawiłem na swoim i zyskałem jeszcze więcej.
- To znaczy?
Draco spojrzał przed siebie jasnym wzrokiem
- Odzyskałaś rodziców, zostałaś moją żoną, tak jak
planowałem. Dzięki temu odzyskałem matkę, też wedle planu. Poza tym… Zyskałem
najwspanialszą żonę na świecie, dziecko i sens. Teraz mam wszystko.
Hermiona
uśmiechnęła się, obserwując jak jej rodzice konwersują z Narcyzą.
Miała wspaniałe życie. Idealną pracę, wygląd który
potrafiła zaakceptować i który lubiła, przyjaciół, którzy ją kochali.
Wspaniałych rodziców i prawdopodobnie cudowną teściową. Do tego miała dom na
obrzeżach, który zakupiła za pieniądze za zasługi wojenne oraz dom bliżej
centrum, w którym mieszkała razem ze swym mężem i, wkrótce, dzieckiem.
Miała
wszystko.