Draco
opierał się leniwie o ścianę obserwując uczniów wychodzących z Wielkiej Sali.
Nie obchodziły go jednak tym razem urocze dziewczęta, które rzucały mu
powłóczyste spojrzenia, zazdrośni nastolatkowie oraz zdumione spojrzenie
Hermiony Granger oddalającej się wraz z Głupotterem i Wiewiórem. Z lekkim
zniecierpliwieniem wyszukał bujną blond grzywę, złapał jej właścicielkę za ramię
i gwałtownie pociągnął w swoją stronę.
-
Co do… - zaczęła dziewczyna ze złością, jednak gdy ujrzała kto trzyma ją za
ramię jej twarz rozjaśniła się w radosnym uśmiechu. – Draco!
Zarzuciła
Ślizgonowi ręce na szyję, jednak on szybko się odsunął, obserwując uważnie
otoczenie.
-
Nie możesz się tak zachowywać. Nie tutaj – mruknął cicho. Dotarło do niego, że
ona nie ma przecież pojęcia o hierarchii obowiązującej w Hogwarcie. Skąd mogła
wiedzieć, że ogłoszenie światu iż są rodziną bardzo szybko doprowadzi do tego,
że ktoś ją wykorzysta i zrani tylko po to, by uderzyć w niego? Gdy się
spotykali był ukochanym kuzynem Draconem, ideałem chłopaka i przyjaciela.
Widywali się jednak rzadko, może raz na rok i to jedynie przez kilka godzin,
nigdy więc nie zdążyła się domyślić, jakim on jest człowiekiem.
-
O co ci chodzi? – zapytała ze zdumieniem, cofając się do tyłu.
-
Nikt nie może wiedzieć, że jesteśmy rodziną. Przyjdź dziś o osiemnastej do
mojej wieży to wszystko ci wyjaśnię. A teraz zjeżdżaj na lekcje. – Nie zdążył
zmienić swojego „naturalnego” tonu głosu, którym posługiwał się w Hogwarcie. Nie
czekając na odpowiedź blondynki po prostu ruszył przed siebie, zastanawiając
się jednocześnie jakie zajęcia teraz ma.
Według
niego wszystko było w porządku.
-
Nie mów mi, że to jest ten twój super-świetny-idealny kuzyn – powiedziała z
rozbawieniem rudowłosa dziewczyna, która widziała z bliska całe zajście i słyszała
każde słowo. – Cece?
-
Hm?... – Blondynka wydawała się być nieprzytomna. Zdumiało ją zachowanie
Malfoya, przywykła raczej do jego ciepłego tonu, rozbawionego spojrzenia i
złośliwego uśmiechu. Chłopak stojący przed nią wydawał się być po prostu… obcy.
– Tak, to on. Pójdziemy tam o osiemnastej i wszystko sobie z nim wyjaśnię.
-
Nawet nie powiedział ci, jak mamy tam trafić – zauważyła inteligentnie Raven.
-
O to się nie martw. Akurat jego zawsze odnajdę – odburknęła Cecilie, mrużąc
oczy.
Pan
Malfoy będzie miał jej wiele do wyjaśnienia. Bo przecież nikt nie traktuje w
ten sposób Cecilie Black.
Nawet
jej własny kuzyn.
Hermiona
wpatrywała się w Minervę McGonagall z rozchylonymi ze zdziwienia ustami. Nie
mogła uwierzyć w to, co właśnie oznajmiła jej opiekunka domu. Przeczuwała,
że żaden z nauczycieli nie będzie w stanie na kilka dni opuścić zamku by udać
się z nią do domu i że zostanie przydzielony jej któryś z prefektów, ale nigdy
nie pomyślałaby, że będzie nim Malfoy!
Ten Malfoy,
arystokratyczny dupek, który mieszka zapewne w jakichś pałacach, nic nie robi
nigdy sam, o nic się nie martwi, wszystko ma gdzieś i gardzi ludźmi takimi jak
ona, a co dopiero jej rodzice.
I
on ma wytrwać pięć dni u mugoli?
Na pewno nie.
-
Panno Granger, proszę. Wyjedziesz na dłużej, na prośbę pani rodziców. Profesor
Dumbledore już wszystko ustalił wraz z nimi, wiedzą, że pan Malfoy również
przyjedzie. Pogrzeb odbędzie się w piątek, wyjedziecie w środę, a w sobotę z
samego rana będziecie już w szkole.
-
Co Malfoy na to? Nigdy się nie zgodzi, pani profesor, będzie się brzydził
oddychać w towarzystwie moich rodziców, a co dopiero wejść do mojego domu –
oznajmiła nauczycielce Hermiona, słysząc bunt w swoim głosie.
-
Pan Malfoy został o wszystkim poinformowany – oświadczyła McGonagall, patrząc
surowo na swoją najlepszą uczennicę. – Nie wyraził sprzeciwu, podszedł do
sprawy w bardzo neutralny sposób i liczę na to, iż zachowa się pani podobnie.
Nie życzę sobie żadnych kłótni. W środę o szesnastej Nimfadora Tonks zabierze
was z Hogsmeade prosto pod pani dom, panno Granger, natomiast w sobotę o piątej
rano będzie czekała pod pani domem, aby dostarczyć was z powrotem do Hogwartu.
Jeśli będzie pani miała jeszcze jakieś pytania, proszę zostać po lekcji,
tymczasem sądzę iż wszystko zostało wyjaśnione.
W
ten oto kulturalny sposób profesor McGonagall wyprosiła Gryfonkę ze swojego
gabinetu, uprzednio wkopując ją w wyjazd do domu z Malfoyem.
„
No to pięknie” pomyślała w popłochu dziewczyna, opierając się o zimną ścianę
korytarza.
-
Dlaczego wróciłaś do Anglii, Cece? Pytam po raz ostatni.
Draco
Malfoy był naprawdę wściekły. Ba, to mało powiedziane. Był rozwścieczony, gotów
roznieść wszystko i wszystkich. Opierał się o kominek, trzymając w drżącej ze
złości dłoni opróżnioną do połowy szklankę Ognistej i wpatrywał się z furią w
swoją kuzynkę.
Blondynka
tymczasem siedziała na kanapie i z lekkim znudzeniem obserwowała młodego
arystokratę.
-
Nie ma już Voldemorta. Nic mi już nie grozi. Wraz z ciotką Andromedą doszłyśmy
do wniosku, że czas zawiązać kontakty z rodziną. Nie sądzisz? – zapytała z
odczuwalną w głosie ironią.
-
Nie rozumiesz, że to nadal jest niebezpieczne? – warknął Draco, czując że zaraz
straci nad sobą kontrolę. Jakim prawem mogła zdecydować o czymś takim! Dobrze
wiedziała, że jej matka jest wciąż na wolności, nieuchwytna niczym każda płocha
myśl tkwiąca w głowie blondyna. Wiedziała, że jego surowy ojciec, gdy tylko
dowie się o jej istnieniu, natychmiast zrobi wszystko by ją unicestwić, by nie zakłócać porządku, który nastał.
Dziewczyna miała przecież zostać zabita od razu po urodzeniu, gdy okazało się,
że nie jest chłopcem. I do tej pory każdy poza Draconem oraz Narcyzą myślał, że
dziecko zginęło. A na pewno nikt nie przypuszczał, że wychowywała się u
Andromedy i Teda Tonksów!
A
ona tak po prostu sobie wraca, jak gdyby nigdy nic!
-
I co, masz zamiar wpaść do Malfoy Manor i krzyknąć „Siema mamo, jednak
przeżyłam i przez siedemnaście lat robiłam z was wszystkich idiotów!” ?!
-
A ona? Co Raven tu robi? Jest w ramach, nie wiem, rekreacyjnych? Darmowy
dramat?
-
Dzięki – rzuciła dziarskim tonem Raven. Zrozumiała, że Malfoy odpuścił Cece,
jednak nie miała zamiaru pozwolić, by wyładował się na niej. Kontynuowała, tak
samo sztucznie radosnym tonem – Powiedzmy, że mam parę spraw do załatwienia,
Hogwart wiele mi ułatwi, sam pobyt w Anglii bardzo pomoże, a fakt, że Cece też
tu jest na pewno ułatwi sprawę.
-
Co za sprawa? – parsknął Draco. Miał dość tych wszystkich świetnych planów, niewyjaśnionych rzeczy, informacji, które
dzisiejszego dnia musiał przyswoić sobie jego mózg, oraz faktu, że wszystko
wymykało mu się spod kontroli. Jemu, mistrzowi
kontroli, władcy istnienia.
-
O to niech się twoja platynowa główka nie martwi, sama to załatwię, a potrzeby
zwierzania się, nie odczuwam. – Ruda uśmiechnęła się słodko, nadając twarzy wyraz uroczego chochlika. Natomiast Dracona po prostu zatkało. Jeszcze
nikt n i g d y tak do niego nie powiedział. No, może ten
pseudo-profesor Moody potraktował go odrobinę gorzej, ale – Na Merlina! – to
było tyle lat temu, a koleś był po prostu niezrównoważony.
Drzwi
do salonu otworzyły się i ich oczom ukazała się zdumiona twarz Hermiony.
-
Jeszcze ciebie tu brakowało – warknął Draco i zmierzwił włosy. Dwie dziewczyny
zajmujące sofę to było za wiele na jego mózg, Granger jako dodatek mogła
doprowadzić go do jakiejś choroby psychicznej.
-
Mam nadzieję, że przy moich rodzicach będziesz chociaż udawał dobrze
wychowanego – powiedziała wyniosłym tonem Hermiona i przeniosła zaciekawione
spojrzenie na nowe uczennice. Nie zdążyła im się dobrze przyjrzeć podczas
uczty, a potem kompletnie wyleciało jej z głowy, że powinna je jak najszybciej
znaleźć i spróbować im w jakikolwiek sposób pomóc. Najwyraźniej Malfoy bardzo
dobrze o tym pamiętał i postanowił zgarnąć je dwie dla siebie. – Wolałabym,
żebyś nie spraszał dziewczyn do pokoju wspólnego, ani ogólnie do wieży. Już o
tym rozmawialiśmy.
-
Wolałbym żebyś przestała się wtrącać w nie swoje sprawy i spadała stąd. Jasne?
Cece
podniosła się i zgromiła ich oburzonym spojrzeniem.
-
Jesteście chorzy? Nie wiem, czy jesteście parą świeżo po rozstaniu, czy
jedenastolatkami w ciele podobno dorosłych osób, ale miło by było, gdybyście na
siebie nie warczeli. I, tak dla jasności, nie jestem jakąś dziewczyną, tylko kuzynką Dracona, a to moja przyjaciółka.
Draco nigdy nie traktował nas w sposób, w jaki mógłby traktować jakąś zwykłą
dziewczynę.
Hermiona
spłonęła rumieńcem natomiast Ślizgon wyglądał jakby zaraz miał dostać napadu
szału.
-
Wybaczcie, z przyzwyczajenia źle to wszystko zinterpretowałam – powiedziała
Granger ze skruchą, podchodząc do dziewczyn. – Hermiona Granger, prefekt
naczelny, jestem z Gryffindoru. Gdybyście miały z czymkolwiek problem, moim
zadaniem jest wam pomóc.
Raven
roześmiała się. Cała sytuacja była dla niej komiczna, absurdalna. Wściekły
Malfoy, zakłopotana Gryfonka, szczerze zdumiona Cece, a w tym wszystkim ona,
która jest po prostu obserwatorem, czasem dodającym swoje trzy grosze, by po
prostu móc obserwować reakcje ludzi. Teraz spojrzeli na nią, najwyraźniej nie rozumiejąc
z czego właściwie dziewczyna się śmieje.
-
Och, dajcie spokój – powiedziała z rozbawieniem, podnosząc się z sofy. – Raven
DeGraw, miło… mi…
Dopiero
teraz przyjrzała się twarzy Gryfonki. Była dla niej dziwnie znajoma, ale to
przecież niemożliwe, żeby…
-
O Merlinie. Hermiona… - patrzyła na dziewczynę niczym zahipnotyzowana. – To ja
zrobiłam ci włosy…
Malinowe
usta Granger ułożyły się w idealne „O”, gdy lustrowała uważnie twarz DeGraw.
-
Nie wierzę… Ale… Mówiłaś, że nazywasz się Dorcas…
-
Dorcas jest po ciotce, siostrze mamy. Voldemort ją zamordował, była w Zakonie
Feniksa… Dorcas Meadowes. Jeśli kojarzysz. W świecie mugoli wolę używać jej
imienia, mam mniejsze prawdopodobieństwo, że ktokolwiek by mnie rozpoznał. Nie
jestem tu zbyt mile widziana.
Hermiona
zmarszczyła brwi, gdy w jej umyśle pojawiło się wspomnienie Harrego siedzącego
w Pokoju Życzeń i opowiadającego o poszczególnych członkach Zakonu,
jednocześnie pokazując ich na zdjęciu.
„ Dorcas Meadowes,
Voldemort zamordował ją osobiście… Wydaje mi się, że łączyło ją coś z
Syriuszem, ale on i Lupin strasznie unikają tego tematu.”
-
Słyszałam o twojej ciotce – powiedziała niepewnym tonem Hermiona, wpatrując się
z zaciekawieniem w rudowłosą. Uśmiechnęły się do siebie, po czym Gryfonka
zwróciła się ku drugiej dziewczynie.
-
Cecilie Black – przedstawiła się blondynka i podała dziewczynie rękę,
jednocześnie rzucając wyzywające spojrzenie swojemu kuzynowi. – Nie patrz z
taką skruchą, nie jestem zła za tekst o dziewczynach w waszym salonie, wolałam
po prostu wszystko od razu wyprostować. Poza tym… Już się zwijamy. Musimy
jeszcze rozwiązać zagadkę zanim wejdziemy do Pokoju Wspólnego Ravenclawu, a to
pewnie trochę czasu nam zajmie. Na razie.
Wyszczerzona
radośnie blondynka niemal w momencie znalazła się za drzwiami, a chwilę po niej
ucichł również śmiech DeGraw.
Hermiona
i Draco zostali sami, mierząc się znużonymi spojrzeniami.
-
Dobra, miejmy to z głowy – zaczął Draco, czując że to on musi wziąć na siebie
ciężki obowiązek prowadzenia konwersacji. – Mam obowiązek jechać z tobą do
twojego domu. Uwierz mi, nie jestem z tego powodu szczęśliwy, wolałbym raczej
przesiedzieć kilka dni w cieplarni. Jednak skoro zostałem do tego zmuszony, to
uprzedzam, że nie mam zamiaru robić nic głupiego. Nie będę krytykował twojej
rodziny, osądzał ani poniżał, obiecałem to. Ciebie również oszczędzę, jeśli
tylko ty nie będziesz mi niczego wytykała, panno
Zjadłam-Wszystkie-Rozumy-Granger.
-
Od kiedy tak bardzo zależy ci na dotrzymaniu obietnicy, Malfoy? – zapytała
szczerze zdumiona Hermiona.
-
To już nie twoja sprawa, Granger. Ja skończyłem na dziś, idę do siebie. Tobie
za to radzę wziąć prysznic, cuchniesz hipogryfami.
Dziewczynę
zatkało, gdy usłyszała przytyk dotyczący hipogryfów. Rzeczywiście, była dziś u
Hagrida i pomagała mu przygotować skrzydlate stworzenia do lekcji z
trzecioklasistami, dużo osób ją widziało, jednak nie sądziła, że nawet z powodu pomagania innym
Ślizgon będzie w stanie się z niej nabijać. Gdy wyrwała się z szoku, chłopak
był już przy drzwiach od swojej sypialni.
-
Dupek z ciebie, Malfoy! – krzyknęła ze złością, kierując się do łazienki.
-
A z ciebie paskudna miotła, i co z tego? – zapytał obojętnie i zamknął za sobą
drzwi.
Gryfonka
spojrzała na siebie w lustrze i przeczesała potargane włosy. Nigdy nie miała na
nie wpływu, po prostu nie potrafiła ich ułożyć, żyły własnym życiem. Nie mogła
ich ani spiąć, ani wyprostować, nie miała nad nimi żadnej władzy. Jednak Malfoy
uderzył w jej czuły punkt, w coś, co nie było od niej zależne, więc tym
bardziej chciała to zmienić, by pokazać mu, że nie ma jej co zarzucić.
Potrzebowała
Dorcas De… Raven DeGraw.
Dni
mijały nieprawdopodobnie szybko, a nowo przybyłe uczennice zadziwiły uczniów
Hogwartu zaawansowaną znajomością zaklęć obronnych oraz inwencją twórczą w
dokuczaniu innym. Nie sprawiały złego wrażenia, nie były wredne ani puste, po
prostu lubiły dobrą zabawę oraz wygłupy, doprowadzając niektórych uczniów
momentami do szału. Złość jednak szybko im przechodziła, gdy widzieli skruszone
miny Krukonek i słyszeli szczere zapewnienia, że to wszystko „było dla zabawy i
nie chciały, by skończyło się tak źle”. Draco obserwował kuzynkę z lekkim
rozdrażnieniem, że zwraca na siebie tak wielką uwagę i odwiódł już czterech
chłopaków, aby się z nią nie umówili. Naiwna Cecilie zapewne by się zgodziła
licząc na koleżeństwo, a oni najchętniej zaciągneli by ją do łóżka.
Na
samą myśl o tym Malfoy dostawał ataku wściekłości
Jego
mała Cece, oczko w głowie, osoba która go znała i rozumiała.
Dziewczyna,
która w i e d z i a ł a .
Zawsze
wszystko wiedziała, o wszystkim. W niektórych momentach wydawało mu się, że zna
go lepiej niż on sam zna siebie. Wydawało się być to niemożliwym, jednak ona
zawsze rozumiała, dlaczego zachował się tak, a nie inaczej.
Problem
tkwił w tym, że nie znała jego Gorszej Strony. Przy niej nie chciał być
gorszym, wyzwalała w nim lepsze emocje, chciał być dobry. Dla niej.
Była
jego Lepszą Stroną, Ukojeniem Myśli. Była kimś, kogo szczerze kochał.
A
ponieważ ją kochał, wymagał od niej więcej. Nie mogła stoczyć się z jakimś
idiotą, osłem, kretynem, niewyżytym seksualnie gnojem, nie mogła, nie, po
prostu nie, nie mogła, i już!
A
takich w Hogwarcie było wielu.
Raven
nie znał za dobrze, jedynie z opowiadań, barwnych opisów Cecilie, która
wielbiła swoją przyjaciółkę ponad wszystko i wszystkich. Nie znał przeszłości
DeGraw, chyba nawet Cece nie znała jej w pełni. Wiedział jednak, że żadna z
nich nigdy nie była w związku, ba, nigdy nie była nawet zakochana. Zajęte były
nauką, spędzaniem razem czasu, znajomymi, imprezami… Nie uczuciami.
Jesteśmy zbyt niedojrzałe.
Zbyt dziecinne.
Nie powinno się kalać czegoś tak
wielkiego, wspaniałego, zwykłym przelotnym zawiedzeniem.
Dla
Cece wszystko było zawiedzeniem, wszystko, co nie stanowiło pełni, głębi, co
nie sprawiało, że czuła, że to prawda. Nie chciała półśrodków, nie chciała na
chwilę, chciała na zawsze. Albo chociaż na długo.
A
Raven?... Raven się nie angażowała. Nie mogła, gdy chciała, nie chciała, gdy
mogła. Nie potrafiła zgrać się sama w sobie, by tak po prostu… dać się związać. Była wolna, cudowna,
nie mogła oddać swojego ciepła tylko jednej osobie, byłoby to niemalże
grzechem! Przynajmniej według Black.
Draco
to akceptował. Akceptował je, rozumiał… I może nawet lubił.
S
z c z e r z e.
Ślizgon
otrzepał ubranie – zwykłe, mugolskie ubranie! – z pyłu, obserwując kątem oka
powitanie dziewczyny z rodzicami. Zdumiało go… Może odrobinę zasmuciło?
Dziewczyna
wpadła w objęcia rodziców, którzy tulili ją do siebie, jakby od tego miał
zależeć ich dalszy los. Wysyłali do niej miłość, która nie potrzebowała słów,
by zostać wyrażoną. Jeden dotyk, krótkie przytulenie, bo trwało zaledwie
moment, spojrzenie w oczy i Hermiona się uśmiechała.
Kochająca
się rodzina, idealna.
A
on?... Czy jest w stanie przypomnieć sobie sytuację, w której rodzice by go
przytulali? Nawet matka, która przecież go kochała. I którą on kochał, jednak
nie potrafił tego okazać. Dopiero uczył się miłości.
Miłość,
pojęcie dla niego abstrakcyjne, wymyślone. Wydawała się być dziwna, niczym te
wszystkie głupie urządzenia mugoli.
-
Ty musisz być Draco, dyrektor opowiedział nam o tobie – powiedział z nieco
smutnym uśmiechem ojciec Granger. – John Granger, miło mi.
Mężczyzna
uścisnął mu dłoń, a Draco ze zdumieniem zarejestrował, że nie poczuł
obrzydzenia, kiedy ich dłonie się zetknęły.
-
Miło mi pana poznać – odpowiedział grzecznie, czując się jak idiota. Nie czuł
obrzydzenia, ale nie było mu miło. Czuł się niezręcznie. Gdyby jego ojciec mógł
go ujrzeć!
Jego,
idealnego syna, chełpiącego się swoją czystą krwią, ściskającego dłoń mugola!
Czuł
się źle.
Zawiódł.
-
John, przestań mu się tak przyglądać, to niegrzeczne. – Ciepły głos kobiety
wyglądającej bardziej jak starsza siostra Granger, niż jej matka, poniósł się
po przytulnym salonie. – Jane Granger, miło mi.
Uśmiech
również miała ciepły. Oczy tak samo.
Identyczne
tęczówki, jak Granger.
W
ogóle byli wszyscy do siebie podobni, przynajmniej według niego. Jakby
stworzeni z tej samej gliny, jedna postać w trzech osobach.
Niczym Bóg – przemknęło przez
myśl arystokracie. – Wielki Bóg Granger!
Uśmiechnął
się i kiwnął kobiecie głową.
-
Hermiono, pokaż koledze pokój, rozpakujcie się i za jakąś godzinę zejdźcie na
obiad.
Dziewczyna
kiwnęła głową, a potem ruszyła w stronę schodów, zastanawiając się
jednocześnie, co sobie musi myśleć Malfoy. W końcu dotknął mugoli, to przecież
wstyd.
Zrobiło
jej się przykro, gdy rozmyślała nad tym, co musi się dziać w mózgu Ślizgona,
jak wielkie obrzydzenie musi on odczuwać do ludzi, pod których dachem został
zmuszony zamieszkać na jakiś czas. Nawet nie znał jej rodziców… Nie miał prawa!
Tymczasem
Draco Malfoy stwierdził, że dom Grangerów jest nienormalny. Wszędzie królowały
jasne, pastelowe kolory, na ścianach wisiały obrazy, ciepłe, radosne, a nie
ponure, jak u niego. Było zupełnie inaczej, niż w domach, w których bywał.
Schody nie były kamienne, poręcze nie miały bogatych zdobień, a na ziemi nie
leżały ciemne dywany. Było dziwnie, inaczej.
-
To jest twój pokój – powiedziała Granger, otwierając przed nim drzwi do
kolejnego, jasnego pomieszczenia. - Po drugiej stronie masz własną łazienkę,
mój pokój jest na końcu korytarza, jakbyś czegoś potrzebował, to po prostu mnie
zawołaj.
Starała
się uśmiechnąć, lecz jej usta wykrzywił zaledwie nędzny grymas. Widziała
zdumienie wymalowane na jego twarzy, widziała jak przyglądał się uważnie
wszystkiemu, jak lustrował wzrokiem obrazy, zdjęcia, nawet widoki za oknem!
Oceniał, a ona nie chciała być oceniana.
Poza
tym… Obiecał.
Ale
ile mogła znaczyć obietnica w ustach Malfoya?
Szybko
poszła do swojego pokoju i poczuła się spokojniej patrząc na ukochane meble,
duże łóżko z baldachimem i fioletowe ściany. Opadła na fotel i przymknęła oczy,
marząc, by o niczym nie myśleć.
Tymczasem
młody Malfoy rozglądał się po swoim tymczasowym lokum.
Jasne
łóżko, jasna podłoga, jasne meble… Łazienka skromna, również w jasnej tonacji.
Mały dywan, na którym stało łóżko, również był jasny.
Cholera
jasna!... O, nawet cholera.
Wszystko
było jasne.
Inne,
nienaturalne.
-
Można oszaleć – stwierdził cicho. Nie pamiętał kiedy ostatnio znalazł się w tak
ciepłym pomieszczeniu. Czy tu w ogóle dało się mieć jakikolwiek problem,
zmartwienie?
Przerażał
go fakt, że może się przyzwyczaić do tej całej jasności.
Zwłaszcza,
że niedługo będzie musiał ponownie zanurzyć się w ciemności.
Zdążył
się rozpakować i odświeżyć, gdy usłyszał głos Jane Granger nawołującej na
obiad. Jego matka nigdy by czegoś takiego nie zrobiła – nie mowa tu już o
wołaniu, ale o samym fakcie gotowania. Nawet nie wiedział, czy Narcyza potrafi
zaparzyć herbatę, wszystko zawsze robiły przecież skrzaty.
Wszedł
do salonu, w którym zastał rodziców Granger. Na jego widok John uśmiechnął się.
Hermiona
wiele razu opowiadała ojcu o nieznośnym blondynie, który gardził nią ze względu
na to, że nie jest z czarodziejskiego rodu. Nie miał mu tego jednak za złe, gdy
go ujrzał. Spodziewał się, że z jego córką przyjedzie zadufany chłopak o
nieprzyjemnym spojrzeniu, a dostrzegł jedynie normalnego nastolatka z niezwykle
poważną, dojrzałą miną. Z jego oczu co prawda uderzała dumna oraz pewność
siebie, lecz dostrzegł w nich również zagubienie oraz coś na kształt… tęsknoty?
John zastanawiał się jakie stosunki mogły panować w domu chłopaka, gdy do
salonu wpadła Hermiona. Jego córka, jego duma, jego słońce, skarb!
W
milczeniu, które nie było wcale nieprzyjemne usiedli przy kwadratowym stole.
On, między ukochaną żoną i córką, naprzeciw ich gościa.
Hermiona
obok swego odwiecznego szkolnego wroga, z którym teraz musiała dzielić zarówno
pokój wspólny, jak i wpuścić do swojego świata. Chociaż na pewien czas.
Jane
jednak nie chciała spożyć posiłku w milczeniu, mimo że cisza jej nie
przeszkadzała, nie chciała by Draco odebrał to negatywnie.
-
Mam nadzieję, że spodoba ci się u nas i spędzisz czas możliwie jak najlepiej –
zwróciła się do niego i uśmiechnęła delikatnie.
Usta
Dracona rozciągnęły się w uśmiechu.
Szczerym.
-
Ja również mam taką nadzieję – odpowiedział Malfoy.
Szczerze.
**********
Jej,
nie sądziłam, że napisanie tego rozdziału zajmie mi aż tyle czasu i będzie
wymagało tyle energii. Pojawili się jednak nowi bohaterowie, których nie było w
książkach Rowling, a że będą odgrywały dość istotną rolę w moim opowiadaniu,
muszę ich jak najdokładniej przedstawić.
Niedługo
pojawią się jeszcze następni.
Do
tego próbuję pokazać, w jaki sposób zmienił się Draco, a raczej jakim zawsze
był, tylko to ukrywał, staram się uczynić go bardziej ludzkim. Ten rozdział
jest dlatego dość istotny.
No
i nie wspominam o szkole, w której naprawdę ostro wzięli się za przygotowywanie
nas do matury.
Fakt,
że nie ma żadnych komentarzy, a jedynie nabija się licznik wejść, również nie
motywuje, by zostać godzinę dłużej w nocy, usiąść przed laptopem i coś
naskrobać, naprawdę.
No,
ale tak czy siak mam nadzieję, że się Wam mimo wszystko spodoba, i do
następnego!
Hmm... dopatrzylam sie linku do Twojego bloga na grupie Dramione PL na facebooku. Jestem mile zaskoczona i... zainteresowana, co ostatnio rzadko ma miejsce, jesli chodzi o nowe blogi i opowiadania w polskim fandomie.
OdpowiedzUsuńPrzyznaje sie bez bicia, ze przeczytalam tylko ten rozdzial - sesja, to wszystko wyjasnia - ale mam nadzieje, ze nie zgubie i nadrobie pozostale dwa.
Styl masz dosc lekki, ladnie piszesz, choc w paru miejscach przyuwazylam brak paru przecinkow ;> ale to nic. Podoba mi sie wprowadzenie wlasnego bohatera, choc chetniw - o dziwo - dowiedzialabum sie czegos wiecej o niej :) i watek i pomysl na pobyt Draco i Hermiony... spotkalam sie z tym juz pare razy, ale mimo to podoba mi sie, bo fajnie sie zaczyna ;>
Hmm... zaciekawilas mnie! Dlatego mam drobna prosbe - jestem strasznie zakrecona, a chcialabym zostac turaj na dłużej - czy mogłabyś informowac mnie przez pare rozdzialow o nowosciach? :)
[affabre.sis@gmail.com]
Pozdrawiam serdecznie,
wanilijowa
jej, bardzo mi miło i dziękuję za taki komentarz! :)
UsuńRozdział powinien pojawić się do końca tygodnia, ale chętnie Cię poinformuję :)
Pozdrawiam!